Gdyby ktoś mi powiedział, że spędzę kilkanaście godzin, klikając myszką w zasłony, łóżka i kible, śmiałabym się jak przedsiębiorca przed pandemią i mu (nie?)uwierzyła. Symulatory od PlayWay to powoli moja nowa religia. Z każdym kolejnym bawię się coraz lepiej. Jak będzie w przypadku Hotel Owner Simulator?
Powyższy tytuł to symulacyjna jazda bez trzymanki, która zamiast nudzić, potrafi wciągnąć jak tanie wino studenta turystyki. Wchodzimy w skórę świeżo upieczonego hotelarza i od zera, dosłownie z poziomu grzybów na ścianie i karaluchów na śniadanie, budujemy imperium, w którym każdy gość poczuje się jak w Hiltonie… no, przynajmniej do momentu aż nie zobaczy łazienki.
Na początku było brzydko, brudno i biednie
Przyznam, że tym razem twórcy mnie zaskoczyli. Wita nas imponujący swym rozmiarem i luksusem hotel. Początkowo nie mogłam uwierzyć, widząc prestiżowe foier z dystyngowanym recepcjonistą.
Naszym pierwszym zadaniem jest znaleźć czekającą na nas blond piękność. W tym celu przemierzamy niezwykłe patio i część rekreacyjną, chłoniemy widok basenów i mola przy plaży. Gdy odnajdujemy zagubioną piękność…wszystko okazuje się tylko sennym marzeniem. Start gry to klasyczny symulatorowy syf level 1. Obejmujesz kontrolę nad ruiną, która wygląda jak połączenie sanatorium z horroru klasy B i komuny cioci Grażyny. Każdy pokój to osobna tragedia projektowa, a goście – cóż – mają wymagania wyższe niż influencerzy z TikToka, choć płacą tyle, co za nocleg w schowku na szczotki. Zaczynamy od wyboru nazwy naszego przybytku, która jako neon zawiśnie na froncie naszego hotelowego imperium.
Naszym obowiązkiem jest sprzątanie, remonty i zarządzanie. Czyli robisz wszystko – od wieszania obrazów przez składanie łóżek, aż po ustawianie idealnego ciśnienia w spłuczce. Brzmi jak żart? To dopiero początek.
Sprawdź także: Alchemist Shop Simulator – recenzja gry. Magia, mikstury i zarządzanie w jednym kotle
Po wybraniu nazwy – Sonisia Hotel (jakże mogłoby być inaczej), zabrałam się za porządkowanie przestrzeni. Robota szybka i jakże satysfakcjonująca; za każde schylenie się po zepsutą paletę i wrzucenie jej do kosza otrzymujemy punkty doświadczenia. Miejsce ma potencjał na klimatyczny hotelik. Przypomina meksykańską casę, lekko nadgryzioną zębem czasu. Ale mamy sporą przestrzeń rekreacyjną i okalającą teren zieleń.

Pierwszy klient odwiedził mój przybytek już po kilku minutach – był to jednak prawdziwy koń trojański: Alfons, którego zameldowanie jest nielegalne i skutkuje nałożeniem surowej kary. Jeżeli postanowicie zaoferować łapówkę kontrolerowi i będzie za niska, to zapłacicie dwukrotność grzywny. Tak więc zapamiętajcie, drogie dzieci: stręczycieli meldujemy jedynie raz, aby odblokować osiągnięcie. Inaczej będziecie na srogim minusie.
Zaczynamy od zera, wybieramy szablon pokoju, a następnie meblujemy wybrane pomieszczenie. Przeważnie w symulatorach zaczynam od najtańszego asortymentu, by w jak najkrótszym czasie pozyskać jak najwięcej zarabiającej na siebie powierzchni. Tutaj jednak, mając doświadczenie w branży hotelarskiej, postanowiłam zacząć od najlepszych jakościowo mebli, żeby stworzyć przestrzeń, do której moi klienci będą chcieli wracać.

Goście nie podzielali mojego entuzjazmu. Kiedy próbowałam zagaić i przeprowadzić zwyczajowy small talk, odpowiadali mi niezbyt przyjemnie, a czasami nielogicznie. Po zmianie języka na polski, dialogi czasami są pozbawione sensu. Informujesz turystę, że jesteś właścicielem tego przybytku, a on z pełnym luzem odpowiada: „Tak, grałem”. Inni z kolei chcieli wymusić na mnie zniżkę za bycie miłym – niedoczekanie wasze Gringos!
Gospodarka i goście, czyli piekło dwóch G
Hotel Owner Simulator ma ambicje menadżerskie, choć momentami przypomina bardziej symulator „Janusza-złotej-rączki”. Musimy zarządzać budżetem, zatrudniać personel (po osiągnięciu poziomu 5), który rzadziej pracuje, a częściej stoi z założonymi rękami, a także reagować na kaprysy klientów, z uporem maniaka zgłaszających, że mają ochotę na drobną przekąskę albo jeszcze jedną szklaneczkę soku/lemoniadki. Tak, gdy już zatrudnicie asystentów do sprzątania pokoi, hotelu i prania pościeli, na waszych barkach pozostanie dostarczanie klientom przekąsek z automatu, robienie fast foodów w restauracji oraz wynoszenie foliowych worków ze śmieciami.
Wszystko to składa się na prawdziwy rollercoaster emocji. Z jednej strony satysfakcja z ukończonego remontu i pochwała od zadowolonego gościa, z drugiej złośliwy recenzent, który wystawi ci jedną gwiazdkę, bo „klamka się lepiła”.

A jak wyglądają finanse? Jak zawsze w hotelarstwie – Excel płacze, a kalkulator się topi. Ceny materiałów idą w górę, pensje rosną, a ty wciąż próbujesz wcisnąć się w budżet jak w garnitur z liceum. Tu naprawdę czuć presję branżową, żeby oszczędzać przychody na zakup kolejnego hotelu. Szczególnie jeżeli smutny pan w garniturze po raz kolejny nałoży na Twój przybytek karę podczas kontroli.
Technikalia i detale, które robią różnicę
Pod względem graficznym, gra nie powala, ale też nie odstrasza. Modele są czytelne, wnętrza dają się polubić, a edytor wystroju pozwala na kreatywność rodem z instagramowych, beżowych wnętrz influencerek. Z każdym kolejnym hotelem odblokowujemy więcej luksusowych elementów.
Optymalizacja działa bez większych zarzutów – gra nie zacina się, zapisy działają poprawnie i wczytują się błyskawicznie.

Chociaż jest to typowy symulator, broni się wizualnym dopracowaniem. Jest o wiele atrakcyjniejszy graficznie od recenzowanych przeze mnie ostatnio tytułów. Tryb projektowania jest estetyczny i daje ogrom satysfakcji. Grając w Simsy zazwyczaj wybieram gotowe projekty, tutaj każdy pokój zaprojektowałam od A do Z, czerpiąc ogrom satysfakcji oraz analizując każdy detal. Można skorzystać również z płatnych, gotowych aranżacji pomieszczeń przygotowanych przez innych graczy.
Fani dekoracji wnętrz będą mogli rozwinąć skrzydła w trybie swobodnym, gdzie bez presji usługiwania gościom skupią się jedynie na urządzaniu pokoi.
Branżowo? Jak najbardziej
Hotel Owner Simulator nie jest może symulatorem idealnym, ale ku mojemu zaskoczeniu bardzo trafnie oddaje trudy branży HoReCa. Od absurdalnych wymagań klientów, przez dramatyczną walkę z kosztami, po drobne sukcesy, które naprawdę dają satysfakcję. Gra uczy, że prowadzenie hotelu to nie tylko świeże kwiaty w wazonie i uprana pościel, ale codzienna walka z budżetem, czasem i… upartym klientem, który już nie chce napoju gazowanego, bo musiał czekać 30 sekund aż wyrzucisz śmieci do kontenera na odpady zmieszane. System progresji jest dość wdzięczny i nagradza włożony trud i poświęcone godziny. To właśnie dzięki szybkim i systematycznym awansom ciężko mi było przerwać rozgrywkę.

Podsumowanie – warto zaryzykować?
Jeśli jesteś pasjonatem hotelarstwa, studentem turystyki albo po prostu masz ochotę poczuć się jak właściciel pensjonatu w Karpaczu – sięgnij po tę grę bez wahania. Jeżeli tak jak ja lubisz symulatory, to ten jest pozycją obowiązkową! Hotel Owner Simulator potrafi rozbawić, wciągnąć i zaskoczyć, a jednocześnie (ku uciesze branżowców) pokazuje, że zarządzanie hotelem to nie bajka, tylko ciężka praca, pełna absurdu, sprytu i podnoszenia worków ze śmieciami.

Zresztą, kto nie chciałby przez chwilę poczuć się jak hotelowy Napoleon z mopem zamiast szabli?
Trailer: