REKLAMA

To zombie, a nie piesek jest najlepszym przyjacielem człowieka – recenzja „Welcome to ParadiZe”

Mateusz Zelek

Opublikowano: 17 marca 2024

Spis treści

Welcome to ParadiZe wyskoczyło jak zombie z rury kanalizacyjnej. To jedna z tych mniejszych produkcji, które gdzieś tam powstawały i pojawiają się na rynku cichaczem. Czy warto dać jej szansę? Popularne w internetach stwierdzenie „to zależy” idealnie oddaję tę kwestię.

Tym, co ma wyróżnić Welcome to ParadiZe na tle potencjalnej konkurencji surwiwalowej to absurdalny humor oraz zomboidy. Zacznijmy jednak po kolei – fabuła w produkcji Eko Software opowiada o tym, że świat się skończył i nastała inwazja zombie. Wiadomo – wiele osób umarło, część przetrwała. Ci, którym udało się przetrwać założyli tytułowe miasto Welcome to ParadiZe, które dzięki technologii kontroli umarlaków stworzyło całkiem nieźle prosperujący kawałek nieba w piekle na Ziemi.

Welcome to ParadiZe | Screen z gry

Ugłaskane zombiaki mogły wykonywać wszelkie irytujące obowiązki jak uprawa roli czy produkcja energii. Nasz bohater to ocalony, który przez długi czas próbował się dostać do tego raju. Oczywiście na miejscu okazuje się, że nic nie jest tak, jak powinno. Skracając – miasto jest rozwalone, mało kto tam przetrwał, ale pewnej grupie zapaleńców udało się odtworzyć technologię kontroli zombiaków.

REKLAMA

Cała opowieść jest z góry absurdalna oraz nacechowana masą sarkazmu i śmieszków. Twórcy nabijają się z korporacji, znanych filantropów, ludzkiej chciwości oraz wszelkich absurdów XXI wieku. Postacie, które przewijają się na ekranie, są stereotypowe i żywcem wyjęte z seriali dla dorosłych pokroju South Park czy BoJack Horseman. To nie jest więc poważna opowieść o przetrwaniu czy ludzkiej psychice w trakcie apokalipsy. Do tego dochodzą karykaturalne zomboidy, które są niewiele mądrzejsze od swoich „dzikich” kuzynów. Przynajmniej są śmieszne, chociaż to zależy, jaki kto lubi humor. Nie jest to komedia najwyższych lotów, a żarty czasem są bardzo dosadne. Mnie takie żarciki nie przeszkadzają i nie ukrywam, raz czy dwa prychnąłem pod nosem. 

Welcome to ParadiZe | Screen z gry

A zombie, zombie, zombie!

Welcome to ParadiZe to gra akcji z elementami surwiwalu, którego akcję obserwujemy z lotu ptaka. Zbieramy złom, aby budować architektoniczny złom i złomo-broń. Stylistyka jest tutaj więc typowa dla post-apo, gdzie liczy się praktyczność, a nie wygląd. Dlatego strzelamy z prowizorycznej broni palnej oraz wykorzystujemy klasyczne, kontaktowe rozwiązania, jakimi są pałki, siekiery czy inne ostre przedmioty. W tym wszystkim pomagają nam zomboidy – są nie tylko towarzyszami broniącymi nas przed zombie, ale także pracownikami w obozie. Ich customizacja pozwala nie tylko dopasować im odpowiednie role robocze, ale także realizować ciekawe scenariusze bojowe, np. prowokowanie przeciwników, bądź skupienie się na… byciu chodzącą bombą. Podpowiedzi w tematyce konfigurowania naszych zomboidów znajdziemy za pośrednictwem różnych planów rozrzuconych po świecie gry.

Welcome to ParadiZe | Screen z gry

Jeśli chodzi o moduł przetrwania, to ParadiZe ma bardzo proste rozwiązania. Nie musimy tutaj biegać za jedzeniem (chociaż te daje pewne premie), a jedyne, na co należy zwracać szczególną uwagę, to kwestia temperatury oraz samego paska życia. Budowanie także nie należy do najbardziej imponujących – ot, mamy parę budynków na krzyż, jakiś warsztat czy inny generator. Architektoniczni fani nie spędzą więc tutaj dziesiątek godzin na budowaniu wielkich zamków. Zbieramy natomiast masę złomu, bo amunicja szybko się kończy, a zapotrzebowanie na nią tylko rośnie. Dlatego zawsze lepiej mieć pod ręką coś do ręcznego okładania zombiaków. Rozwój postaci to klasyka – więcej życia, nowe możliwości zomboidów, etc. Nie ma tutaj żadnych klas, a raczej zdobywamy kolejne poziomy i staramy się odblokować jak najwięcej perków do życia bądź udźwigu.

Coś panu gnije…

Powiedzmy to wprost – Welcome to ParadiZe nie odkrywa żadnego koła na nowo. Motyw zombie w grach mocno już zgnił, a wykorzystane tutaj rozwiązania rozgrywki są stereotypowe oraz proste. To największa wada tej produkcji – nie ma tutaj żadnego mocnego punktu zaczepienia. Paradoksalnie nie ma także słabych – bo wszystko w jakimś stopniu działa. Problemem są natomiast (tradycyjnie) technikalia – zomboidy uwielbiają się blokować oraz wieszać, a w trakcie strzelania często walczymy o to, aby pociski latały w konkretnym kierunku, bo celowanie potrafi być naprawdę dzikie. Przez to potrafimy zmarnować tonę amunicji, wysyłając ją w powietrze.

Welcome to ParadiZe | Screen z gry

Szkoda, że Welcome to ParadiZe nie umożliwia zostania władcą hordy trupów – w najlepszym razie naszej postaci mogą towarzyszyć tylko dwa zomboidy. A na nas zwykle rzucają się całe tabuny przeciwników i nasi milusińscy zwykle wówczas zapominają, jak używać broni albo blokują się na jakimś murku. Momentami wręcz zapominałem, że ciągnę za sobą jakieś umarlaki. Na pewno plusem jest to, że łatwo wymienić uszkodzone zombiaki, bo wystarczy powalić jakiegoś „dzikiego” i założyć mu na łeb charakterystyczny hełm.

Niestety od strony wizualnej Welcome to ParadiZe także nie poraża – i tak, mam z tyłu głowy, że to jedna z tych mniejszych produkcji. Mimo tego nie mogę wspomnieć o tym, że w dialogach ta budżetowość jest aż nazbyt widoczna – postacie mają zapętlone jedną, dwie animacje, a sztuczne, nieruchome oczy jeszcze mocniej podkreślają te braki. Na plus mogę zaliczyć całkiem niezły, przyjemny dla ucha soundtrack, który potrafi budować napięcie, gdy horda umarlaków biegnie w naszą stronę.

Welcome to ParadiZe | Screen z gry

Fabuła także nie powala, ale znowu – ma w sobie jakiś pierwiastek, który powoduje, że chcemy ją odkrywać. Nie jest to oscarowe dzieło, ale taki blockbuster, który oglądamy z nudów. I tak przez jakieś 8-9 godzin, w zależności, jak bardzo chcemy odkryć całkiem rozległą mapę. Po tym czasie ukończymy cały wątek, jednocześnie… nie będziemy mieli po co wracać do gry. Ta nijakość Welcome to ParadiZe sprawia, że nie mam pojęcia, komu mogę polecić tę grę. Fani survivalów szybko się znudzą, z kolei fani zombiaków znajdą kilka lepszych gier w tej tematyce. Przysłowiowym gwoździem do trumny jest cena tej produkcji – wydawca żąda za nią 138,99 zł, co moim zdaniem jest sporo, a nawet za dużo. Rozumiem, że w 2024 roku ceny gier radykalnie poszły w górę, ale w przypadku Welcome to ParadiZe to lepiej dorwać ją na jakieś uczciwej promocji.

Jakie jest ParadiZe każdy widzi

Welcome to ParadiZe to finalnie kawał porządnego kodu, który mimo to nie oferuje nic wybitnego. To idealna gierka dla grupki przyjaciół, którzy nie szukają wielkiego wyzwania, lubią sztampowy humor i przy okazji czują radość, gdy okładają pałkami stado zombie. Nie ma tutaj ani zbyt rozbudowanego elementu survivalu, ani kwestii rozwoju postaci. Welcome to ParadiZe miałoby więcej szczęścia, gdyby zadebiutowało z 10 lat temu, gdy temat żywych trupów był bardziej świeży… W obecnej formie produkcja Eko Software nie ma w sobie niczego, aby wybić się na tle konkurencji.

ZALETY +

WADY -

Mateusz Zelek

Nazywam się Mateusz i z wykształcenia jestem dziennikarzem. Jestem fanatykiem dinozaurów i wszystkiego, co z nimi związane, a o grach pisze od lat. Uwielbiam strategie oraz cRPG, a moją ulubioną serią jest The Elder Scrolls. Przy Skyrimie spędziłem dziesiątki godzin (z czego połowa na wgrywaniu modów). W wolnym czasie nie pogardzę także dobrą lekturą oraz odkryłem nową pasję — malowanie figurek.

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

Until Dawn – recenzja gry. To tylko piękny koszmar. 

Until Dawn – recenzja gry. To tylko piękny koszmar. 

Undisputed – recenzja gry. Wielki powrót boksu na salony. 

Undisputed – recenzja gry. Wielki powrót boksu na salony. 

Dragon Age Veilguard — recenzja gry — unieś zasłonę, odkryj prawdę  

Dragon Age Veilguard — recenzja gry — unieś zasłonę, odkryj prawdę  

Starship Troopers Extermination – Optymalizacjo, gdzie jesteś? 

Starship Troopers Extermination – Optymalizacjo, gdzie jesteś? 

Just Dance 2025 – recenzja gry. Szubidubi can’t dance? 

Just Dance 2025 – recenzja gry. Szubidubi can’t dance? 

Dragon Ball: Sparking! Zero – recenzja gry. Smocze kule w akcji!

Dragon Ball: Sparking! Zero – recenzja gry. Smocze kule w akcji!