Previous slide
Next slide

Potrzebujemy gier Indie - bardziej niż kiedykolwiek

Tytuły Indie przewijają się przez moje gamingowe życie od pierwszego The Binding of Isaac. Po nim pojawiło się jeszcze parę świetnych gier, które do dzisiaj wspominam z bananem na twarzy — Castle Crashers, Hotline Miami, Darkest Dungeon, Don’t Starve, Dead Cells, Blasphemous, Mortal Shell czy Sifu. Każda z tych produkcji była tworem mniejszych, niezależnych studiów operujących czasem o wiele mniejszym budżetem, niż behemoty pokroju Electronic Arts. W takim razie jak to się dzieje, że ostatnimi czasy wielkie korporacje wydają do rąk konsumentów tytuły, które najzwyczajniej w świecie są niedopracowane?

Żeby zrozumieć dlaczego indyki są nam potrzebne jak nigdy wcześniej, musimy przyjrzeć się tak zwanym produktom „triple A” i ich cyklowi produkcyjnemu. Za pierwszy przykład posłuży mi Star Wars Jedi: Survivor, z okazji że jest to nadal świeża sprawa. Krótko po premierze internet został wręcz zalany materiałami prezentującymi liczne błędy i glitche. Spadki klatek na sekundę czy crashe pojawiające się tu i tam są niczym w porównaniu do problemów z dźwiękiem, który podczas przerywników filmowych zacinał się, po czym grał dalej ze znacznym opóźnieniem. Najwyraźniej moc nie była silna z Survivor. Przy okazji problemów z optymalizacją grzechem byłoby nie wspomnieć o katastrofie, jaką był port The Last of Us part 1 na PC. Od klikaczy próbujących dobrać się do tętnicy Joela bardziej przerażały modele jego jak i reszty postaci, wyglądające niczym z ery pierwszego PlayStation, bez obrazy dla szaraka.

Jeżeli jest coś gorszego od problemów technicznych, to z pewnością są to wszelkiej maści paywalle – „Kup to, żeby otrzymać dostęp do tego” – stara śpiewka, którą wszyscy już znamy. W temacie rzeczy typowo kosmetycznych czy innych elementów tego pokroju jest to całkiem nieszkodliwe, sam z chęcią kupiłem rozszerzenie Dead Space remake do wersji deluxe tylko po to, żeby pobiegać po Ishimurze jako rogaty Isaac. Chodzi mi o rzeczy prawdziwie absurdalne, tak jak zablokowanie części gry, do której dostęp powinniśmy mieć od samego początku. Stało się tak w przypadku Street Fighter x Tekken. W 2012 roku grupa hakerów odkryła, że zawartość wypuszczona jako DLC znajduje się w rzeczywistości na dysku z grą. Oznacza to tyle, że postacie za które zapłacić trzeba osobno były częścią podstawki, a twórca zdecydował się na taki ruch ponieważ zwęszył okazję do szybkiego i łatwego zarobku. Społeczności gamingowej taki ruch nie przypadł do gustu, co zresztą nikogo nie powinno dziwić. Nie mogę się powstrzymać, żeby nie dorzucić jeszcze czegoś o Assassin’s Creed Valhalla. A jest o czym pisać, w końcu zablokowano połowę ładniejszych ubrań dla bohatera za dodatkową opłatą czy dopuszczono się nieuczciwej praktyki, w której ceny punktów Helixa ułożone są w taki sposób, aby gracz był zmuszony kupić tą droższą opcję. Chociaż mnie najbardziej boli zaprojektowanie gry w taki sposób, żeby wbijanie poziomów było mozolne, co ma skłonić graczy do zakupu boostera. Zło w czystej postaci.

REKLAMA

Ciężko jest mi pojąć, dlaczego wielkie korporacje, które wypuszczają na rynek towar reklamowany jako premium nie są w stanie dotrzymać obietnic, ale domyślam się że chodzi o pieniądze. Na dzień dzisiejszy musimy stale trzymać się na baczności, jako że na każdym kroku czyhają na nas fałszywe obietnice i niemoralne praktyki, mające na celu wydoić nasz portfel do ostatniego grosza.

