REKLAMA

Cronos: New Dawn – recenzja gry. Jakoś inaczej zapamiętałam Nową Hutę

Dwie niecnoty

Opublikowano: 7 października 2025

Cronos: New Dawn – recenzja gry. Jakoś inaczej zapamiętałam Nową Hutę
Spis treści

Polska górą – kolejna rodzima produkcja wzbudziła zainteresowanie całego świata. Cronos: New Dawn to kolejna horrorowa produkcja od Bloober Team. Czy alternatywny Kraków, po którym błąkają się powykręcane stwory, zachęca do odwiedzin? 

 

W centrum opowieści Cronos: New Dawn znajduje się Polska, a dokładniej Kraków i słynna dzielnica Nowa Huta. Świat został zniszczony przez Przemianę, tajemniczą plagę, która wypacza ludzi w dziwne stwory. Do tego ta „biomasa” potrafi się łączyć i kreować jeszcze bardziej powykręcane istoty, będące zagrożeniem dla wszystkiego, co nie zostało dotknięte tą chorobą. A epicentrum tego wszystkiego znajduje się… właśnie w Nowej Hucie. Aby przeciwdziałać rosnącemu zagrożeniu, na tereny skażone są wysyłani Podróżnicy w charakterystycznych skafandrach. Wcielmy się właśnie w taką podróżniczkę, która co prawda do najbardziej rozmownych nie należy, ale potrafi przetrwać w tej dziwacznej rzeczywistości.

Cronos: New Dawn – recenzja gry. Jakoś inaczej zapamiętałam Nową Hutę

 

Głównym celem wyprawy jest odnajdywanie konkretnych osób i wydobycie ich esencji do specjalnego filakterium, które następnie ma trafić do Kolektywu, nowej formy władzy. Przy okazji napotkamy wyrwy w czasie oraz wszelkiego rodzaju anomalie, które wykraczają poza ludzkie rozumowanie. Fabuła jest tutaj podawana w małych kawałeczkach, a masy informacji pozyskamy z rozrzuconych tu i ówdzie notatkach. Dostajemy więc klasyczną historię o podróży – niczym Odyseusz przemierzamy „nieznane” krainy, próbując połączyć ze sobą kropki i wrócić do domu, a przy okazji uratować ludzkość. 

REKLAMA
Cronos: New Dawn – recenzja gry. Jakoś inaczej zapamiętałam Nową Hutę

Cała oprawa fabularno-narracyjna Cronosa robi wrażenie. Bloober Team puszcza wielokrotnie oczko do polskich fanów (widok zniszczonego malucha na ulicy ogrzewa serce) i wykorzystuje surową architekturę Nowej Huty do budowania całej opowieści. Miasto jest zniszczone oraz abstrakcyjne, a każdy szmer powoduje, że odruchowo sięgamy po pistolet. Klimat jest bardzo gęsty, a całość tonie w półmroku, co skutecznie powoduje, że serce przyspiesza nam, gdy w tle zaczyna grać muzyka oznaczająca, że zaraz będziemy mieć spotkanie trzeciego stopnia z jakąś paskudą.

Cronos: New Dawn – recenzja gry. Jakoś inaczej zapamiętałam Nową Hutę

 

To nie wiedźmin, fikołków nie uświadczymy

 

Nasza Podróżniczka nie należy do najbardziej „akrobatycznych” bohaterek. Z powodu rozbudowanego skafandra porusza się ona ociężale, a jedynym możliwym sposobem unikania obrażeń ze strony przeciwników jest ciągły ruch. Nie uświadczymy tutaj bloku czy uników, ale nie oznacza to, że potyczki są mało dynamiczne. Pokraki mają słabe punkty, w które należy celować i warto pamiętać o spalaniu zwłok – niestety mają one paskudny zwyczaj bycia wchłanianymi przez inne stwory, a te wówczas przepoczwarczają się w jeszcze groźniejszych przeciwników. Zwykle walka toczy się w ciasnych pomieszczeniach, a amunicji czy apteczek jest jak na lekarstwo – klasycznym tropem ilość noszonego ekwipunku jest mocno ograniczona, a to sprawia, że każdy pocisk do pistoletu czy strzelby jest na wagę złota.

Cronos: New Dawn – recenzja gry. Jakoś inaczej zapamiętałam Nową Hutę

 

Zwłaszcza że łatwo doprowadzić do sytuacji, że trafimy do zamkniętej lokacji, z której nie wyjdziemy, dopóki jakiś potwór nie wyzionie ducha. Zwykle są tam rozrzucone skrzynki skrywające bezcenną amunicję, ale stres w trakcie takiej potyczki może sprawić, że nie zauważymy, gdy nasz oponent pokradnie się do nas i zada morderczy cios. Jak już wspomniałam, uników nie ma, więc nieodpowiedzialne zapędzenie się do rogu łatwo doprowadzi  do tego, że Podróżniczka wyzionie ducha. A do najbardziej wytrzymałych to ona nie należy, nawet biorąc pod uwagę pancerz, który nosi.

Cronos: New Dawn – recenzja gry. Jakoś inaczej zapamiętałam Nową Hutę

 

Rozwój postaci jest tutaj skromny, ale dobrze zbalansowany. Nie ma tutaj możliwości spersonalizowania, a raczej udoskonalamy kwestie związane z wytrzymałością czy pojemnością ekwipunku. Sama broń także ulepszamy w podobny sposób, zwiększając jej obrażenia czy szybkość przeładowania. Jest to typowy system rozwoju postaci, dodany po to, aby gracz miał możliwość łatwiejszego radzenia sobie z kolejnymi wyzwaniami, a nie ślęczał godzinami nad statystykami. Wraz z postępami fabuły dostajemy także nowe narzędzia do eksploracji oraz rozwiązywania zagadek środowiskowych. Trudno więc narzekać w Cronos: New Dawn na nudę, bo progres bohaterki jest stale odczuwany. 

 

Nowa Huta ma swoje ciemne strony… i niewidzialne ściany

 

Eksploracja jest świetna, ale momentami zostaje brutalnie ograniczona przez niewidzialne ściany. Są miejsca, które aż proszą się o odwiedzenie, ale okazuje się, że są one zablokowane przez elementy otoczenia, które w normalnych okolicznościach po prostu byśmy zniszczyli. To niejednokrotnie wybijało mnie z immersji. Rozumiem jednak konwencję korytarzowych lokacji z okazjonalnymi odnogami, które pozwalają odnaleźć cenne zasoby. Zaryzykowałabym jednak stwierdzenie, że dałoby radę wycisnąć z nich znacznie więcej.

Cronos: New Dawn – recenzja gry. Jakoś inaczej zapamiętałam Nową Hutę

 

Frustrujący bywa także system automatycznego zapisywania. Miałam niezbyt przyjemną sytuację, że nie miałam świadomości, że zaraz czeka mnie walka z mini-bossem. Udało się go pokonać i grałam jeszcze kilka minut, po czym wyłączyłam grę. Okazało się, że cofnęło mnie aż do miejsca sprzed potyczki, co bardzo mnie… zdenerwowało. Na szczęście kolejne przejście okazało się szybsze, ponieważ miałam świadomość, gdzie na mapie rozlokowane są paczki z amunicją. I niestety nie był to pierwszy i ostatni raz, gdy system zapisu mnie zaskoczył.

Cronos: New Dawn – recenzja gry. Jakoś inaczej zapamiętałam Nową Hutę

 

Co do samych przeciwników to przez pierwsze godziny uczymy się jak rozprawiać się z różnymi typami, co później owocuje mniejszymi problemami w trudniejszych starciach. Niestety po tych kilku godzinach maszkary zaczynają się powtarzać, a niektóre spotkania stają się monotonne, gdyż powtarzamy wyuczony schemat rozwiązywania konfliktów przy użyciu broni palnej. Na szczęście nie doskwiera to tak bardzo, jak mogłoby się wydawać, ale jest zauważalne. 

