Taki zamiar mieli twórcy gry The Outer Worlds 2, która już pod koniec października zawitała na naszych PC-tach i konsolach. Ekipa z Obsidian Entertainment wzięła na klatę dość trudne zadanie – stworzyć godny sequel produkcji wydanej w 2019 roku. Obiecano nam zdecydowanie większe tereny do eksploracji, ulepszony system walki oraz rozwoju postaci, ciekawsze questy, jeszcze więcej specyficznego poczucia humoru oraz dokonywanie wyborów, które mają mieć zdecydowanie większe znaczenie, niż wcześniej. Ile obietnic spełniono? Sprawdźmy to! Grę przeszłam na PC, zmieniając podczas rozgrywki poziom trudności.
Kim jesteśmy, dokąd zmierzamy?
The Outer Worlds 2 zmienia nieco koncepcję głównego bohatera. Tym razem zostajemy wrzuceni w centrum kosmicznych wydarzeń jako doświadczony agent, przedstawiciel Dyrektoriatu Ziemi. Udajemy się do układu o wiele mówiącej nazwie Utopia, by zmierzyć się z zagadką, dotyczącą tajemniczych szczelin, które pojawiły się w wielu lokalizacjach tegoż układu. Szczeliny to niebezpieczne miejsca, bliski kontakt z nimi bez odpowiedniego sprzętu kończy się szybką śmiercią agenta i powrotem do ostatniego punktu gry.
Okazuje się, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej spraw, które mamy rozwikłać. Zagłębiamy się w aferę polityczną o ogromnej skali, a na arenie staną przeciwko sobie trzy najważniejsze frakcje. Pierwszą z nich jest Zakon Ascendenta, którego przedstawiciele są wiernymi wielbicielami matematyki i twierdzą, że można na jej podstawie przewidzieć przyszłość. Kolejna, to kapitalistyczny Cioteczkolub, a ostatnią jest Protektorat, w którym królują rządy twardej ręki.
Wśród reprezentantów tychże barwnych instytucji, rozwiązujemy zagadkę szczelin, a kolejne tropy prowadzą nas w kierunku stosowanej w podróżach kosmicznych technologii napędów skokowych. I tu pojawia się zagwozdka – bez tychże niemożliwe stanie się przemieszczanie w bezbrzeżnym Wszechświecie. I tak źle, i tak niedobrze.

Narracja prowadzona jest w lekkim, czasem wręcz absurdalnym tonie. Jak w wielu innych produkcjach, znów mamy uratować świat przed zagładą. Tym razem jednak nie jest to zadanie przesycone patosem, lecz czarnym humorem i satyrą na politykę i działania postaci. Opowieść nie zrzuciła emocjonalnego ciężaru na moje skromne barki. Sądzę, że to dobre rozwiązanie, kontrastuje nieco z innymi tytułami i sprawia, że The Outer Worlds 2 jest godne zapamiętania.
Główny wątek historii rozwija się szybko, wręcz zbyt szybko. Gracz, któremu zależy na tzw. speed runie, jest w stanie przejść ten tytuł w około 30 godzin, załapując się na pojedyncze misje poboczne, czy zadania towarzyszy. Jeśli jednak chcemy eksplorować uniwersum, wykonywać dokładnie misje, a wreszcie ukończyć całość z jak największą ilością wykonanych zadań, zajmie nam to nawet 70 godzin.

Wątki poboczne oraz misje towarzyszy różnią się starannością wykonania, angażowaniem gracza, a wreszcie wykorzystaniem jego zasobów intelektualnych. Misja związana z rozstrzygnięciem pewnego strajku była tą, z którą wiązałam bardzo duże nadzieje, a można było zakończyć ten spór w piętnaście minut… Inne zaś zadania wymagały więcej finezji, nawiązywały do podjętych wcześniej decyzji, czy losów naszych towarzyszy.
Luki w pamięci
Podczas dialogów z rozmaitymi postaciami pojawiała się formułka “to zostanie zapamiętane”. Niestety, nie dotyczy to tak wielu aspektów rozgrywki, jak byśmy tego chcieli. Jak wspomniałam wcześniej, niektóre wybory i decyzje mają znaczenie choćby w dalszym prowadzeniu fabuły, inne, gdzie bardzo byśmy tego chcieli, nie mają znaczenia. Ale to element, który powinniście sprawdzić sami.
Nasza postać może działać na różne sposoby – na początku gry wybieramy przeszłość bohatera, jego cechy oraz wady. Następnie podczas awansowania na kolejnych etapach przygody, rozwijamy rozmaite statystyki i dobieramy postaci różne atuty. Pozwalają one na bycie zarówno “bad boyem” i stosowania zastraszania do osiągnięcia celu, jak i okazanie nieco łagodniejszej strony naszej natury.

Niekiedy przydaje się nam wiedza technologiczna, czasami umiejętności retoryczne i przywódcze. Jedno jest pewne – produkcja przeważnie oferuje nam kilka wyjść z danej sytuacji, i w przypadku, gdy brakuje nam wiedzy czy punkcików w danej cesze, możliwe jest zastosowanie wcześniej zdobytych informacji, czy innych środków, by osiągnąć cel. Kreator wyglądu głównego bohatera jest dość bogaty i szczegółowy. Umówmy się, nie jest to dokładność rodem z The Sims, jednakże jesteśmy w stanie wykreować postać, odpowiadającą naszym zamysłom, z dość drobnymi detalami.
Świat przedstawiony tętni życiem, spotykamy na swojej drodze wiele postaci, niektórzy to bezimienni NPC, których mijamy dość obojętnie, inni zaś będą mieli dla nas zadania do wykonania i spędzimy z nimi trochę więcej czasu. Jedno jest pewne – w The Outer Worlds 2 nie jest pusto, nie będziemy przemierzać poszczególnych lokacji, odczuwając obezwładniającą samotność w galaktyce – to nie ta gra.
Bezbarwni towarzysze broni
Zaletą każdego solidnego RPG-a są towarzysze, z którymi spędzamy kilkadziesiąt godzin gry, obserwujemy ich wzloty i upadki, dyskutujemy na temat naszych działań. Nie do końca sprawdza się to w przypadku The Outer Worlds 2. W tej odsłonie możemy zrekrutować sześcioro towarzyszy, a na misję zabieramy ze sobą dwójkę. Czy nasi kompani mają swoje charaktery, cele i pragnienia?
Tak, jednakże ich osobowości zdają się być dość blade. Podczas moich rozgrywek uwielbiam odkrywać wszystkie detale dotyczące poszczególnych kompanów, tutaj jednak ta chęć dość szybko mnie opuściła. Bardzo chciałam, by moi załoganci czymś mnie zaskoczyli, otrzymałam jednak dość klasyczny zestaw, na przykład “dobrego kumpla, który jest ze mną od początku do końca”, czy “złą kobietę, której serce wypełnia przemoc”.

Z ręką na sercu przyznam, że nie wykonałam wszystkich zadań towarzyszy, chciałam sprawdzić, co stanie się, gdy nie będę tak wierna mojej załodze. Niektóre z tych decyzji miały swoje odzwierciedlenie w zakończeniu gry. Podczas misji towarzysze komentują na bieżąco wydarzenia, reagują także na podjęte przez nas decyzje, jednakże brakowało mi interakcji na samym statku. Rzadko kiedy załoga komunikuje się między sobą, brakuje nieco tzw. “smaczków”, sprawiających, że chcemy poznać ich lepiej i zostać z nimi na dłużej. A bardzo tego szkoda, zwłaszcza, że produkcja sama w sobie okraszona jest dość specyficznym poziomem humoru, towarzysze też mogliby na tym zyskać. Ważna informacja dla fanów romansów w grach – tutaj ich niestety nie zaznacie. Czy zatem kompanii zapadają w pamięć? Niestety, nie wyróżniają się na tyle, by pozostać w pamięci gracza na długie tygodnie.
Natomiast ogromnym plusem jest zachowanie towarzyszy podczas walki. Jesteśmy w stanie połączyć atuty naszych kompanów oraz głównego bohatera i wykorzystać je w potyczkach w sposób satysfakcjonujący. Można wręcz, podobnie jak ja, rzucić się jak szaleniec w wir walki, a drużyna z pewnością wesprze nas na tyle, że nasza postać nie upadnie w pierwszych sekundach tej lekkomyślności.
Tu warto wspomnieć też o tym, że gra nie wymaga od nas stosowania skomplikowanych taktyk, przewidywania zachowań na kilka kroków do przodu. Należy jednak przyznać, że możemy mieć kilka podejść do niektórych zadań, ponieważ siła naszej drużyny nie podoła oporowi przeciwnika. Awansowanie postaci i uzyskanie dobrej broni oraz amunicji zwykle rozwiązuje wszelkie trudności.
Dziwny jest ten świat… lecz piękny
Czas na moją ulubioną sekcję dotyczącą tej gry – świat i jego eksplorację. Z radością buszowałam po rozmaitych lokacjach, różnorodnych i obszernych. Podczas rozgrywki często robiłam zrzuty ekranu i podziwiałam odwiedzane miejsca. Na swojej drodze spotykamy też interesujące stworzenia, z którymi toczymy potyczki, zyskując choćby żywność. Niektórym z nich z chęcią przyjrzałabym się nieco dłużej, jednakże plucie raniącymi substancjami skutecznie trzymało mnie na bezpieczną odległość.
Niejednokrotnie denerwowałam się, gdy chciałam szybko dotrzeć do jakiegoś konkretnego punktu na mapie, a okazywało się, że podchodzę do niego z kompletnie złej strony. To nieco frustrowało, jednakże wykonanie lokacji, kolory i tętniący życiem świat rekompensowały te niedogodności. Oprócz typowo rajskich krajobrazów, odwiedzamy także aglomeracje, przywodzące na myśl gry z serii Fallout. Odrobina postapokaliptycznego klimatu jest widoczna w świecie przedstawionym, fani tego typu rozwiązań powinni być z tego powodu zadowoleni.

