Previous slide
Next slide

ONI: Road to be the Mightiest Oni – recenzja gry. W drodze do potęgi

W czasach, gdy gracze przyzwyczajani są do dużych, otwartych światów, pełnych zagadek i znajdziek – na konsole ląduje ONI: Road to be the Mightiest Oni. Gra ze stosunkowo małym światem, podzielonym na obszary, gdzie w głównej mierze wykonujemy zadania i mierzymy się z silnymi przeciwnikami. Tutaj twórcy wychodzą z założenia, że mniej znaczy więcej.

By stać się najlepszą wersją siebie

ONI: Road to be mightiest Oni jest produkcją akcji TPP autorstwa studiów Kenei Design oraz Shueisha Games, a wydana przez Clouded Leopard Entertainment. Opowiada ona o wojowniku zwanym Kuuta, który jest jedynym ocalałym z armii Króla Demonów. Po stoczonej walce z wielkim Momotaro zdruzgotany protagonista przybywa na niewielką wyspę Kisejima, gdzie ma zamiar przejść intensywny trening, a wszystko to w ramach przygotowań do epickiego rewanżu. Krąży historia, że obszar ten zamieszkują duchy, które również stoczyły bój. Mówi się, że moc w nich drzemiąca może zostać wydobyta poprzez wyzywanie ich na próby pojedynków. Między nimi jest Kazemaru – nowy przyjaciel i pomocnik w walce naszego głównego bohatera.

Choć Kisejima wydaje się być pustą i jałową wyspą, to z czasem staje się całkiem żywa i przytulna. Po serii prób do Kuuty i Kazemaru dołączają inni towarzysze. Misja protagonisty fizycznie obejmuje walkę i ciężki trening, ale jest to również głęboko egzystencjalna podróż. Świetnie widać jak nasz główny bohater, podsycany piekielnym postanowieniem pokonania swojego nemezis, przez cały czas nie skupia się jedynie na sobie. Na pierwszy rzut oka zaprawiony w bojach wojownik ma łagodną stronę i potrafi tworzyć nieprawdopodobnie ujmującą przyjaźń z mieszkańcami.

Nawet jałowy świat może mieć w sobie przejmujące piękno

Świat przedstawiony w grze może i nie jest duży, ale kolorowa grafika wykorzystująca cel-shading nadaje unikalnego klimatu. Styl w pierwszej chwili przewodzi mi na myśl The Legend of Zelda oraz Pokemon Arceus, choć dalekie są pod względem mechaniki. Przemierzamy zielone łąki, rozległe lasy i niewysokie wzgórza. Obraz w połączeniu z odpowiednio dobraną ścieżką dźwiękową doskonale łączy przygodę z narracją. Muzyka, jaka nam towarzyszy podczas gry buduje niesamowitą atmosferę i choć jest to gra akcji to piosenki akompaniujące w bieganiu po Kisejimie potrafią ukoić każdą niespokojną duszę.

Piękno nie zawsze chodzi w parze z grywalnością

Nie ma róży bez kolców, tak nie ma idealnej gry bez wad lub błędów technicznych. O ile ONI: Road to be Mightiest Oni nie jest naszpikowane bugami, tak mechanika walki potrafi być bardzo frustrująca. Ogrywając ten tytuł na Nintendo Switch, niektóre pojedynki sprawiały mi trudność, zwłaszcza na początku rozgrywki, gdzie co chwilę pojawiał się nowy samouczek. Spamiętanie, który przycisk, drążek, w jakiej kolejności za kogo odpowiada, utrudniał mi starcia z przeciwnikami. Sterowanie Kuutą, a po chwili przełączanie się na Kazemaru zaniżało płynność walki. Tak samo ciężko było mi podczas chwytania zaginionych dusz. To główny mankament, który odpychał mnie od produkcji. Jeśli chodzi o ilość klatek czy błędy to nie napotkałam takowych na swojej drodze do zwycięstwa.

System walki nie jest skomplikowany do momentu, w którym nie używamy duszka do pomocy. Składa się z kombinacji podstawowego ataku, uniku i – od czasu do czasu – użycia umiejętności specjalnej. Kazemaru również może aktywnie uczestniczyć w walce, bądź leczyć naszego protagonistę. Dodaje to różnorodności, aczkolwiek jak wspomniałam – nie jest to najbardziej płynne doświadczenie.

Eksploracja tego małego świata polega na zbieraniu różnych przedmiotów, głównie grzybów, które stanowią walutę u miejscowego kupca. Dzięki nim Kuuta może zaopatrzyć się w inną maczugę, spodenki czy jedzenie. Każdy nowy oręż różni się specyfiką walki, więc urozmaica to głównie starcia z bossami. Innym aspektem jest ratowanie zaginionych dusz, o których już wspominałam. Przyprowadzenie ich do jednego z NPC zwiększa ilość serc głównego bohatera. Już na wczesnym etapie gry jest to konieczne do ruszenia fabuły dalej. Chociaż w żadnym wypadku nie jest to RPG, tak elementy przygodowe są tu mocnym atutem.

Sednem rozgrywki są próby wyzwalane przez demony cienia. Koncentrują się zwykle na pokonaniu określonej liczby wrogów, walkach z okazjonalnymi zmianami, takimi jak: różne kąty kamery, cele czy ochrona sklepikarza. Regularne wykonywanie zadań prowadzi do bossów, mogących być satysfakcjonującym wyzwaniem. Oprócz głównych misji dostępne są także zadania poboczne, za które jesteśmy nagradzani. Dość prozaiczne polecenia pokroju „Zgładź 500 wrogów”, „Znajdź 20 lalek” wykonują się właściwie same jeśli kończymy po kolei każdą próbę.

ONI: Road to be Mightiest Oni to gra inna niż wszystkie „indyki”, w które do tej pory miałam okazję zagrać. O ile rozgrywka nie jest niczym niezwykłym, tak sama podróż jest niezapomniana. To tytuł, który świetnie się nadaje do kręgu kultowych produkcji indie. Po pierwszej godzinie gry można stwierdzić, że powtarzalność zadań może stać się nużąca, aczkolwiek tytuł ten jest na tyle krótki, że nie powinien zmęczyć gracza. Podsumowując wszystkie za i przeciw, stwierdzam, że to bardzo dobra produkcja, która powinna zostać rozpoznawalna.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

O NAS:

Chcesz być na bieżąco, a nawet wiedzieć więcej o grach, komiksach, serialach lub filmach? GraPodPada.pl jest miejscem, gdzie znajdziesz informacje tworzone przez pasjonatów dla… graczy, czytaczy i oglądaczy ! Reprezentujemy różne opinie, patrząc na popkulturę z wielu perspektyw! Dlatego codziennie spodziewaj się treści wysokiej jakości i odnajduj interesujące Cię recenzje i informacje. Grasz w to? GraPodPada.pl to miejsce dla Ciebie… to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl