REKLAMA

Bo do tanga trzeba dwojga. „It takes two” – recenzja gry

Sonia Moćko

Opublikowano: 2 maja 2021

It Takes Two Key Art
Spis treści

Na tytuł szwedzkiego studia Hazelight Studios (wydanego przez Electronic Arts pod szyldem EA Original) zwróciłam uwagę w styczniu przy okazji wypuszczenia oficjalnego trailera produkcji. Od jakiegoś czasu brakowało mi angażującej przygodówki, w którą można pograć w dwie osoby. Już na poziomie zapowiedzi wiedziałam, że będę miała do czynienia z iście filmową historią i bardzo dynamiczną rozgrywką. Pozostało tylko czekać do 26 marca na premierę.

Dla niektórych sama fabuła wydawać może się banalna i oklepana. Gracze wcielają się w Codyego i May, małżeństwo ze sporym stażem, które dopadła proza życia. Niegdyś szaleni i spontaniczni poświęcili swoje pasje i plany na rzecz kariery i wychowywania dziecka. Nie mogąc dojść do porozumienia, decydują się na ostateczny krok, jakim jest rozwód. Wszystkiemu przygląda się ich córka, dla której wizja rozbitej rodziny jest największym dramatem. Żarliwie zwracając się do siły wyższej o uratowanie małżeństwa rodziców, dziewczynka roni łzę na dwie skonstruowane przez siebie figurki. I wtedy dzieje się magia… nasi bohaterowie przenoszą się ze swoich ciał
do wnętrza kukiełek i muszą zawalczyć nie tylko o swoją relację, ale także o powrót do normalnego życia i domu.

W nowej, mikro odsłonie poznają zakamarki swoich czterech kątów, walcząc z kolejnymi trudnościami. W ich podróży towarzyszy im (chociaż czasami odnosiłam wrażenie, że bardziej przeszkadza) dr. Hakim, znany jako Book of Love. Rubaszna, wąsata książka ze stereotypowym latynoskim akcentem idealnie rozładowuje napięcie i potrafi swoimi tekstami bawić do łez. Stale testuje siłę więzi łączącej dwójkę bohaterów i kiedy wydaje się, że wszystko idzie gładko, dokłada im „sesji terapeutycznych”, które oznaczają kolejne zadania do wykonania.

REKLAMA
SCREEN Z GRY IT TAKES TWO

It Takes Two jest typową grą zręcznościową. Stylistyką przypomina pixarowskie
Toy Story, jako zabawki gracze muszą się skonfrontować z wrogim otoczeniem, gdzie przedmioty codziennego użytku nagle urastają do roli śmiercionośnych zagrożeń.
Już od samego początku rozgrywka jest bardzo dynamiczna. Jak sama nazwa wskazuje, żeby ruszyć w przygodę, potrzebujemy dwóch osób, w grze pozbawiono bowiem gracza możliwości samodzielnej rozgrywki. Całość nastawiona jest na kooperację, na split screenie możemy podglądać, jak idzie naszemu partnerowi. Jest to kluczowe, gdyż w większości zadań, jeżeli nasz towarzysz nie wykona swojej części, to my nie będziemy w stanie wykonać własnej. Często też trzeba wykonywać czynności równocześnie, co wyłącza możliwość pomocy słabszemu ogniwu pary i może doprowadzać niektórych do frustracji (och, coś o tym wiem). Wiele mechanizmów w trakcie gry musicie rozpracować sami, rozwiązując logiczne łamigłówki lub analizując prawa fizyki. Tak więc bez porozumienia i współpracy ani rusz. Dopisałabym przejście
It Takes Two do listy rzeczy do zrobienia dla par, tuż obok skręcania mebli z Ikei, serio, jak się nie pozabijacie podczas grania, to przeżyjecie razem wszystko.

Ponoć gra została odpowiednio zoptymalizowana pod Xboxa Series X, ale grając na tym modelu nie odczułam wielkiego przeskoku grafiki, to nie jest maksimum, które można było wyciągnąć. Zdarzają się też momenty, gdzie niestety gra się tnie.