Mamy do dyspozycji mapę, która w sposób dość czytelny wskazuje nam poszczególne cele, w każdej dużej lokacji mamy również co najmniej kilka punktów szybkiej podróży, dzięki którym nie musimy przebiegać wzdłuż całej mapy, by porozmawiać z jakąś postacią, czy przynieść jakiś przedmiot. Podczas spotkań z poszczególnymi frakcjami spotykamy także elementy polityczne, przerysowane plakaty, slogany, migające neony, które podczas wykonywania jednego z zadań umieszczamy nawet na naszym statku. To kontrastuje z pięknymi elementami flory i fauny, a jednocześnie podkreśla satyryczny charakter tej produkcji.
Oprawa audio również spełnia swoje zadanie, pasuje do klimatu opowieści. Podczas potyczek słyszymy okrzyki, dźwięk przeładowywanej broni, czy też serie strzałów. Gdy znajdujemy się w nieco spokojniejszych lokacjach, mamy do dyspozycji radio, które odpowiednio dostrajamy. Odnajdujemy także sporo nagrań, które odtwarzamy podczas wykonywania misji i uzyskujemy z nich informacje przydatne podczas dalszej eksploracji. Aktorzy głosowi również dobrze wykonali swoje zadanie. Nie jest to może spektakularne, teatralne aktorstwo, jednakże w zupełności wystarczające dla odbiorców tej produkcji.

Grę przechodziłam na PC, o procesorze Intel(R) Core(TM) i9-14900HX (2.20 GHz), 16 GB RAM-u, z kartą graficzną NVIDIA GeForce RTX 4070, na bardzo wysokich ustawieniach jakości grafiki, i z ulgą nie odnotowałam poważniejszych bugów podczas rozgrywki. Podczas starć z większą ilością przeciwników momentami tytuł nieco zacinał się. Nie miało to jednak wpływu na efekty walki, ani nie powodowało znaczących opóźnień. Mój sprzęt obsługiwał grę wydajnie i stabilnie. Wspomniałam wcześniej o zacinających się chwilami towarzyszach, i to był największy odnotowany przeze mnie mankament.
Sztuka walki bez walki
Do tematyki starć w The Outer Worlds 2 możemy podejść na kilka różnych sposobów. Pierwszy, najprostszy z nich, to wysokie rozwinięcie umiejętności skradania się i… unikanie bezpośrednich starć. Nawet mając zaledwie kilka punktów tej umiejętności i odrobinę cierpliwości, jesteśmy w stanie ominąć większość przeciwników.
Gdy jednak lubimy straceńcze rzucanie się w wir walki, to też mamy taką możliwość. Gra proponuje nam arsenał broni, zarówno palnej, jak i białej. Różnią się pojemnością magazynków, rodzajem amunicji, czy wreszcie siłą rażenia. Nie należę do oszczędnych graczy i często wystrzeliwuję pociski dość lekką ręką, jednak na to zmartwienie mamy dwa sposoby – zabieranie ze sobą na misje Nilesa, posiadającego zdolność majsterkowania polowego. To pomocne, gdy wiemy, że zapowiada się jakieś starcie, posiadamy niewiele amunicji i chcemy ją szybko uzupełnić z pomocą naszego kompana.
Inną opcją jest nabywanie amunicji w automatach, rozmieszczonych w grze dość szczodrą ręką. Gdy znajdziemy się pod ścianą, możemy próbować salwować się ucieczką i powrotem do miejsc, w których zakupimy amunicję lub… próbować walki nożem, czy innym rodzajem broni białej. Mamy także do dyspozycji większą siłę ognia, czyli granaty.
Nasi towarzysze aktywnie biorą udział w walce i są sporym wsparciem. Niekiedy bywa tak, że nieco się glitchują, na przykład zostają w windach podczas starcia. Jednakże są to raczej epizodyczne sytuacje. Wrogowie są różnorodni, walczymy zarówno z ludźmi, jak i wspomnianymi wcześniej zwierzętami, dronami i mechami. Niekiedy poziom trudności potyczek sprawia, że jesteśmy zmuszeni porzucić dane zadanie na jakiś czas i wrócić, gdy będziemy na nie gotowi.

Inteligencja przeciwników jest na dość wyrównanym poziomie. Nie strzelają oni bezmyślnie na boki, czasem atakują nas dość bezpośrednią szarżą, co jest niebezpieczne, zwłaszcza, gdy dwóch czy trzech wrogów przygwoździ nas do ściany. Wówczas ucieczka może być trudna. Niektóre rodzaje broni są dość dziwaczne, lecz korzystanie z nich sprawia satysfakcję.
Podczas mojej rozgrywki preferowałam raczej otwarte starcia – gra sugerowała mi nawet wady, przez działania takie jak rozrzutne zużywanie amunicji czy narażanie towarzyszy na ostrzał. Przy trudnych starciach niekiedy pomaga zmiana poziomu trudności gry – w ten sposób udało mi się przebrnąć przez kilka potyczek, nie porzucając danego zadania. Jeśli mowa o broni, czy pancerzach, mamy też możliwość ich modyfikacji, lecz mówiąc szczerze, nie korzystałam z tej opcji podczas gry i nie była mi ona potrzebna do ukończenia rozgrywki.
Utracone podczas potyczek zdrowie odzyskujemy, używając ładunków inhalatora lub jedząc. Co ważne, znalezione pożywienie pozwala nam tylko i wyłącznie na odzyskanie zdrowia, nie daje żadnych dodatkowych profitów. Ponadto, nie możemy jeść podczas walki, co jest zdecydowanie realistycznym rozwiązaniem. Choć w tego typu grze, ze specyficznym poziomem humoru, nie zdziwiłby mnie widok głównego bohatera strzelającego do wroga, mając w ustach papierosa, czy przegryzającego co nieco. Ładunki inhalatora umożliwiają nam odzyskanie zdrowia zarówno podczas starć, jak i w spokojniejszych warunkach. Możemy je również kupować, czy produkować samodzielnie.

Gra wyposażona jest w funkcję automatycznego zapisu, i te dokonywane są często. My sami również możemy zapisać rozgrywkę w dowolnym momencie, zajmując maksymalnie sto slotów. Jest to kolosalna ilość, biorąc pod uwagę wymienioną wcześniej możliwość autozapisu. Istnieje również opcja użycia specjalnego zestawu ratunkowego, którym dysponują nasi towarzysze i natychmiastowego ocucenia w przerwanej śmiercią chwili rozgrywki. Wobec powyższego jawi się pytanie, po co sami mamy zapisywać stan gry, skoro mamy tak wiele możliwości zabezpieczenia poszczególnych momentów naszej przygody.
Podsumowanie
The Outer Worlds 2 to produkcja dość specyficzna. Doceniam ogrom pracy twórców włożony w kreowanie świata, należy przyznać, iż lokacje są przestronne, różnorodne i piękne. System walki, w którym możemy zdecydować, w jaki sposób chcemy ominąć przeciwnika – czy to sprytnie się skradając, czy to uderzając w niego bezpośrednią siłą ognia, również bardzo przypadł mi do gustu. Jednakże odczuwam niedosyt w kontekście fabularnym oraz kreacji towarzyszy.
Fabuła gry jest mocno nacechowana politycznie, jednakże mam wrażenie, że próba głębszego zbadania poglądów i motywów przedstawicieli poszczególnych frakcji kończy się fiaskiem. Mamy bardzo wyraźnie zarysowaną tę sferę, lecz brakuje jej głębi kontekstu. Po przejściu gry nadal do końca nie wiem, co kierowało dzierżącymi władzę. Nad tym ubolewam.
Po drugie, wspomniani wcześniej towarzysze. Jest ich sześcioro, co nie jest kolosalną liczbą, jak na grę RPG, jednakże oni również nieco ucierpieli pod względem charakteru i głębi. Są z nami, wspierają głównego bohatera, mają swoje zdanie i cele, jednak nie chwytają gracza za serce, nie sprawiają, byśmy chcieli zostać z nimi na dłużej, byśmy marzyli o tym, by pojawili się w kolejnej odsłonie gry.
Bardzo chciałam przejść tytuł do końca i poznać jego zakończenie. To się udało. Czy chciałabym do niego wrócić? Może kiedyś, gdy zapomnę, czego dotyczyło wiele spośród jego wątków.

