MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Previous slide
Next slide

Wyzwolenie czy miałkie zniewolenie? „Disciples: Liberation„ – recenzja gry

Na nową odsłonę Disciples czekałem całkiem długo, bo kilka lat. Serię pokochałem za rozwój jednostek, nietuzinkowe stronnictwa i mroczny klimat. Czy kontynuacji udało się mnie pozytywnie zaskoczyć? Cóż…

Wyzwolenie czy miałkie zniewolenie? „Disciples: Liberation„ – recenzja gry

Screen z gry Disciples: Liberation

Proszę twórcy, nie kombinujcie...

Zadanie wydawało się proste. Avyanna miała zlikwidować zbuntowanego kapłana. Jako najemniczka wykonywała już różne zadania, więc to nie był problem. Pech chciał, że wpadła w zasadzkę i razem ze wspólnikiem Orionem zakończyłaby żywot. Nagle oboje przez portal trafili się do tajemniczego i opustoszałego miasta. Skryte pośród chmur czekało na nią… okazało się, że ma w sobie moc, aby wyzwolić krainę Neveendaru. Lub rzucić ją na kolana…

REKLAMA

Tak po krotce prezentuje się początek kampanii w Disciples: Liberation. Dużym plusem całej opowieści jest to, że możemy ją roleplay’ować i kreować naszą bohaterkę wedle uznania. Twórcy zapowiadali, że każda decyzja ma swoje konsekwencje i faktycznie ma, co widać po zakończeniu. Fajne jest lawirowanie między frakcjami i decydowanie z kim warto zawiązać sojusz. Dużo tutaj przegadanek, ale w dobrym tonie.

Same walki mają proste zasady- naprzeciwko siebie stoją jednostki i się naparzają. Mają swoje wyjątkowe zdolności. Jednakże tym, co wyróżnia pole bitwy, są dwa elementy — wzmocnienia i pułapki na polu bitwy, oraz nasza tylna linia. To pierwsze wymaga odpowiedniego lawirowania i planowania swoimi wojownikami. Przydatny buff może zmienić walkę o 180 stopni, podobnie jak wpadnięcie na pułapkę. Z kolei tylna linia składa się z naszych trzech wybranych jednostek. Każdy żołnierz czy potwór w grze posiada swoją zdolność pasywną, która aktywuje się właśnie gdy grzeje ławkę rezerwowych. Może być to tarcza, obrzyganie przeciwnika (tak robią zombie, serio) czy osłabienie wroga.

Screen z gry Disciples: Liberation

Dobrze, że dostępna jest opcja przyspieszenia walki oraz jeśli mamy znaczącą przewagę siłową nad przeciwnikiem, wygranie jej z automatu. Zaoszczędza to cenny czas, bo ten potrafi się niemiłosiernie dłużyć w trakcie potyczek. Osobiście z prędkości 200% zrobiłbym co najmniej 500%. W trakcie przygody poznamy innych bohaterów, reprezentujących dane stronnictwa. Poznamy ich motywy oraz otrzymamy sporo informacji o frakcjach w świecie gry. Do tego będziemy wykonywać misje dodatkowe, zbierać zasoby, okazjonalnie zwiedzać mało przyjazne okolice.

Oczywiście nie mogło tutaj zabraknąć rozwoju bohaterki. Mamy kilka różnych drzewek, które albo zwiększają możliwości ofensywne, albo dodają wzmocnienia dla danego rodzaju wojsk, ewentualnie umożliwia rozwijanie zdolności magicznych. System czarów jest banalny i podzielony na cztery różne szkoły. Aby odblokować nowe jednostki oraz zaklęcia, musimy rozbudowywać główną siedzibę, co jest możliwe dzięki postępom fabuły. System reputacji jednak wymaga od nas odpowiedniego podejścia do danego stronnictwa, inaczej nie otrzymamy dostępu do bardziej zaawansowanych jednostek.

A teraz zaczynamy narzekanie. Dłuuugie narzekanie, bo czekałem na całkiem coś innego.

Screen z gry Disciples: Liberation

...no i przekombinowaliście

Niestety twórcy Disciples: Liberation nie udźwignęli ciężaru serii. Deweloperzy totalnie zrezygnowali z idei miast, które występowały w poprzednich trzech odsłonach, a kampania to dziwne skrzyżowanie cRPG-a oraz strategii turowej. Połączenie co najwyżej znośne. Zatem pojedynki w sieci nie skupiają się na zdobywaniu zasobów i budowania struktur, ale na zwyczajnych pojedynkach gotowych armii. Nuda. Po prostu nuda…

Rozbudowa ogranicza się do kilku budynków na krzyż, po cztery budynki dla każdego ze stronnictw, gdzie zdobywamy reputację, a ta minimalnie wpływa na oddziały z nimi związane. Pomijając fakt absurdalności “zjednoczenia” nacji Neevendaru pod wspólnym sztandarem (nieumarli walczący obok demonów… tia jasne), to samo miasto wygląda… skromnie. O ile Disciples III widok miast spowodował u mnie, opadł szczęki, tak tutaj co najwyżej wzruszyłem ramionami. I mówię to nawet z perspektywy lat, bo nawet dziś ich projekt budzi podziw, a muzyka, która towarzyszyła każdemu stronnictwu… to już ogóle poezja. W  Disciples: Liberation zabrakło jakiegoś lepszego pomysłu na soundtrack i to typowe “plumkanie w tle”, które w żaden sposób nie zapada w pamięci.

Screen z gry Disciples: Liberation
Screen z gry Disciples: Liberation

Nawet poszczególne jednostki mają mało dark fantasowanego stylu, co kojarzę z poprzednich odsłon. Nawet tak prozaiczna kwestia jak dodanie smoków każdej z frakcji wzbudziło moje małe poruszenie. Dawniej spotkanie smoka zapowiadało bardzo wymagający i wprost czasami zabójczy pojedynek, bo te były naprawdę olbrzymie nie tylko na mapie świata, ale także w trakcie bitwy, tutaj są jednostkami co prawda najwyższego poziomu, ale mają kilku godnych rywali. Do tego uproszczono rozwój jednostek do zaledwie 4 poziomów, co skutecznie zabija jeden z najprzyjemniejszych elementów zabawy w serii Disciples, czyli szkolenie wojska od podstaw. Z biednego chłopa robiliśmy świetlistego paladyna, z małego powykręcanego demona, potężnego biesa otchłani. Tutaj tego nie ma, bo jednostki można za pomocą pstryknięcia palców od razu wywindować na wysoki poziom. Tak naprawdę w ogóle nie trzeba dbać o jednostki i martwić się utratą którejkolwiek z nich, bo za parę sztuk złota nie tylko wykupimy nową, ale podniesiemy jej poziom.

Nawet klimat ma niewiele wspólnego z pierwowzorem. Już po pierwszych zapowiedziach obawiałem się, że dobór kolorystyki będzie nieodpowiedni, ale dopiero widząc to na własne oczy, przekonałem się, że jest za kolorowo. W poprzednich odsłonach serii mapy były ciasne, brudne, wypełnione ruinami i wszechobecnymi potworami. Tutaj są szeroki, wyjątkowo czyste i takie bez wyrazu. Nawet na arenie demonów, gdzie teoretycznie trup powinien ścielić się gęsto, poszczególne sale i korytarze wyglądają jakby miały naprawdę wyśmienitą drużynę sprzątającą.

Nie wiem kto w 2021 roku, stwierdził, że backtracking, czyli powracanie do wcześniej odwiedzanych miejsc jest dobrym pomysłem… Nasi kompani potrafią poradzić sobie z różnymi “przeszkodami” na mapie świata, jak chociażby zamknięte na klucz drzwi lub cierniste krzaki. To oznacza, że póki nie zbierzemy ich wszystkich, to nie warto eksplorować mapy. Powracanie w te same miejsca, zwłaszcza lochy jest wyjątkowo mało przyjemne…

Screen z gry Disciples: Liberation
Screen z gry Disciples: Liberation

Zacna strategia, ale średni Disciples

Powyższe marudzenie jest wyłącznie dlatego, że jako fan serii musiałem to z siebie wyrzucić. Większość negatywów jest związana wyłącznie z porównywaniem do poprzedniej odsłony. Prawda jest taka, że nie licząc drobnostek i backtrackingu, którego nie cierpię, nie mam się do czego przyczepić. Disciples: Liberation zapewnia dziesiątki godzin dobrej zabawy. Osobiście wciągnąłem się dopiero za trzecim podejściem do rozgrywki, bo ciągle marudziłem pod nosem, że to nie jest seria, którą pokochałem. Jednak trudno, bierzemy co dają, a że dają dobre rzeczy, warto się nimi zainteresować!

Screen z gry Disciples: Liberation

Jeśli lubicie proste strategie turowe z elementami RPG to przy Disciples: Liberation będziecie się bawić całkiem nieźle. Czy zapadnie wam w pamięć? Myślę, że tak i zapewne powrócicie kilka razy do kampanii, aby popróbować innych opcji dialogowych oraz innych sojuszy. Nie ukrywam, że początkowo poczułem się jak czarodziej bez różdżki — rozczarowany. Jednakże gdy wyłączyłem tryb patrzenia przez pryzmat poprzednich części, zacząłem się bawić wyśmienicie. Jeśli jesteście hardcorowymi fanami, zapewne się rozczarujecie. Jeśli jednak dacie szansę tej produkcji lub po prostu szukacie dobrej strategii, to zapewne się tutaj nie zawiedziecie!

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

NAJNOWSZE WPISY

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