Czy komiks może jednocześnie hipnotyzować i budzić niepokój? Czy historia obrazkowa może być tak intensywna, że zostaje w głowie na długo po zamknięciu ostatniej strony?
Maszyna zamiast człowieka
Broń X to historia narodzin potwora – choć nie do końca wiadomo, kto tym potworem jest: tytułowy bohater czy może ci, którzy go stworzyli. Komiks ukazuje moment w życiu Logana, kiedy zostaje poddany nieludzkim eksperymentom mającym na celu stworzenie idealnej maszyny do zabijania. To nie jest klasyczne origin story z patosem i moralną przemianą. To bardziej koszmar w stylu science fiction – pełen chłodu, sterylnych laboratoriów, manipulacji umysłem i fizycznego cierpienia. Dzieło to mówi o dehumanizacji w sposób bezpośredni, ale i symboliczny – postać Wolverine’a staje się tu niemal ikoną traumy.

Forma jak z horroru
Barry Windsor-Smith odpowiada nie tylko za rysunki, ale i scenariusz, a jego dzieło to przykład niezwykłej spójności wizualno-narracyjnej. Kadry są duszne, klaustrofobiczne, pełne przemocy i napięcia – a jednocześnie hipnotyzują swoją szczegółowością. Kolorystyka, oparta na zimnych barwach, jeszcze mocniej podbija wrażenie odrealnienia i uwięzienia. Miejscami Broń X przypomina bardziej psychologiczny horror niż komiks superbohaterski. Czuć tu wpływ twórczości Davida Cronenberga – obsesja na punkcie ciała, mechanizacji, kontroli. Całość przytłacza, ale też fascynuje – właśnie tak powinno się opowiadać o bólu i przemianie.
Wewnętrzne piekło
Mimo że w komiksie niemal nie ma klasycznego dialogu w stylu Marvela, nie brakuje tu głębi. Bohater nie mówi wiele – jego umysł jest w rozsypce – ale narracja prowadzona z perspektywy obserwatorów projektu i fragmenty myśli Logana dają czytelnikowi niepokojący wgląd w jego wnętrze. Szczególnie dobrze wypadają kontrasty między naukową zimną analizą a brutalną rzeczywistością, jakiej doświadcza obiekt eksperymentu. Windsor-Smith nie daje prostych odpowiedzi – zło nie ma tu jednej twarzy, a ofiara nie jest tylko bezbronną istotą. To opowieść o rozpadzie tożsamości, nie tylko fizycznym, ale i emocjonalnym.

Eksperyment na formie
Broń X odbiega od klasycznego komiksu superhero także pod względem struktury. Brakuje tu wyraźnej fabularnej osi prowadzącej do kulminacji i rozwiązania. To raczej psychodeliczna podróż przez kolejne etapy przemiany – z pogranicza jawy i snu, świadomego i nieświadomego. Warto to zaznaczyć: ta pozycja może nie trafić do każdego czytelnika. To dzieło wymagające skupienia, momentami hermetyczne, zrywające z konwencjami i stawiające bardziej na atmosferę niż na akcję. Ale właśnie dzięki temu pozostaje w pamięci – jako coś więcej niż tylko historia o tym, jak Logan dostał swoje adamantowe szpony.
Nowe wydanie
Wydanie Egmontu z 2025 roku to nie tylko powrót do klasyki, ale też szansa, by spojrzeć na Broń X w nowym świetle. W czasach, gdy opowieści o superbohaterach stają się coraz bardziej ułagodzone i bezpieczne, ten komiks przypomina, jak potężne może być medium, gdy nie boi się brudu, bólu i brutalności. Dobrze wydana, z twardą oprawą, solidnym papierem i klarownym tłumaczeniem – ta wersja Broni X oddaje ducha oryginału, nie próbując go unowocześniać na siłę. Dodatkowym atutem są wstępy i posłowie, które pozwalają lepiej zrozumieć kontekst powstania tej historii.
Sprawdź też: Rządy X. Wolverine. Tom 1 – recenzja komiksu – Wolverine powraca, tylko po co?

Nie dla każdego, ale dla odważnych
Wolverine: Broń X to komiks, który nie bawi się w półśrodki. Jest brutalny, gęsty i momentami wręcz przytłaczający. Ale dla tych, którzy chcą czegoś więcej niż kolejnego superbohaterskiego originu, to pozycja niemal obowiązkowa. Barry Windsor-Smith stworzył dzieło, które nawet dziś – lata po premierze – potrafi wstrząsnąć i zmusić do refleksji. Nie znajdziecie tu wielkiej bitwy o losy świata. Znajdziecie natomiast bardzo osobisty dramat zamknięty w ciele praktycznie nieśmiertelnego żołnierza.
Sprawdź też: Wolverine: X żywotów/X śmierci – recenzja komiksu – Wolverine kontra czas