Jeżeli czytaliście moje wcześniejsze recenzje, to wiecie, że zazwyczaj gustuję w fantastycznych czy bajkowych tytułach. Tym razem zamiast zwalczających zło magical girls, na tapet weźmiemy historię człowieka, który nie tylko został miliarderem, ale ma realny wpływ na kształt naszego świata, a jego sylwetka polaryzuje społeczeństwo na całym globie.
Portret potentata
W świecie, gdzie biografie ludzi sukcesu sprzedają się równie dobrze co thrillery, powieść graficzna o Elonie Musku wydaje się czymś naturalnym. Sama rozważałam po sięgnięcie książki autorstwa Waltera Isaacsona, ale przeraziła mnie jej objętość (896 stron!!!). Na szczęście z pomocą przybył mi Non Stop Comics i wydany przez nich Elon Musk. Amerykański Oligarcha. Tytuł ten nie podąża ścieżką banalnej laurki. To złożona, miejscami prowokacyjna próba zrozumienia fenomenu jednej z najbardziej wpływowych i kontrowersyjnych postaci XXI wieku, opowiedziana w formie komiksu, balansująca na granicy biografii, satyry i geopolitycznego dramatu. Za scenariusz, rysunki i kolor odpowiada Darryl Cunningham. Tłumaczenie jest dziełem Wojciecha Birka i Macieja Muszalskiego. Korekty dokonały Magdalena Mierzejewska oraz Hanna Antos.

Nie jest to hagiografia
Od pierwszych kadrów autor nie ukrywa, że ich intencją nie było stworzenie pomnika. Komiks ukazuje Muska nie jako genialnego wynalazcę czy herosa przyszłości, lecz jako złożonego, często sprzecznego człowieka: z jednej strony wizjonera, z drugiej bezwzględnego biznesmena o ego większym niż jego rakiety. Elon przedstawiony jest jako produkt swojej epoki: cyfrowego darwinizmu, neoliberalnych fantazji i globalnych napięć. Komiks nie ucieka od trudnych tematów – od toksycznego zarządzania w Tesli, przez kontrowersje wokół przejęcia Twittera, aż po jego polityczne flirty i imperialne zapędy. Twórcy, opierając się na literaturze i publikacjach z opiniotwórczej prasy odtworzyli również historię jego przodków m.in. dziadka, który już w latach 40. XX wieku był zagorzałym technokratą, czy rodziców, przedstawiając ich sylwetki często również w niezbyt korzystnym świetle, mówi o intymnych szczegółach. To wszystko pozwala czytelnikowi zrozumieć, co ukształtowało jednego z najbardziej wpływowych ludzi świata. Mnie sama już lektura zachęciła do zgłębienia swojej wiedzy na temat rządów Apartheidu w Afryce.
Forma jako filtr krytyczny
Czytając komiks, miałam wrażenie, że autor wzorował się na emitowanej w latach 90. na MTV kreskówce Beavis and Butt-Head. Miliarder ma podobną ekspresję do postaci z mojego dzieciństwa, szczególnie gdy coś idzie nie po jego myśli. Forma komiksu pozwala autorom na ironiczne przetworzenie faktów. Nie chodzi tu o dokładność dokumentalną, lecz o interpretację nasyconą czarnym humorem, absurdem czy publicystyczną zadziornością. Rysunki Cunninghama celowo unikają realizmu. Musk jawi się tu momentami jak karykatura demiurga, którego twarz przybiera groteskowe grymasy, a ruchy są teatralnie przerysowane. Taki zabieg nie dehumanizuje bohatera, lecz demitologizuje jego kult. W efekcie powstaje opowieść o władzy, która coraz częściej przybiera formę spektaklu, a Elon jest jego gwiazdą i reżyserem jednocześnie.

Nieoczywista struktura narracyjna
Zamiast klasycznej chronologii, twórcy zdecydowali się na strukturę mozaikową. Podzielono go na cztery części. Poszczególne rozdziały przedstawiają różne etapy życia i działalności Muska – od dzieciństwa w RPA, przez powstanie PayPala, rozwój Tesli i SpaceX, aż po przejęcie Twittera i współczesne zaangażowanie polityczne. Jednak każdy z nich ma własną dynamikę i ton – raz jest to dramatyczny reportaż, innym razem satyra, a bywa, że całość przeradza się niemal w groteskę. Taki zabieg potęguje poczucie nieprzewidywalności i daje czytelnikowi szeroką perspektywę, choć czasem może też wprowadzać narracyjny chaos. Zupełnie jak działania Elona Muska w rzeczywistości.
Spojrzenie z dystansu, ale bez chłodu
Mimo wyraźnie krytycznego tonu, autorzy nie popadają w tani moralizm. Musk nie jest tu jedynie złoczyńcą, to figura tragiczna, człowiek opętany ideą zmiany świata, ale też niemożliwy do kontrolowania przez społeczne normy czy instytucje. Czasem wydaje się wręcz ofiarą własnego mitu. W tle pojawiają się też liczne nawiązania do innych „technokratycznych bogów” – Jobsa, Bezosa, Zuckerberga, co dodatkowo wzbogaca kontekst.
Sprawdź też: Jestem ich milczeniem – recenzja komiksu – Zabójstwo, winnica i głosy w mojej głowie.

Podsumowanie
Elon Musk. Amerykański Oligarcha to komiks odważny, oryginalny i zdecydowanie potrzebny. Łączy atrakcyjną formę z poważną treścią, nie unikając kontrowersji i trudnych pytań o współczesną władzę, wpływ technologii na demokrację czy granice indywidualnego geniuszu. To nie tylko portret człowieka, ale i epoki – z jej iluzjami, kryzysami i fascynacją siłą. Dla fanów komiksu, ale i dla tych, którzy szukają czegoś więcej niż kolejnej biografii Muska, to pozycja obowiązkowa.
Sprawdź też: Radiant Black. Tom 1 i 2 – recenzje komiksów – Gdy kosmiczna moc wpada w ręce przeciętnego obywatela