REKLAMA

„Totally Spies! – Cyber Mission” – recenzja gry. Odlotowe wykorzystanie nostalgii w niecnych celach

Dwie niecnoty

Opublikowano: 7 grudnia 2024

Spis treści

Widok ukochanych bohaterek z dzieciństwa, czyli Sam, Clover i Alex, wywołał u mnie szybsze bicie serca. W głębi duszy bardzo chciałem, aby Totally Spies! – Cyber Mission było dobre, albo chociaż zjadliwe. Nic jednak nie mogło mnie przygotować na to, co finalnie otrzymałem.

Pierwsze uderzenie Totally Spies! – Cyber Mission jest solidne – w menu widzimy, że nie ma tutaj po prostu kampanii a szereg misji, które należy przejść. Fabuła jest podawana w taki sposób, że po 10 minutach straciłem chęć jej „poznania”. „Sam, Clover i Alex, podczas wyjazdu do Singapuru, stają przed zadaniem ocalenia świata przed tajemniczym zagrożeniem. Typowa opowiastka rodem z serialu, która zamiast być wciągającą, krótką historią, rozciąga się na kolejne misje, nie oferując żadnych mocnych elementów. Jedynym plusem jest obecność trio z Beverly Hills.

„Totally Spies! – Cyber Mission” – recenzja gry. Odlotowe wykorzystanie nostalgii w niecnych celach

Agentki ewidentnie nie zostały przygotowane na tę misję

Rozgrywka polega na tym, że dostajemy lakoniczne wyjaśnienie misji i skradamy się po danej lokacji. Tutaj trzeba coś przełączyć, tutaj przekraść się pod kamerami. Po 15 minutach ziewamy z nudów, bo w kółko robimy jedno i to samo. Skradanie jest tak uproszczone, że nawet momentami nie trzeba go stosować – wystarczy na chama przebiec w konkretne miejsce. Co prawda gra wymusza na nas zmianę agentek co jakiś czas, ponieważ każda z nich posiada różne umiejętności. To pewne urozmaicenie, ale nie na tyle, by gra była naprawdę ciekawa.

REKLAMA

„Totally Spies! – Cyber Mission” – recenzja gry. Odlotowe wykorzystanie nostalgii w niecnych celach

Na planszach zbieramy żetony, a te wydajemy na ulepszenia gadżetów. Jest to tak wymuszone, że ciężko czerpać z tego radość. Ot rozwiązania typu większy zasięg czy szerszy zakres działania. To wymuszona mechanika, mająca na celu zmuszenie gracza do biegania po tych pustych przestrzeniach. Nawet agentki nie potrafią chodzić razem – gdy akurat przejdziemy na drugą stronę planszy i któraś z naszych bohaterek jest nam akurat potrzebna, to musimy się na nią przełączyć i przebiec cały obszar.

Jak odlotowo nie robić gier

Graficznie jest… średnio. Animacje czy mimika twarzy postaci są bardzo skromne, a lokacje puste. Są one tak generyczne i tak miałkie, jakby były robione przez ChatGPT. Oczywiście żartuję, bo sztuczna inteligencja na pewno urozmaicałaby te puste przestrzenie nawet drobnymi detalami. Do tego momentami cała oprawa wizualna jest mocno przejaskrawiona, tak jakby ktoś stwierdził, że skoro to tytuł dla dzieci, to musi być nieziemsko kolorowy.

Nie lepiej jest także w kwestii audio. Niewiele dialogów zostało nagranych (głównie czytamy ściany tekstu), a w tle leci kilka zapętlonych utworów. Dodatkowo zabrakło kultowego polskiego dubbingu. Do tego dochodzi znikoma liczba dźwięków otoczenia oraz gadżetów. Jedyne, co mi się podoba, to kultowy dzwonek z kompuderniczki, która służy jako urządzenie komunikacyjne i komputer w jednym. To jedyny dźwięk, który zapadł mi w pamięć.

„Totally Spies! – Cyber Mission” – recenzja gry. Odlotowe wykorzystanie nostalgii w niecnych celach

Nawet nie wspomnę już o tym, że przeciwnicy poruszają się po prostych liniach, potrafią nagle zauważyć nas przez ścianę, a jednocześnie mogą nie dostrzec nas, nawet jeśli stoimy tuż przed nimi. Z kolei same bohaterki poruszają się dosłownie w dwóch animacjach (bieganie i kucanie) – brak tutaj jakiejkolwiek fizyki obiektów, chyba że te są oskryptowane.

Nie polecam fanom oryginału, nawet z sentymentu

Totally Spies! Cyber Mission to niestety przykład totalnie zmarnowanego potencjału. Ukochana bajka z dzieciństwa jest robiona pod „nowy sezon”, więc zamiast kultowych postaci, dostajemy ich bezpłciowe zamienniki. Fabuła praktycznie nie istnieje, a jeśli już się pojawia, to nie ma totalnie sensu. Cała gra wygląda jak luźny zlepek przypadkowych poziomów, a cała zabawa polega na powtarzaniu tych samych czynności. W trybie kooperacji nieco zyskuje, ale to wciąż produkcja, która bardziej przypomina fanowski projekt, niż pełnowymiarowy tytuł.

Dla osób, które chciałyby dać się porwać nostalgii, nie ma tu niczego, co by ją wzbudziło. Z kolei młodsi gracze błyskawicznie się znudzą i znajdą co najmniej kilka tytułów, w których o wiele lepiej będą się bawić np. SpongeBob SquarePants: The Cosmic Shake. Szkoda, naprawdę wielka szkoda.

ZALETY +

WADY -

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

S.T.A.L.K.E.R. 2: Heart of Chornobyl – recenzja gry. Bije i kocha

S.T.A.L.K.E.R. 2: Heart of Chornobyl – recenzja gry. Bije i kocha

La La Glitchland – Recenzja gry Sofie: The Echoes

La La Glitchland – Recenzja gry Sofie: The Echoes

Smerfy Smerfne Marzenia – recenzja –

Smerfy Smerfne Marzenia – recenzja –

Mortal Kombat 1: Khaos Reigns — recenzja

Mortal Kombat 1: Khaos Reigns — recenzja

Cozy Games – Przytulne gry na jesień – Felieton pod Pada

Cozy Games – Przytulne gry na jesień – Felieton pod Pada

The Sims 4 Życie i Śmierć – recenzja gry. Memento mori i do przodu. 

The Sims 4 Życie i Śmierć – recenzja gry. Memento mori i do przodu.