SCREEN Z GRY IT TAKES TWO

Jeżeli chodzi o świat przedstawiony, to gra wypada bardzo dobrze. Jest kolorowa, każda kolejna plansza jest różnorodna i bardzo estetyczna, całość przypomina bardziej disneyowską animację niż platformówkę. Wszystkie krainy są rozbudowane, spójne i pozostawiają dużo przestrzeni do eksploracji. Szkoda tylko, że nie ma żadnych itemów do zbierania, jakoś tak się smutno robi, a wystarczyłyby, chociaż jakieś naklejki (hehe) czy monety. Ważnym elementem są mini gry poukrywane po różnych lokacjach, jest ich ponad dwadzieścia, każda jest inna i pozwala dla odmiany na rywalizację z drugim graczem. Osobiście bardzo lubię gry w grze, zawsze ożywiają rozgrywkę, jednak
w tym tytule dzieje się tak wiele, że nawet przez chwilę nie można narzekać na monotonnie, a mini gry skutecznie zwiększają ilość czasu spędzonego w grze.

Twórcy żonglują gatunkami, co chwilę puszczając oko do gracza. Odnajdziemy tu wszystko, co najlepsze w grach, mechanizmy znane z Ratcheta i Clanka oraz Raymana, walkę przypominającą stylistyką Street Fightera, kosmiczną retro platformę a’la Mario Bross, strzelankę i wybuchy, nawet nawiązanie do Diablo. Postacie doświadczają wszelkich możliwych żywiołów, skaczą, pływają, latają, zjeżdżają bobslejami, jeżdżą na łyżwach i wiele, wiele innych. Przenosimy się do świata pozbawionego ograniczeń. Ostatnią grą, która tak mnie zachwyciła wyobraźnią i kreatywnością autorów było Mario Odyssey na Nintendo Switch.

SCREEN Z GRY IT TAKES TWO

Moim zdaniem It Takes Two jest ciekawym tytułem, na który warto zwrócić uwagę, jak dla mnie do tej pory to najlepsza gra, jaka wyszła na Xbox’a (gra dostępna również na PC i PS4/PS5) w tym roku. Dawno nie było takiej platformowej, w której gracz musi grać w kooperacji i nie może jej samemu przejść. Jestem przekonana, że It Takes Two dostarczy Wam wiele rozrywki oraz emocji, a i przy okazji wciągając na długie godziny.

Sonia Moćko

Dziennikarka z wykształcenia, kinomanka z zamiłowania odkąd mając kilka lat, trafiłam na niedzielny cykl "Kocham kino" na kanale drugim Telewizji Polskiej. Oceniłam na filmwebie ponad 4 tysiące filmów, 600 seriali i prawie 200 gier. Paragracz. Byłam normalna 3 koty temu. Ubóstwiam Baby Yodę i Sailor Moon. Ulubione platformy to Nintendo Switch i Xbox. Kolekcjonuje retro Barbie. Na Instagramie jako @matkapraskaodkotow.

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

Paranormal Cleanup — recenzja gry. Horror, który polecam z czystym sumieniem, ale dopiero po aktualizacji!

Paranormal Cleanup — recenzja gry. Horror, który polecam z czystym sumieniem, ale dopiero po aktualizacji!

Paranormal Cleanup — recenzja gry. Horror, który polecam z czystym sumieniem, ale dopiero po aktualizacji!
Road Craft – recenzja gry z kobiecej kabiny koparki. Symulator budowy, który wciąga po uszy (i gąsienice). Logo

Road Craft – recenzja gry z kobiecej kabiny koparki. Symulator budowy, który wciąga po uszy (i gąsienice).

Road Craft – recenzja gry z kobiecej kabiny koparki. Symulator budowy, który wciąga po uszy (i gąsienice).

Wrap House Simulator – recenzja gry. Jak zostałam jednoosobową armią w świecie tortilli i łez.

Wrap House Simulator – recenzja gry. Jak zostałam jednoosobową armią w świecie tortilli i łez.

Hotel Owner Simulator – recenzja gry. Sonisia Hotel, czyli jak zostałam królową worków na śmieci i terrorystką odcienia beżowego. 

Hotel Owner Simulator – recenzja gry. Sonisia Hotel, czyli jak zostałam królową worków na śmieci i terrorystką odcienia beżowego. 
HORROR W PĘTLI CZASU - RECENZJA FILMU UNTIL DAWN  

HORROR W PĘTLI CZASU – RECENZJA FILMU UNTIL DAWN  

HORROR W PĘTLI CZASU – RECENZJA FILMU UNTIL DAWN  

28 lat później – recenzja filmu – To nie jest kontynuacja, jakiej się spodziewacie

28 lat później – recenzja filmu – To nie jest kontynuacja, jakiej się spodziewacie