Harry Potter: Mistrz Pojedynków! — recenzja gry karcianej. Czarodzieje i Czarownice, przygotujcie różdżki.

„Nauczyli cię się pojedynkować Harry Potterze? Najpierw się kłaniamy… Podejdź, musimy się trzymać zasad…. Dumbledore chciałby, żebyś pokazał maniery…. Pokłoń się śmierci, Harry… Powiedziałem pokłoń!”

— Lord Voldemort na cmentarzu w Little Hangleton.

Kultura pojedynków była żywa praktycznie od samego początku książek o młodym czarodzieju, już w drugiej części dostajemy dokładny opis przebiegu oraz reguł, którymi kierowali się czarodzieje podczas magicznej konfrontacji. Teraz, dzięki uprzejmości wydawnictwa Rebel, mogłem sam stanąć w szranki z innymi mugolami i przekonać się, jakie to uczucie, kiedy w Twoją stronę jest wycelowana różdżka, a czasem nawet pięć. Czy nowa gra w świecie Harry’ego Pottera zapewnia emocje jak na prawdziwym pojedynku? Przekonajmy się.

REKLAMA

Harry Potter: Mistrz Pojedynków! — recenzja gry karcianej. Czarodzieje i Czarownice, przygotujcie różdżki.

Avada kedavra! – a może na początek się nie zabijajmy?

A więc zacznijmy, a jakże inaczej, od początku. Na pudełku możemy wyczytać wszystkie podstawowe informacje. Rozgrywka trwa około trzydziestu minut, a bawić może się od czterech do ośmiu osób. Po otwarciu, pierwsze, co zauważyłem, to oczywiście różdżki po jednej dla każdego gracza – nie są one jakieś wybitnie szczegółowe ani dobrze wykonane, ale fajnie się nimi macha, a o to właściwe chodzi.

Gra „Harry Potter-Mistrz Pojedynków” to poniekąd przedstawiciel gatunku karcianek i nie dziwi mnie, że to właśnie na wykonaniu tego elementu producent skupił całą swoją uwagę. Karty nagród są oszałamiające! Wyglądają naprawdę magicznie i nie raz podejmowałem ryzyko tylko po to, aby dostać w swoje ręce jedno z tych cudeniek. Fakt, że po trzech grach znałem już całą pulę na pamięć, nie zmienia mojego zdania co do ich czaru uwodzenia. W porównaniu z nagrodami, karty zaklęć, wyglądają tak, jakby zabrakło na nie czasu. Są jak esej napisany w noc przed ostatecznym terminem, bo cały czas i siłę włożyliśmy w poznawanie zasad Wojny o Pierścień.

Zaklęcia, które chcemy rzucić na przeciwnika, układamy przed sobą tak, aby żaden z naszych oponentów nie widział, co tam sobie przygotowaliśmy, a że wybór jest koszmarnie ubogi to inna sprawa. Zaczynasz mając na ręce trzy zaklęcia drętwoty, zadają one obrażenia przeciwnikom oraz aż pięć kart tak zwanego przejęzyczenia, które nie robią nic. Więc w grze o tytule „Mistrz pojedynków” tak naprawdę pojedynkujemy się, używając tylko jednego zaklęcia. Mówiłem — koszmarnie ubogi.

Kolejno gracz, który dzierży znacznik prymusa, recytuje formułę, po czym następuje wycelowanie różdżki w wybranego przez nas przeciwnika. Po krótkiej chwili wiesz już kto, celuje w kogo i właśnie teraz podejmujesz najważniejszą decyzję czy ryzykujesz i zostajesz w walce albo ratujesz się zaklęciem Protego, które chroni Cię przed obrażeniami, ale i wyklucza z podziału łupów. Na koniec Ci gracze, którzy przeżyli pojedynek, dzielą między sobą pule nagród i zaczynamy od początku. Tak wyglądają poszczególne rundy i mamy ich w sumie osiem. Po ostatniej następuje liczenie punktów i (oczywiście!) kto zdobył ich najwięcej, wygrywa.

A puchar domów wygrywa… jak to nie Gryffindor?

Mistrz pojedynków jest grą o tyle ciekawą, że jej kontekst zależy od ilości osób biorących udział w zabawie. Rozgrywka dla czterech to typowe każdy na każdego, natomiast od większej ilości graczy zaczyna się kooperacja i wspólne zbieranie punktów dla jednego z doskonale nam znanych domów, aż w końcu cały potencjał wykorzystujemy, kiedy przy stole zasiada cała ósemka. Wtedy to już nie pozostaje nam nic innego jak potajemnie dogadywać się ze swoim kompanem i przeprowadzać zmasowany atak na inny dom tak, aby pozbawić ich szansy na choćby jeden mały punkcik.

W tej grze nie ma ukrytego Dumbledore’a, który doda Gryffindorowi punktu za to, że Harry Potter kichnął, a oni powiedzieli mu na zdrowie – tutaj wszystko zależy od tego, jak zaplanujesz kolejne ruchy i jak dogadasz się ze swoim domowym bratem. Jeżeli już o zbieraniu punktów mowa, nie mogę się powstrzymać przed napisaniem o sprytnym rozwiązaniu, a mianowicie kiedy już rozłożymy wszystkie elementy, to z naszego pudełka, za pomocą specjalnie przygotowanej nakładki, tworzymy swego rodzaju urnę, do której wrzucamy zdobyte punkty. Miłe rozwiązanie, które pozwala nam zachować porządek na stole i w zdobytych kartach.

Nie tak szybko Potter!

Oj, jak bardzo brakuje mi w tej grze zabawy zaklęciami jak choćby Petrificus Totalus, które pozbawiłoby przeciwnika kolejki, czy może jakieś zaklęcie niewybaczalne z jakimiś potężnymi konsekwencjami dla wroga, jak i dla nas. W świecie Harry’ego Pottera istnieje ogrom magicznych formuł, a w grze o czarodziejskich pojedynkach mamy do dyspozycji jedną i to nawet nieflagowe Expelliarmus, ale zwykłą, nic nieznaczącą Drętwotę. Samo wykonanie kart zaklęć jest zaledwie poprawne. Różdżki też nie są dziełem wybitnego artysty, ot zwykłe plastikowe odlewy. Nie spodziewałem się pięknie rzeźbionych z drewna artefaktów, ale liczyłem na ciut cięższe i odrobinę bardziej szczegółowe projekty. Chociaż mogłem je sobie pomalować, co też uznaję za plus, bo spersonalizowane dodatki zawsze uprzyjemniają rozgrywkę.

Żeby nie było, że gra Harry Potter — Mistrz pojedynków jest stworzona naprędce, byle jak i z byle jakich materiałów. Tak jak napisałem wyżej, karty nagród przedstawiają w końcu świat magii i czarodziejstwa i są po prostu piękne. Choć dominuje na nich czerń, to dzięki dodatkom kolorystycznym, które ślicznie mienią się w świetle, odnosi się wrażenie, jakby w środku się poruszały. A to idealnie wpasowuje się w kanon obrazów ze świata młodego czarodzieja.

Nie sądziłem, że to może sprawić tyle radości.

Jak w każdej grze, chodzi tutaj przede wszystkim o fajne spędzenie czasu w gronie znajomych i Mistrz Pojedynków spełnia się w tej roli bardzo dobrze. Rozkłada się go szybko i nie ma skomplikowanych zasad, które tłumaczy się godzinami. Nie jest to przedstawiciel gier, do których będziemy siadać  co noc i grać dla przyjemności, prędzej parę szybkich pojedynków i z powrotem do szafy, gdzie poczeka na kolejną imprezę. Niemniej jednak na pewno nie rozczaruje nikogo z towarzystwa, ponieważ potrafi zapewnić dreszczyk emocji, kiedy w napięciu oczekujemy, kto na kogo rzuci zaraz zaklęcie, a także na wybuchy śmiechu zaraz po tym, jak orientujemy się, że wszystkie różdżki są skierowane właśnie na nas. Harry Potter — Mistrz pojedynków jest grą „na chwilę”, ale parafrazując tekst z piosenki zespołu jeden osiem l, „nawet ta krótka potrafi czas umilić”.

Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Rebel.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

NAJNOWSZE WPISY

O NAS:

Chcesz być na bieżąco, a nawet wiedzieć więcej o grach, komiksach, serialach lub filmach? GraPodPada.pl jest miejscem, gdzie znajdziesz informacje tworzone przez pasjonatów dla… graczy, czytaczy i oglądaczy ! Reprezentujemy różne opinie, patrząc na popkulturę z wielu perspektyw! Dlatego codziennie spodziewaj się treści wysokiej jakości i odnajduj interesujące Cię recenzje i informacje. Grasz w to? GraPodPada.pl to miejsce dla Ciebie… to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl