REKLAMA

Sword Art Online: Fractured Daydream – recenzja gry. Nowe oblicze serii, które wciągnie fanów rozgrywki multiplayer. 

Sonia Moćko

Opublikowano: 5 listopada 2024

Spis treści

Gry Bandai Namco nie miały ostatnio zbyt dobrej passy – gracze szufladkowali je jako co najwyżej średniaki, po które odbiorcy sięgają, chcąc nakarmić nutkę tęsknoty za ulubionym anime. Myślę, że tej jesieni to się może zmienić! Premierę miał bowiem bardzo dobrze przyjęty Dragon Ball: Sparking! Zero, a także Sword Art Online: Fractured Daydream, o którym opowiem wam dzisiaj. 

 

Rok, w którym wydarzyło się wiele 

Rok temu napisałam dla was recenzję Sword Art Online: Last Recollection. Trochę się rozczarowałam, bo dostałam średnie jRPG z przyjemnym systemem walki. Od tego czasu zagrałam w kilka niesamowitych tytułów jak Granblue Fantasy: Relink, Visions of Mana, czy poznałam serię Ys. Jakie było moje zdziwienie, gdy na jednym z amerykańskich, recenzenckich kanałów odkryłam pierwsze wrażenia z beta testów Sword Art. Online: Fractured Daydrem. No trochę masówka, pomyślałam sobie. Ale jak zobaczyłam gameplay stwierdziłam, że nic bardziej mylnego. Ósma odsłona gry zapowiadała się przełomowo, więc od tamtej pory obsesyjnie wręcz czekałam na nowe materiały, oczami wyobraźni widząc jak otulona kocem, przy blasku jesiennej świeczki, wchodzę na serwer gry, by za sekundę rozpocząć krwawą masakrę.

Jesienna randeczka online w świecie SAO? Oczywiście! Co-op to esencja tej gry.

W tytule spokojnie odnajdą się osoby, które nie znają lore anime 

Minął rok, a ja nadal nie obejrzałam anime. Pomimo braku znajomości, fabuła Fractured Daydream wydaje się być o wiele bardziej przystępna dla nowicjusza. 

REKLAMA

Rozgrywka rozpoczyna się w dramatyczny sposób – Kirito, nie mogąc odróżnić jawy od snu, dostrzega przenikanie się dwóch odrębnych światów: wirtualnego i realnego. To zaburzenie linii czasowych wywróci życie naszych bohaterów do góry nogami. Po krótkim prologu czas na pierwsze questy, w których nauczymy się mechaniki i zasad gry eksplorując coraz to nowsze lokalizacje. Na uwagę zasługuje piosenka z openingu Our Song w wykonaniu ReoNy, brzmiąca jak wariacja Ody do radości z operą w wykonaniu zespołu Queen. 

 

Szeroki wachlarz wyboru postaci 

W trybie story zagramy wszystkimi z 22 dostępnych postaci, dzięki czemu możemy się zapoznać z ich mocnymi stronami i opracować sobie strategię walki. Na różnych etapach nasze priorytety będą się zmieniać. Kolejnych członków drużyny będziemy odblokowywać, realizując cele kampanii. Postacie przynależą do sześciu różnych klas: wojownik, tank, złodziej, łowca, mag i support. I tak do walki wręcz wybierałam wojownika Kirito, do dungeonów idolkę support Yunę, którą na odległość mogłam zadawać obrażenia śpiewem, a do klepanek z bossami wybierałam wyposażoną w Sturm KZ złodziejkę Llenn. 

Kirito sprawdź uzbrojone anime dziewczynki w Twojej okolicy.

Będziemy sterować główną postacią, a poboczne będą walczyć u naszego boku w czasie rzeczywistym prowadzone przez AI. Możemy płynnie przeskakiwać pomiędzy członkami drużyny w dowolnym momencie walki czy eksploracji. 

 

Tryb fabularny jest krótki i przyjemny 

Tryb story składa się z pięciu rozdziałów. W każdym z nich znajdziemy od pięciu do dziewięciu misji oraz kilka misji pobocznych. Nasze zmagania będą oceniane, a po ukończeniu możemy powtarzać dowolną ilość razy daną kampanię, by poprawić wynik bądź ukończyć próbę na wyższym poziomie trudności. Dynamika historii jest zmienna. Raz musimy kogoś eskortować, innym razem zdobyć wybrane obszary, chronić obiekt, czy przejść dungeona i zabić na końcu bossa. Czasami naszą misją będzie od razu pojedynek z określonym stworem. Formuła ta przypominała mi bardzo Granblue Fantasy: Relink.

W potyczkach z wrogiem dobrze mieć mocne argumenty.

W trybie story sami wybieramy postacie, które będą brały udział w queście, czasami wybór jest mocno okrojony, ale im dalej się zajdziemy, tym gra daje nam większą pulę do wyboru. Rozgrywka jest dość łatwa, zalecam granie na poziomie wyżej niż zazwyczaj. Przed startem misji otrzymamy czas na zmianę wyposażenia najemników. Na mapach znajduje się wiele skrzyń i znajdziek, więc zmiana broni będzie konieczna co kampanię, często nowości będzie tyle, że niektórych nawet nie zdążymy użyć.  

Przyznam, że byłam tak zaaferowana pojedynkami i rozwijaniem postaci, że wątek fabularny był kwestią drugorzędną. Zapewne gdybym znała wydarzenia z mangi i anime, śledziłabym całość z większą uważnością, bo dość sporo się tam dzieje. 

Graficznie to typowa produkcja od Bandai Namco, jednak w porównaniu do poprzedniczki prezentuje się o wiele lepiej. Światy są bardziej żywe, mapy zawierają więcej detali i nie są takie ciemne i depresyjne jak w Last Recollection

Syreni śpiew uroczej idolki obudziłby nawet zmarłych w Dzień Zaduszny.

Przejście fabuły zajmuje kilkanaście godzin. Uważam, że to idealna długość. Nie czułam się zmęczona, nie było znielubionego przeze mnie backtrackingu. Rozdział piąty był czasami irytujący ze względu na trudniejsze walki, które trwały o wiele dłużej od poprzednich i wymagały często analizowania, co muszę zrobić, żeby przejść do ostatniej fazy pojedynku, jak to miało miejsce w starciu z Krakenem. Po napisach końcowych odblokujemy kolejne zadania oraz historię dodatkową. 

 

Nie samym story mode gracz żyje 

Gra posiada też inne tryby. Zmierzymy się w Wieży Determinacji, która pozwoli wybraną postać poddać solowej próbie, polegającej na zabiciu wszystkich pojawiających się oponentów. Nie będzie można skorzystać w nim ani z leczenia, ani z pomocy innych postaci. Gdy poziom naszego HP spadnie do 0, wtedy zadanie zakończy się niepowodzeniem. Każdy poziom musimy ukończyć pięcioma postaciami, by móc odblokować kolejny. W odróżnieniu od trybu fabularnego, by podjąć się wyzwania, trzeba być w trybie online. 

Kolejnym rodzajem potyczek jest swobodne poruszanie się. Gracz sam lub w drużynie przemierza mapę, mając do wykonania przydzielone zadania. Będzie musiał m.in. pokonać określonych przeciwników, zgromadzić przedmioty odpowiedniego rodzaju czy rzadkości, czy otworzyć konkretną liczbę danych skrzyń. Czas przewidziany na ukończenie trybu to 60 minut. Mapa podzielona jest na sektory, w każdym z nich znajdziemy przeciwników na levelu od 1 do 100. W trakcie naszej wędrówki spotkamy innych graczy. Nawet nie mając maksymalnego poziomu postaci, można się zebrać większą grupką i ruszyć na eksterminację bardziej zaawansowanych kreaturek. Przedmioty, jakie możemy zdobyć, będą tym lepsze, im wyższy będzie level zgładzonego przez nas stwora. Czasami opłaca się więc zaryzykować, ale dysproporcje w sile odczujemy boleśnie.

Z kim tym razem skrzyżujemy miecze? Nie wiadomo, ale mam pewność, że zabawa będzie przednia.

W trakcie rozgrywki, chociaż grałam już w dwuosobowej drużynie, bardzo chętnie łączyłam siły z innymi graczami. Bez problemu radziliśmy sobie z wymagającymi przeciwnikami, odpalając nasze super ciosy na zmianę. Trafiały się również samotne wilki, które po próbach dołączenia, uciekały, żeby nas zmylić. Czasami udawało się skończyć rozgrywkę sporo przed czasem, innym razem nie trafiałam na cel zlecenia. Tryb swobodnego poruszania się był miłą przerwą pomiędzy długimi pojedynkami z bossami. 

Jeżeli gracz będzie spragniony trybu co-op może go zrealizować w trybie Co-Op Quest albo Rajdu na Bossa. W pierwszym razem z innymi graczami będzie robił misję na generowanych mapach, najpierw w czteroosobowej drużynie, a w finale z czterema drużynami złożonymi z kolejnych szesnastu graczy. W rajdzie zaś wraz z dziewiętnastoma innymi graczami zaatakuje wybranego przez siebie potwora. Potyczka jest dość mozolna i trzeba uważać, by nie zostać zgrillowanym. Atmosfera, chociaż podniosła, jest też bardzo przyjacielska, gracze starają się na bieżąco podnosić tych, którzy padają. W każdym meczu system na koniec prezentuje czterech najlepszych graczy. Zazwyczaj większość albo połowa to komputery. Dobieranie graczy i uruchomienie trybu idą dość sprawnie. Może dlatego, że jak nie ma chwilowo graczy, to system obstawia wolne sloty postaciami sterowanymi przez AI. Jest to trochę rozczarowujące, bo przecież po to odpalam online, żeby grać z żywym człowiekiem, ale rozumiem, jaki był zamysł takiego działania. 

Warto wspomnieć, że w grze mamy coś w rodzaju battle passa, który za zdobyte punkty pozwoli nam odblokować ubrania, arty, skiny na broń, emotki czy przedmioty do spożycia. 

W sklepie nabędziemy dodatkową zawartość, taką jak zestawy tematycznych ubrań dla naszych postaci. Możemy wcielić się w piratów, czarodziejki czy mrocznych samurajów. Dostaniemy również zestawy wyposażenia dla konkretnej postaci. 

Na szczęście nie ma tu pay-to-win. Wszystko zależy od nas i tempa rozwijania postaci oraz poziomu przedmiotów, które zdobywamy. 

Podsumowanie

Zdradze Wam sekret, kiedy byłam zmęczona grindem to przestawiałam poziom na easy, ale to ćśśś, bo mnie jeszcze jakiś ludolog zje!

Nie zawiodłam się! Dostałam to, czego się spodziewałam. Byłam bardzo nastawiona na tryb kooperacyjny i bawiłam się świetnie. Śledząc moje poczynania, druga połówka kupiła grę, żebyśmy mogli grać razem, no i przyznam, że tak nas to wciągnęło, że odstawiliśmy Core Keepera i Fortnite w które gramy regularnie. Cisnęliśmy fabułę, co kilka zadań robiąc wspólne misje online. 

Podział na klasy i ilość dostępnych postaci to strzał w 10! Czułam się bardzo pewnie w combacie, wiedząc, że oprócz głównej preferowanej postaci, mam też pomocników z zupełnie innymi super ciosami czy broniami. Ułatwiało to potyczki. Taki wybór trochę rozleniwia, o czym przekonałam się w finałowym starciu, kiedy przydzielono mi akurat te postaci, którymi grałam najmniej. Dałam radę, ale ile łaciny moje koty słyszały podczas rozgrywki, to wiem tylko ja (i one).  

Jest to spore odbicie pod względem jakościowym od poprzedniej części. Widać, że za sterami stoi developer Dimps, odpowiedzialny za Sword Art Online: Fatal Bullet, czy tytuły takie jak Dragon Ball Xenoverse 1&2, Soulcalibour VI, Street Fighter V.  Mam nadzieję, że twórcy pójdą dalej tą drogą i w przyszłości ponownie zaskoczą. 

Sword Art Online: Fractured Daydream zgrabnie łączy singlowe jRPG z walką w czasie rzeczywistym z MMORPG akcji. Jeżeli dobrze bawiłeś się przy Granblue Fantasy: Relink to ten tytuł też powinien przypaść Ci do gustu. Może nie jest tak ładny graficznie i nie ma porywającej historii, ale sprawi, że spędzisz wiele godzin, tocząc satysfakcjonujące pojedynki. Jeżeli jesteś łowcą trofeów, to będziesz miał sporo do roboty, rozwijając dostępnych bohaterów. 

Minusy? Na pewno cena na premierę – jest dość wysoka jak na grę, której fabułę ukończymy w kilkanaście godzin. Crème de la crème jest jednak tryb online, gdzie możemy złączyć siły z innymi graczami. Brakowało mi takiej pozycji na rynku! Odbiłam się ostatnio od Throne and Liberty, a najnowsza odsłona Sword Art Online dostarczyła mi wielu emocji. Jak dla mnie to mocne 7/10. 

 

 

 

ZALETY +

WADY -

Sonia Moćko

Dziennikarka z wykształcenia, kinomanka z zamiłowania odkąd mając kilka lat, trafiłam na niedzielny cykl "Kocham kino" na kanale drugim Telewizji Polskiej. Oceniłam na filmwebie ponad 4 tysiące filmów, 600 seriali i prawie 200 gier. Paragracz. Byłam normalna 3 koty temu. Ubóstwiam Baby Yodę i Sailor Moon. Ulubione platformy to Nintendo Switch i Xbox. Kolekcjonuje retro Barbie. Na Instagramie jako @matkapraskaodkotow.

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

„Totally Spies! – Cyber Mission” – recenzja gry. Odlotowe wykorzystanie nostalgii w niecnych celach

„Totally Spies! – Cyber Mission” – recenzja gry. Odlotowe wykorzystanie nostalgii w niecnych celach

S.T.A.L.K.E.R. 2: Heart of Chornobyl – recenzja gry. Bije i kocha

S.T.A.L.K.E.R. 2: Heart of Chornobyl – recenzja gry. Bije i kocha

La La Glitchland – Recenzja gry Sofie: The Echoes

La La Glitchland – Recenzja gry Sofie: The Echoes

Smerfy Smerfne Marzenia – recenzja –

Smerfy Smerfne Marzenia – recenzja –

Mortal Kombat 1: Khaos Reigns — recenzja

Mortal Kombat 1: Khaos Reigns — recenzja

Cozy Games – Przytulne gry na jesień – Felieton pod Pada

Cozy Games – Przytulne gry na jesień – Felieton pod Pada