Światełko w tunelu

Całe szczęście istnieje sensowna alternatywa, jaką są produkcje niezależne. Oczywiście nie tylko ze względów finansowych, jako że taki produkt możemy zakupić w rozsądnej cenie. Mówię tu również o doświadczeniach. Najważniejszą różnicą między Indie a większymi produkcjami, jest podejście. Widzicie, „krawaciki” najczęściej opierają się sztywno na wykresach i tabelach, próbując na siłę wciskać rzeczy które w danym momencie są popularne. Pięknym przykładem tego będzie trzecia odsłona Dead Space, która nie dość że została zmieniona w grę akcji to dodano do niej tryb kooperacji, który nijak nie współgra z fabułą i sprawia wrażenie wyrwanego z kontekstu. Natomiast twórcy indyków samemu będąc graczami opierają się na własnych doświadczeniach i starają się, aby każdy dobrany element kompletował rozgrywkę.

Zdarza się że tacy twórcy mogą też robić co tylko zechcą. Edmund McMillen po sukcesie jego poprzedniej produkcji, Super Meat Boy, był w tak dogodnej sytuacji finansowej że postanowił zaryzykować i stworzyć zupełnie nowy, autorski projekt. Połączył ze sobą gatunek shoot’em up z The Legend of Zelda na NES, doprawiając doświadczeniami z religią i czarnym humorem. W ten sposób otrzymaliśmy przygody chłopca uciekającego przed własną matką, która próbuje zabić go z rozkazu samego Boga. Ku zaskoczeniu twórcy, gra zawojowała świat sprzedając się w 3 milionach kopii. Myślę, że na sukces gry wpłynęła jej świeżość. W tamtym momencie na rynku nie było niczego podobnego, co zadziałało na korzyść Isaaca. Dodajcie do tego prostą i przyjemną rozgrywkę z mechaniką losowości, sprawiającą że każdy następny run będzie różnił się od poprzedniego. Voilà, otrzymaliście receptę na sukces.

Deweloperzy będący poza głównym nurtem nie boją się podejmować ryzyka czy wychodzić poza sztywno narzucone schematy. Nie chcą grać według zasad — sami chcą je tworzyć. Do tego decydując się na zakup takiej produkcji nie musimy martwić się chociażby o jej stan techniczny. Za to pokochałem niezależnych deweloperów i rzeczy, które proponują. Swoją drogą oryginalność jest bardzo ważna podczas tworzenia, nasza gra musi się czymś wyróżniać na tle pozostałych. W końcu czy Darkest Dungeon byłby tak interesujący, gdyby nie oryginalna szata graficzna i hipnotyzujący głos autora, który komentuje nasze poczynania? Czy Blasphemous wyróżniałby się gdyby nie mroczny, gotycki styl z domieszką kultury hiszpańskiej i religii katolickiej? Swoją drogą, bluźniercze przygody naszego cichego zakonnika zajęły specjalne miejsce w moim sercu. Do tego stopnia, że mimo posiadania produktu w wersji cyfrowej z pewnością kiedyś kupię edycję fizyczną. Nie wyobrażam sobie postąpić tak samo w przypadku jakiejkolwiek produkcji premium, co jeszcze bardziej podkreśla moje stanowisko. Wielkie korporacje nie zasługują na nasze pieniądze.

Teraz już wiecie, dlaczego Indie jest tak ważne zwłaszcza w tym momencie. Ciężko mi wyobrazić sobie branżę bez niezależnych producentów. Nasze gamingowe podwórko zostałoby wręcz zalane odgrzewanymi kotletami, które byłyby grywalne może jakieś 3 miesiące po premierze. Pisząc ten tekst zaczynam się zastanawiać, czy nie jest to dobry moment abyśmy zaczęli żądać więcej od wielkich korporacji. Nie ma na to lepszego sposobu, niż głosowanie portfelem. Więc dzisiaj wybierzcie mądrze, moi drodzy — wspieracie przyjaznych konsumentowi producentów, czy panów w garniturkach chcących was oskubać do ostatniego grosza?

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

O NAS:

Chcesz być na bieżąco, a nawet wiedzieć więcej o grach, komiksach, serialach lub filmach? GraPodPada.pl jest miejscem, gdzie znajdziesz informacje tworzone przez pasjonatów dla… graczy, czytaczy i oglądaczy ! Reprezentujemy różne opinie, patrząc na popkulturę z wielu perspektyw! Dlatego codziennie spodziewaj się treści wysokiej jakości i odnajduj interesujące Cię recenzje i informacje. Grasz w to? GraPodPada.pl to miejsce dla Ciebie… to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl