Film F1, w którym Brad Pitt wciela się w emerytowanego kierowcę Formuły 1 Sonny’ego Hayesa, obiecuje maksymalny realizm w scenach wyścigów. Reżyser Joseph Kosinski ujawnił, że aktorzy faktycznie prowadzili bolidy na prawdziwych torach, osiągając zawrotne prędkości ponad 180 mil na godzinę.
Lewis Hamilton jako mentor i doradca techniczny
Lewis Hamilton, który jest także producentem filmu, odegrał kluczową rolę w przygotowaniu Pitta i Damsona Idrisa do wymagających scen wyścigowych. Kosinski podkreślił, że legendarny kierowca osobiście nadzorował ich trening:
„Pierwszego dnia byliśmy na torze – ja, Brad i Lewis Hamilton. Brad musiał udowodnić, że potrafi prowadzić, bo jeśli nie, cały film by się rozsypał.”
Na szczęście Pitt od razu wykazał się naturalnym talentem, co według Kosinskiego mogło wynikać z jego doświadczenia w jeździe na motocyklach.
Autentyczność wyścigów – bez efektów specjalnych
Kosinski podkreśla, że w filmie nie da się udawać emocji związanych z prowadzeniem bolidu w ekstremalnych warunkach:
„To coś, czego nie można podrobić. Kiedy widzicie Brada prowadzącego, on naprawdę walczy, żeby utrzymać się na torze.”
Hamilton, jako były debiutant i siedmiokrotny mistrz świata, pomógł także w kształtowaniu narracji filmu, który opowiada historię weterana wyścigów i młodego debiutanta.
Czy F1 wyznaczy nowy standard w kinie sportowym?
Joseph Kosinski kontynuuje trend realizmu w widowiskowych produkcjach. Po Top Gun: Maverick, gdzie Tom Cruise faktycznie latał myśliwcami, F1 idzie o krok dalej, prezentując autentyczne wyścigi bez zbędnych efektów komputerowych.
Czy taki poziom realizmu sprawi, że F1 stanie się kultowym filmem sportowym? Dowiemy się w tego już 27 czerwca 2025 roku
Źródło: ScreenRant
Źródło grafiki: TheWrap