Previous slide
Next slide

Dom stu szeptów – recenzja książki. Oryginalny sposób nawiedzenia.

Graham Masterton to autor wielu uznanych horrorów. Po jego oraz S. Kinga książki sięgam najchętniej. Swoją najnowszą powieść napisał na życzenie wydawnictwa, które narzuciło mu temat nawiedzonej nieruchomości. Pisarz uważa jednak, że duchy są przereklamowane. Żeby wywiązać się z zadania, stworzył coś oryginalnego. Czy taka forma przypadnie do gustu entuzjastom opowieści o istotach z zaświatów? I przede wszystkim – czy przestraszy?

Książka została wydana w Polsce w 2021 roku przez wydawnictwo Albatros.

Dom otrzymany w spadku

Historia zaczyna się mało oryginalnie. Właściciel dużej posiadłości umiera w tajemniczych okolicznościach. Na odczytanie testamentu przyjeżdża trójka jego dorosłych dzieci. Żadne z nich nie darzyło ojca szczególną sympatią i każde chce jak najszybciej mieć wszystkie formalności za sobą i wrócić do domu.

REKLAMA

To miał być zaledwie jeden wieczór pobytu. Niestety, jeden z gości znika, a poszukiwania nie przynoszą rezultatów. W ten sposób rodzeństwo wraz ze swoimi rodzinami musi spędzić noc w rezydencji. Noc niespokojną, pełną tajemniczych szeptów.

Horror czy może kryminał?

Masterton z wyeksploatowanego wątku, jakim jest nawiedzona posiadłość, zdołał wycisnąć jeszcze kilka kropli świeżego soku. To nie jest typowa książka o duchach i skutecznie potrafiła mnie zainteresować. Mamy tajemnicze szepty, intrygującą starą nieruchomość z pewnym sekretem i mroczny nastrój, który… prędko się rozmywa. Akcja jest szybka. Już pierwszej nocy coś się dzieje i bohaterowie dowiadują się o rzekomych nadnaturalnych obecnościach. Równie ekspresowo szukają pomocy u różnych źródeł i odkrywają kolejne rąbki tajemnicy. Ta prędkość spowodowała u mnie brak uczucia napięcia. Wraz z postępem fabuły narrator powoli obdziera wszelkie zjawiska nadprzyrodzone z ich – nazwijmy to – mocy. Wszystko, co wydawało się potężne, zostaje sprowadzone do ludzkich słabości czy możliwości. Stara się wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje. Jednak kilka scen, a szczególnie finałowa, były dla mnie nie tyle przerażające, ile komiczne.

Powieść absolutnie nie straszy, a upiornych scen jest jak na lekarstwo. Nie zmienia to faktu, że jest wciągająca i czyta się ją przyjemnie i szybko. Są sceny krwawe – z tego Masterton nie umiałby zrezygnować. To pomysłowe momenty, które określają iluzoryczną potęgę, z którą mierzą się bohaterowie. Iluzoryczną, gdyż (tak jak napisałem wcześniej) finalne starcie jest szybkie i gładkie.

Pomysł z szeptami i tym, co się za nimi kryje to duży plus tej powieści. Bardzo podobało mi się wytłumaczenie, skąd to się wzięło i jakimi prawami rządzi się tajemnica budynku. Pod tym względem lektura mnie nie zawiodła.

Historia posiadłości Allhallows Hall jest pomysłowa. Choć czerpie trochę z dziejów prześladowania katolickich księży za panowania królowej Elżbiety I, to autor dodał trochę od siebie. Z pewnością zaskoczy was wątek z pewnym kolorowym witrażem w korytarzu rezydencji.

Polska okładka również przykuwa uwagę. W tytule jest słowo „dom”, ale zrezygnowano z pokazania wizerunku dworu na rzecz samotnego drzewa na czerwonym tle. To zapowiada coś przerażającego i krwawego, ale spokojnie. Jeśli boicie się czytania horrorów, ale kusi was przeczytanie choć jednego, to ten jest w sam raz.

Osobiście, bardziej podoba mi się właśnie rodzima okładka, gdyż w angielskiej wersji nie ma czerwonego tła.

Stary Diasek i banda

Książka obfituje w różnorodne postaci. Główni bohaterowie praktycznie wyskakują z kart, zwłaszcza nieznośny bankier Martin. Są tam wszystkie drobiazgi i niuanse życia rodzinnego, a dialogi błyszczą. Grace – córka byłego właściciela – i jej dziewczyna Portia sprawdziły się jako współczesna queerowa para, co zrobiło na mnie wrażenie. Szczególnie Portia, która uważała za dość erotyczne bycie podejrzaną o morderstwo, w wyniku którego ukochana mogła odziedziczyć szesnastowieczną rezydencję ojca.

Rob, ostatni z rodzeństwa jest kreowany na głównego protagonistę książki. W większości jego oczami śledzimy przebieg fabuły. Jest opanowany, odważny i odrobinę lekkomyślny.

Zainteresował mnie watek lokalnej legendy, gdzie mowa jest o „Starym Diasku”. Wiem, że Masterton bardzo lubi polską ziemię. W końcu Allhallow Hall jest ponoć zainspirowane zamkiem z Dolnego Śląska. Postanowiłem sprawdzić, czy staropolskie „Diasek” jest również w oryginale. Niestety nie. Tam nazwano go „Old Dewer”.

Postaci kryjące się za tytułowymi szeptami, lokalna wiedźma czy bojaźliwy ksiądz, to również interesujący bohaterowie i dzięki nim fabuła jeszcze bardziej nabiera kolorów.

Nie straszny, ale wciągający

Masterton słynie z wielu horrorów, które potrafią zapaść w pamięć równie mocno, co Kinga. Ta historia nie posiada, niestety, przerażającego uroku, nie pouczy żadnym życiowym morałem, ale uważam, że jest to interesujące połączenie nadprzyrodzonych elementów z powieścią kryminalną. Tajemnica domu skutecznie przyciąga uwagę i miejscami nawet zaskakuje. Część wątków jest przewidywalna, część nawet nieudana (jak finał). To dobra lektura na jeden czy dwa wieczory. Mimo kilku mankamentów, czasu spędzonego przy książce nie zaliczam do straconego.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

O NAS:

Chcesz być na bieżąco, a nawet wiedzieć więcej o grach, komiksach, serialach lub filmach? GraPodPada.pl jest miejscem, gdzie znajdziesz informacje tworzone przez pasjonatów dla… graczy, czytaczy i oglądaczy ! Reprezentujemy różne opinie, patrząc na popkulturę z wielu perspektyw! Dlatego codziennie spodziewaj się treści wysokiej jakości i odnajduj interesujące Cię recenzje i informacje. Grasz w to? GraPodPada.pl to miejsce dla Ciebie… to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl