Po Bez prawa do błędu oraz Perle południa, które starały się bardzo wyraźnie nakreślić zasady, jakimi kieruje się Świat Przeistoczonych, nadciąga kluczowy moment rozgrywki, w którym zależności między Twórcą Gry, jej Władcą oraz graczami zadecyduje o dalszych losach Ziemi. Z góry przesądzony bieg wydarzeń może jednak odmienić Mark Dervine, który w krótkim czasie stał się graczem godnym miana Wybrańca. Zmienne sojusze i nowe zaskakujące mechaniki zapewniają napięcie trwające do ostatnich stron książki.

Finał arcyciekawej trylogii
Świat Przeistoczonych. Tom 3: Spersonifikowane Noa wieńczy najnowszy cykl rosyjskiego pisarza, Wasilija Machanienki. Dał się poznać jako twórca serii Droga Szamana, czyli pionierskiej sagi należącej do bardzo młodego gatunku LitRPG – połączenia science fiction z fantasy i elementami należącymi do gier komputerowych. Skoro więc autorowi na dobre wychodzi tworzenie własnej niszy, to nie powinno nas zdziwić, że także kolejne opowieści spod jego pióra korzystają z podobnych rozwiązań. Za przekład książki na język polski po raz kolejny odpowiadał Michał Bajorek, a na półki księgarń trafiła ona dzięki Wydawnictwu Insignis.
Czas na nieco dywersji
Najważniejszym zadaniem dla Marka nadal pozostaje próba odzyskania Wiewiórki w jak najmniej naruszonym stanie. Nie pozostaje on jednak głuchy na potrzeby innych ludzi, co czasem sprowadza na niego masę nieszczęść. Problemy, które stają na jego drodze, niosą za sobą przesłanie, że w wielkiej potrzebie i obliczu zagłady nawet zawzięci wrogowie potrafią ze sobą współpracować, przyprawiając smoki o zawał (lub wybuch). Chęć ocalenia siostry wymusza na protagoniście zawieranie kolejnych układów i wymian, w tym także z przedstawicielami gry, jednak z pewnym jej przedstawicielem ma on na pieńku, co nierzadko utrudnia mu przemieszczanie i wypełnianie swoich zadań. Mimo wszystko ze wszystkich sił stara się on ocalić przed zagładą jak najwięcej ludzi, a przy okazji do granic możliwości napsuć krwi kosmitom.

Czyżby nadchodził Wybraniec?
Po przygodach wypełniających dwa tomy Mark Dervine w końcu sprawia wrażenie obeznanego z grą. W sumie to nie tylko sprawia wrażenie, bo nieraz wykorzystuje mechaniki rozgrywki, by ułatwić sobie życie. Po kilku zgonach nie jest on już zwykłym graczem, lecz dzięki przyjaciołom, którzy odrodzili go za pomocą noa, stał się tytułowym spersonifikowanym noa. Niekoniecznie polubiłem takie rozwiązanie, gdy pojawiło się już w Perle Południa, gdyż wydawało się, że zmniejsza ono stawkę, o którą toczy się gra, jednak z biegiem czasu moja opinia uległa zmianie. Z kolejnymi rozdziałami zabawne stało się obserwowanie sytuacji, w której Władca Gry stara się nałożyć kolejne kary na bohatera tylko po to, by po raz kolejny okazało się, że nie imają się one odrodzonych graczy.

Krótki poradnik o tym, jak przechytrzyć grę
Po lekturze Perły Południa mogło się wydawać, że autor nie zaskoczy nas już żadną mechaniką. Okazuje się, że było to bardzo złudne uczucie, bo gra odkrywa przed protagonistą możliwość przeistoczenia się w potężniejszą formę: Pochłaniacza, a nawet Ogniowego Żywiołaka. Niestety ceną za umiejętności pozwalające na funkcjonowanie bez wypasionych przedmiotów jest coraz większe oddalanie się od postaci, w jakiej rozpoczynał swoją przygodę ze Światem Przemienionych. Ale, ale. Wspominałem coś o przechytrzeniu gry. Swoją nieporadność i oporność z przyswajaniem nauk nadrabia sprytem, więc gdy zajdzie potrzeba przeniknięcia niezauważonym do strzeżonego obszaru, ochoczo zacznie on wykorzystywać jeden z elementów gry, który jeszcze niedawno stanowił dla niego źródło cierpienia. Natomiast remedium na pozostałe problemy nierzadko odnajdzie w odpowiedniej zakładce sklepu.
To już jest koniec, czy nie ma już nic?
Spersonifikowane noa do ostatnich stron utrzymuje czytelnika w niepewności co do losów Ziemi najechanej przez przybyszy z kosmosu. Nawet przed wyruszeniem w stronę ostatniej potyczki, najbliżsi doradzają Markowi pozostanie z nimi i przyzwolenie grze na toczenie się swoim torem, co podkreśla moralne dylematy związane z coraz głębszym zatarciem granic między człowieczeństwem a wirtualną egzystencją. Mimo pewnej monotonii, problemów z tempem akcji w finale, okraszonych nieco sztucznymi rozwiązaniami, uważam jednak, że powyższa książka stanowi dobre zwieńczenie trylogii, a dodatkowo zostawia furtkę dla ewentualnych spin-offów, które zapewne przyciągną moją uwagę