Gdy tylko zapowiedziano Metro Awakening, wiedziałam, że muszę sprawdzić ten tytuł. Nie jestem specjalnie wielbicielką serii, ale swego czasu trylogię Dmitrija Glukhovsky’ego przeczytałam jednym tchem. Będąc więc posiadaczką PSVR 2 sięgnęłam po najnowszą produkcję Vertigo Games (autorów takich projektów jak Arizona Sunshine, Skyworld oraz The 7th Guest VR) i zeszłam do podziemi. Czy była to dobra decyzja?
Akcja Metro Awakening rozgrywa się w 2028 roku (na pięć lat przed przygodą Artioma z Metro 2033), w postapokaliptycznym świecie pełnym niebezpieczeństw. Wcielamy się w doktora Serdara zamieszkującego moskiewskie metro, które stało się ostatnim schronieniem ludzkości po katastrofie nuklearnej. Kiedy jego żona, Yana, znika w tajemniczych okolicznościach, bohater wyrusza na poszukiwania, które zaprowadzają go w najciemniejsze zakamarki podziemnych tuneli. Podczas swojej podróży napotyka nie tylko zmutowane potwory, ale także szabrowników i innych ludzi gotowych zrobić wszystko, by przetrwać.
Wesołe przygody w metrze
Dzięki uprzejmości Plaion Polska miałam okazję zagrać w Metro Awakening na PSVR 2. To drugi tytuł, który zachwycił mnie swoją immersyjnością na tym sprzęcie (pierwszym był Horizon Call of the Mountain). Gra już od pierwszych chwil wciąga mroczną i duszną atmosferą, doskonale wykorzystując przy tym możliwości wirtualnej rzeczywistości. Jakże byłam zachwycona, gdy już w pierwszych minutach gry mogłam pograć na gitarze, albo pianinie (ale raczej dobrze, że tego nikt nie słyszał)! Można także wypić zawartość, rozrzuconych tu i ówdzie buteleczek.
Pod względem klimatu gra jest równie gęsty, jak zupa gotowana w tunelach metra w postapokaliptycznym świecie. Ciasne lokacje pełne ludzi (albo mutantów) próbujących przetrwać w nowej rzeczywistości po tym, jak bomby atomowe zniszczyły cały ówczesny świat. Klaustrofobicznie stacje metra nie sprzyjają rozwojowi, ciągle czegoś brakuje i każdy chce przetrwać z dnia na dzień. A my patrzymy przez gogle na te zrujnowane „osiedla”, gdzie każdy najmniejszy skrawek materiału jest wykorzystywany. Coś świetnego.
Ogólnie fabuła jest całkiem niezła – protagonista nie jest krystalicznie czystym rycerzem i walczy ze swoimi demonami. Warto wspomnieć, że w produkcję zaangażował się sam autor książek, Dmitrij Głuchowski. Z kolei interfejs funkcjonuje z użyciem przestrzeni – aby dostać się do ładowarki, musimy ściągnąć plecak i wyciągnąć ją z odpowiedniej kieszonki. Pistolet spoczywa na udzie, a karabin przewieszony jest nad prawym ramieniem. Z kolei, aby odpalić czołówkę, musimy unieść kontroler nad głową i dopiero wówczas wcisnąć odpowiedni przycisk. Imersyjne, ale problematyczne w sytuacjach stresowych.
W tunelach czujemy się wybitnie swojsko!
Podróżowanie poza strefy zamieszkałe to już znamiona lżejszego survival horroru – niepokojące dźwięki, widoczność ograniczona za pośrednictwem latarki bądź dogorywających lamp moskiewskiego metra. Ciężko nie odczuwać klaustrofobii, zwłaszcza w ciasnych pomieszczeniach… A trzeba przeszukiwać każdy kąt, by znaleźć choćby niewielkie ilości amunicji czy pojedyncze apteczki. Są także znajdźki oraz różne easter eggi poukrywane tu i ówdzie. Oprócz bezpośrednich starć gra oferuje również możliwość skradania. To ostatanie sprawdza się jednak wyłącznie wobec ludzkich przeciwników, ponieważ potwory w oskryptowanych miejscach zawsze nas zaatakują. Okazjonalnie mogą się zbugować lub nie być w stanie wdrapać się po schodach, co ułatwia ich likwidację za pomocą broni palnej.
Początkowo strzelanie było niezwykle irytujące – choć szczerbinka i muszka powinny działać precyzyjnie, w Metro Awakening nie spełniały swojej roli. Na szczęście, ostatni duży patch znacząco to poprawił, dzięki czemu korzystanie z narzędzi celowniczych wreszcie przynosi oczekiwane efekty. Naturalnie broń musimy przeładowywać samodzielnie, co potrafi solidnie zestresować – zwłaszcza gdy w naszą stronę pędzi wściekła kikimora. Z kolei ludzcy przeciwnicy bez skrupułów zasypują nas ogniem (oczywiście korzystając z nieskończonych magazynków), więc stosowanie skradania i korzystanie z osłon jest tutaj wysoce wskazane. Niestety, wciąż zdarzają się sytuacje, w których pociski zdają się latać, jakby miały własną wolę.
To na pewno nie jest jedna z łatwiejszych gier na VR – Metro Awakening nie zna litości i potrafi zagonić gracza w kozi róg. Nie raz miałam sytuację, że zabrakło mi amunicji, apteczek czy granatów, a wtedy… cóż, robi się naprawdę trudno. Raz gra zapisała się w takim momencie, że z jednym magazynkiem musiałam stawić czoła pięciu uzbrojonym oprychom. Udało się dopiero po kilku próbach. Na wyższym poziomie trudności o śmierć jest jeszcze łatwiej, a zapasów jeszcze mniej. Zupełnie jak w pierwowzorze – każdy znaleziony nabój jest na wagę złota i trzeba wykorzystywać go z rozwagą.
Poproszę więcej takich gier
Wirtualna rzeczywistość w wykonaniu PlayStation cierpi na brak dobrych gier. Dlatego premiera Metro Awakening bardzo mnie ucieszyła. Zwłaszcza że dostajemy naprawdę dobrze napisaną historię oraz mechaniki, które działają. Przemierzanie zrujnowanego moskiewskiego metra przyprawia o gęsią skórkę, ale pomimo całej atmosfery… człowiek chce grać dalej. Jeśli szukacie gry, która pozwala w pełni zanurzyć się w postapokaliptycznym świecie, Metro Awakening to zdecydowanie tytuł wart uwagi. Należy jednak pamiętać, że jest to jedna z bardziej wymagających produkcji, która potrafi nie tylko dostarczyć emocji, ale i solidnie nastraszyć.