Od pewnego czasu sam śledziłem wszelkie doniesienia dotyczące nowego dzieła Andrzeja Sapkowskiego, dlatego bardzo uradowałem się na pojawienie Rozdroża Kruków pod koniec bieżącego roku. W przypadku gdy autor wraca na rynek po ponad 10 latach pisarskiego niebytu, a jego książki nie potrzebują żadnego marketingu, można podejrzewać, że cieszy się całkiem dużą sławą. Zaledwie tydzień przed premierą tytułu internet przepełnił entuzjazm spowodowany m.in. udostępnieniem okładki i opisu tomu.
Czy jednak nowa powieść o przygodach Geralta zasłużyła jednak na taką reakcję?
Sapkowski budzi się ze snu zimowego
Andrzeja Sapkowskiego nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Pośrednio wpłynął na odwrócenie trendu w polskiej fantastyce, która po twórczości Lema w dużej mierze zmierzała w stronę science-fiction. Wiedźmin Geralt i jego przygody spowodowały zwrot ku fantasy. Ostatni tom wiedźmińskiego pięcioksięgu ukazał się w 1999 roku, a wydany 14 lat później spin-off – Sezon Burz spotkał się z bardzo mieszanym odbiorem wśród czytelników.
Musieli oni poczekać jednak kolejne 11 lat, aby otrzymać nową historię o przygodach białowłosego zabójcy potworów, która pochodziłaby spod pióra słynnego autora (jego nazwisko pojawiło się na okładce Szponów i Kłów, mimo że tytuł ten zawierał fanowskie opowiadania z konkursu Nowej Fantastyki). Mimo kolejnych wydań swoich książek pisarz nadal pozostaje wierny jednemu wydawcy. Z tego powodu również na okładce Rozdroża Kruków znaleźć można logo warszawskiej superNOWY.
Strzeż się rozdroży i kruków
Autor wielokrotnie zapewniał, że książkowa historia Geralta jest już zamknięta pod względem jakichkolwiek kontynuacji. Za to w swoich poprzednich tytułach raczej nie rozwodził się nad jego młodzieńczymi przygodami, więc po ukazaniu się pierwszych informacji dotyczących nowego tytułu, myśli wielu fanów podążyły w stronę potencjalnego prequela.
Okazuje się, że ich wiedźmińskie zmysły były bardzo wyczulone, gdyż Rozdroże Kruków opowiada właśnie o przygodach młodego zabójcy potworów, który dopiero na dobre opuścił w miarę bezpieczne mury Kaer Morhen i wyruszył na Szlak. Akcja tego tomu rozpoczyna się niedługo po jego pierwszej samodzielnej walce, o której wspominał Ioli w czwartej części opowiadania Głos Rozsądku. Właśnie z negatywnymi konsekwencjami tej potyczki musi się mierzyć, jednak po chwili z opresji wybawia go tajemniczy jegomość, którego włosy mają równie charakterystyczny kolor. Składa on Geraltowi propozycję nie do odrzucenia. Ma on per procura podróżować po Kaedwen i wypełniać kolejne podsuwane mu przez agenta zlecenia. W oddali wisi jednak tajemnica wydarzenia, które niegdyś spowodowało, że Szkoła Wilka niemalże zamknęła swe podwoje.
Geralt jeszcze nie z Rivii
Kilkukrotnie zdążyłem już wspomnieć, że głównym bohaterem tej powieści jest oczywiście wiedźmin Geralt. Po skończonym szkoleniu wyruszył on na Szlak, jednak daleko mu do osobistości, która zyska przydomki pokroju Białego Wilka czy Rzeźnika z Blaviken. Jako czytelnicy po raz pierwszy spotykamy go, jako młodego, wręcz nieopierzonego adepta trudnej sztuki zabijania potworów i odczyniania uroków. Brakuje mu także znajomości świata i jego realiów, gdyż wcześniej jego horyzonty ograniczały się przede wszystkim do jednego siedliszcza.
Na szczęście trafia on jednak pod skrzydła Prestona Holta, byłego wiedźmina, który zaczyna nauczać go nie tylko szermierki i walki wręcz, ale także pewnej ogłady. Pod koniec tego rozdziału historii przyszła legenda kontynentu przestaje „obczajać” sytuację, a wypowiedzi jego rozmówców przestają spotykać się ze zdawkowym „no weź”. To właśnie rozwój charakteru i powolna zmiana zachowań Geralta, jest chyba największą zaletą Rozdroża kruków, gdyż w miarę postępu fabuły zaczyna on przypominać postać, którą mieliśmy okazję poznać i pokochać we wcześniejszych dziełach Sapkowskiego.
Opowieść (nie tylko) o zemście
Pewne rzeczy się nie zmieniają, nie zmienia się również i Geralt. Nawet po wielu latach na Szlaku zdarzało mu się nieświadomie wplątywać w intrygi, dlatego nie powinno dziwić, że jako świeżak również dał się wciągnąć w plan, w którym był zaledwie pionkiem. Obok rozwoju głównego bohatera drugim ważnym wątkiem jest zemsta. Nie dotyczy ona jednak wydarzenia, które spotkało go bezpośrednio, a ataku na Kaer Morhen, który prawie doprowadził do zaprzestania szkolenia nowych wiedźminów w tej szkole.
Sapkowski pokusił się o napisanie własnej wersji historii, którą próbował opowiedzieć Netflix w animowanej Zmorze Wilka. Przy okazji dodam, że nie omieszkał też stworzyć własnej wersji genezy wędrownych zabójców potworów, robiąc to o niebo lepiej i racjonalniej niż Rodowód Krwi. Rozdroże Kruków daje nam też możliwość, by razem z protagonistą wydedukować, kto stoi za paszkwilem Monstrum, albo wiedźmina opisanie, który swego czasu doprowadził do pogromu w górskiej warowni.
Jak dobrze jest powrócić do znajomego świata
Najnowsza książka Sapkowskiego wypełniona jest po brzegi nawiązaniami do pozostałych dzieł z uniwersum, których podczas mojej lektury udało się wyłapać całkiem dużo. Geraltowi przyszło spotkać się kilkukrotnie z Nenneke, którą czytelnicy bardzo dobrze kojarzą. Okaże się jednak, że nie rezydowała ona w Ellander przez całe życie. Jedna z napotkanych (nieprzypadkowo) na szlaku postaci nosiła na szyi wiedźmiński medalion z podobizną jadowitego gada, co stało się obiektem drobnych żartów, gdyż o Szkole Żmii jak dotąd usłyszeć mogliśmy tylko w grach od CD Projekt Red.
Nie zabrakło również odrobiny nawiązań do przyszłych wydarzeń. Szczególnie spodobał mi się moment, w którym Biały Wilk stwierdza, że widły to słaba broń w starciu z zabójcą potworów. Oczywiście pojawić się musiało także odwołanie do sławetnego prawa niespodzianki, ale kilka pozostałych smaczków, często okraszonych humorem pozostawię wam do odkrycia, gdy weźmiecie książkę w swoje ręce. Część ze wspomnianych powyżej ciekawostek będzie trudna do wychwycenia przez początkujących fanów uniwersum, jednak przez starych wyjadaczy zostaną one na pewno docenione.
Nowy, stary Sapkowski
Już na pierwszych stronach powieści można doświadczyć ciętego humoru, którym od wielu lat raczył nas Andrzej Sapkowski. W dialogach, które wyszły spod jego pióra, nie zabraknie również sporej dawki ironii, za którą myślę, że ceni go wielu czytelników. Nie omieszkał on także nieco rozszerzyć bestiariusza, przez co możemy przeczytać o scenach walk z potworami, których nie widzieliśmy nigdzie indziej.
W poprzednich dziełach pisarz nie powstrzymywał się od wplatania drażliwych kwestii światopoglądowych w fabułę, jednak stawiając obok siebie Rozdroże Kruków i sytuację, z pięcioksięgu, w której znalazła się Milva, nowe dzieło wypada pod tym względem dość topornie. Co ciekawe autor spędził prawdopodobnie trochę czasu nad włoskimi traktatami szermierczymi, gdyż na kartach powieści przewijają się dość często zwroty związane z walką mieczem długim. Dla mnie jednak nieco przesadził, gdyż po którymś spotkaniu z nimi zaczęły one wytrącać nieco z immersji. Podobnie rzecz miała się z łacińskimi wtrąceniami, których Geralt ni w ząb rozumiał, ale udawał, że jest z tematem obeznany, zupełnie jak student medycyny na pierwszych zajęciach z anatomii. Przyznam się, że siadając do lektury Rozdroża kruków, nie zakładałem, iż przyjdzie mi czytać opis lekcji anatomii głowy i szyi, która była udzielana głównemu bohaterowi. Kilkukrotnie czytałem ten fragment, aby upewnić się, że temat ten został przedstawiony zgodnie z prawdą, a przy okazji przypomniałem sobie setki godzin, które sam spędziłem z tym przedmiotem.
Liczę na poprawę w kolejnej książce
Andrzej Sapkowski zapowiedział, że pracuje już nad kolejną książką. Myślę, że to raczej dobra wiadomość, bo Rozdroże Kruków zostawia po sobie pewien niedosyt i nieco niesmaku, stąd nadzieja, że kolejny tom ukoi moje serce. Przede wszystkim w oczy rzuca się bardzo nierównomierne tempo akcji, które przez pierwsze 200 stron potrafi się wlec, zupełnie jakby Geralt wyruszył na odkrywanie wszystkich pytajników na Skellige. W końcówce natomiast leci na łeb na szyję, przez co wydarzenia i sceny są opisywane bardzo skrótowo. Bardzo zdziwił mnie też zabieg przedstawienia części wydarzeń w postaci listów, które wysyłają do siebie postacie żyjące w uniwersum. Najnowsze przygody białowłosego zabójcy potworów spowodowały też niemałe zamieszanie z powodu różnorodnych wydań.
Zacznę jednak od „normalnego” wydania, które zakupiłem. Wpasowuje się ono idealnie między pozostałe tomy, jednak po kilku rozdziałach w oczy rzuca się zabieg, który sztucznie pompuje i tak małą (292 strony) objętość książki. Mam tu na myśli spora ilość wolnej przestrzeni na kartkach. Porównywałem wyrywkowo wszystkie wiedźmińskie książki, które mam w swojej biblioteczce i tylko w Rozdrożu Kruków spotkałem się z sytuacją, w której pomiędzy dwoma rozdziałami znalazła się cała pusta strona. Oczywiście przestrzeń nieco zapełniają fragmenty wiedzy o świecie przekazywane w postaci różnorodnych cytatów (ze świata Wiedźmina, ale również tego, który nas otacza).
Przyznaję się, że nie jestem specjalistą od rynku wydawniczego, ale pewne posunięcia w okolicach premiery są co najmniej dziwne. Rozumiem brak jakiejkolwiek promocji i podanie szczegółów książki do informacji publicznej zaledwie tydzień przed premierą, gdyż wystarczyło samo nazwisko autora na okładce, by ludzie rzucili się do księgarń. Mimo to przekazywanie informacji o kolejnych wydaniach tego tytułu przez influencerów oraz ograniczenie ich dostępności do jednej księgarni (i to w cenie okładkowej) wywołało spory niesmak, zarówno u mnie, jak i części fanów twórczości Sapkowskiego. Gdyby tego było mało, to gdy czytelnicy zdążyli zakupić już jedną z 3 wersji w miękkiej oprawie, niespodziewanie pojawiła się informacja, o pojawieniu się dwóch kolejnych, tym razem z twardą okładką. Co prawda oprócz samej powieści zawierają one także bestiariusz, jednak mało kto odważył się dać grosza temu wiedźminowi.
Mimo wszystko było okej
Rozdroże Kruków okazało się najcieńszą wiedźmińską książką ze wszystkich dotąd wydanych, jednak jej lektura była dość przyjemnym doświadczeniem. Nie postawię jednak tego tomu na równo z pięcioksięgiem, gdyż jest to pod wieloma względami bardzo odmienna powieść. Wiem jednak, że dla jej pełnego docenienia, konieczna jest znajomość dalszych przygód Geralta (choćby w samym zarysie). Niestety nie zdążyłem odświeżyć pozostałych tomów przed premierą tego najnowszego, jednak mimo dość mieszanych uczuć, które po sobie pozostawił, zachęcił mnie on do powrotu do moich planów w najbliższej przyszłości.