Marc Spector wraca do gry. Po upadku, zdradach i utracie zaufania sojuszników, zakłada Misję Midnight, miejsce, w którym każdy może szukać pomocy przed tym, co czai się w mroku. Moon Knight autorstwa Jeda MacKaya to otwarcie nowego rozdziału w historii bohatera, w którym akcja miesza się z terapią, a superbohaterskie starcia z nocnymi demonami – tymi z miasta i tymi wewnątrz samego Spectora.
Powrót po upadku
Historia zaczyna się w momencie, gdy Marc Spector próbuje poskładać swoje życie po dramatycznych wydarzeniach. Jego relacje z innymi bohaterami są napięte, reputacja mocno nadszarpnięta, a on sam balansuje na granicy wypalenia. MacKay pokazuje go jako człowieka, który walczy nie tylko z przestępcami, ale też z poczuciem winy i brakiem zaufania do samego siebie. Misja Midnight staje się symbolem tej próby odkupienia i jest to swego rodzaju nocne pogotowie dla ludzi z problemami, których zwykła policja nie potrafi rozwiązać. Wampiry, sekty, tajemnicze kulty, tu trafiają sprawy dziwne, niebezpieczne i często śmiertelne.

Ekipa z cienia
Spector nie działa sam. Tworzy niewielką, ale intrygującą drużynę: były członek Hydry, kobieta z traumą po wampirzym ataku, a także tajemniczy były kapłan Khonshu. Każde z nich nosi własne blizny zarówno te fizyczne, jak i psychiczne i każde w jakiś sposób odbija fragment przeszłości Marca. Relacje między nimi to jeden z najmocniejszych elementów komiksu. Widać, że ta grupa nie jest drużyną w klasycznym, marvelowskim stylu, to raczej wspólnota osób, które próbują odnaleźć sens w życiu po tym, jak świat zepchnął je na margines.
Terapia jako broń i tarcza
Najbardziej wyróżniającym się motywem tomu są sesje terapeutyczne. Moon Knight spotyka się regularnie z psychologiem, a te rozmowy są przeplatane z dynamicznymi scenami akcji. MacKay nie ucieka od trudnych pytań o granice przemocy, o to, czy można być dobrym człowiekiem, jeśli wyrządziło się zło, i czy zbawienie zawsze jest możliwe. Te fragmenty sprawiają, że postać Spectora staje się pełniejsza. Nie jest to już tylko „Batman w bieli”, to bohater, który naprawdę stara się zrozumieć, co jest w nim zepsute i jak to naprawić.

Ciemność i biel
Rysunki Alessandro Cappuccio i kolory Rachelle Rosenberg tworzą wyrazisty kontrast między śnieżną bielą kostiumu a brudnymi, mrocznymi ulicami miasta. Kiedy Moon Knight pojawia się na planszy, wygląda niemal jak duch. Czysty, ale przerażający. Sceny walk są przejrzyste i dynamiczne, ale prawdziwe wrażenie robią momenty statyczne, gdy bohater stoi w milczeniu, a kadry zdają się mówić więcej niż dialogi. Miłym aspektem są dodatkowe okładki alternatywne – to zawsze przyjemny bonus dla kolekcjonerów.
Idealny punkt startowy
Tom 1 jest przystępny nawet dla osób, które wcześniej nie śledziły przygód Moon Knighta. Autor umiejętnie wplata elementy jego skomplikowanej przeszłości w nową historię, dzięki czemu nie trzeba znać wszystkich poprzednich wątków, by zrozumieć fabułę. Jednocześnie fani postaci docenią smaczki i subtelne nawiązania do wcześniejszych wydarzeń w tym obecność (choć na razie jedynie w tle) jego innych osobowości.
Sprawdź też: Rządy X. X-Men. Tom 1 – recenzja komiksu – Nowy początek

Podsumowanie
Moon Knight Tom 1 to udane otwarcie nowej serii – mroczne, stylowe i z wyraźnie nakreśloną tożsamością. To historia o walce z własnymi demonami, o próbie odbudowania siebie i o tym, że czasem jedyną drogą do odkupienia jest zanurzenie się w mrok, by wyciągnąć z niego innych. Nie jest to wyłącznie komiks o superbohaterze, to opowieść o człowieku w masce, który próbuje być lepszy, nawet jeśli nie wierzy, że na to zasługuje.
Sprawdź też: Daredevil: Tom 1 – recenzja komiksu – Upadek, wina i odkupienie Człowieka Bez Strachu