 

Polski Dead Space, a może Resident Evil

 

W różnych recenzjach Cronosa często przewija się argument, że „gra nie ma własnej duszy” lub, że jest „zbiorem rozwiązań z różnych gier”. I długo się zastanawiałam, co się kryje za tymi argumentami, ale ostatecznie to rozgrywka pozwoliła mi zdefiniować, o co ten cały szum. Bloober Team faktycznie zaimplementowało wiele sprawdzonych mechanik (ograniczona liczba amunicji, toporny movement bohaterki czy ciasne areny walki z potworami), które widzieliśmy w wielu produkcjach horrorowych pokroju Dead Space czy Resident Evil. Można to uznać za sporą wadę, bo Cronos w pewnych momentach zdaje się być produkcją mocno odtwórczą. 

Cronos: New Dawn – recenzja gry. Jakoś inaczej zapamiętałam Nową Hutę

Z drugiej strony to całkiem mądry ruch ze strony deweloperów – polska produkcja stawia przede wszystkim na klimat oraz narrację. Dlatego zastosowanie utartych schematów jako coś pozytywnego, bo są one wykonane na tyle dobrze, że świetnie wpasowują się w projekt gry i nie odstają (oraz nie wchodzą na wyższy poziom) względem innych produkcji. Wprowadzanie „własnych” mechanik, które mogłyby ten obraz zaburzyć lub po prostu by się nie sprawdziły, chociaż na papierze wyglądałyby świetnie. 

 

Jedynym poważnym mankamentem w kwestii budowania klimatu jest brak polskiego dubbingu – wszystkie elementy w grze są w naszym rodzinnym języku (napisy na opakowaniach czy na ścianach, polskie samochody czy produkty), ale nigdzie nie uświadczymy naszej mowy! Czy tak jak w przypadku The Medium doczekamy się odpowiedniego dubbingu? Gorąco trzymam kciuki, że tak, bo cała oprawa fabularna zyskałaby dodatkową i pyszną warstwę na tym i tak gęstym torcie!

 

Nowy Poranek działa się dobrze, ale… z DLSS

 

Cronos: The New Dawn potrafi przetestować podzespoły naszego sprzętu. Ogrywałam go na laptopie Acer Helios 16 (i9/RTX4080/64 GB RAM) i muszę przyznać, że nieco spędziłam w ustawieniach graficznych. Aby płynnie grać w rozdzielczości 2560 × 1600, musiałam aktywować scalowanie obrazu, bo inaczej średnia kl./s spadała mi poniżej 60 (średnia 48 kl./s). To mnie lekko zaskoczyło, bo jednak w rekomendowanych wymaganiach mamy GeForce RTX 3080, 16 GB RAM-u i Intel Core i7-10700K. Z kolei generator klatek powodował mikro-przycięcia obrazu i co prawda zapewniał boost liczby FPS-ów do 117, ale „cena” nie była warta świeczki. Przy najwyższych ustawieniach z ray tracingiem oraz DLSS udało mi się osiągnąć stabilną rozgrywkę ze średnią 78 kl./s.

Cronos: New Dawn – recenzja gry. Jakoś inaczej zapamiętałam Nową Hutę

Co prawda od premiery wprowadzono już parę poprawek i gra działa lepiej, ale wciąż potrafi mocno zużywać zasoby naszego sprzętu. Całościowo prezentuje się ona bardzo dobrze, zwłaszcza elementy oświetlenia. Kuleją okazjonalnie animacje, a tekstury w niektórych momentach mogłyby mieć lepszą rozdzielczość, ale Bloober Team skutecznie wykorzystuje wszechobecne ciemności, aby ukryć drobne niedoskonałości. Nie jest to najpiękniejsza gra 2025 roku, ale na tle konkurencji i w swoim segmencie gatunkowym Cronos: New Dawn nie ma się czego wstydzić. 

 

Czekamy na kolejne Bloobery

 

Cronos: The New Dawn to produkcja bardzo dobra, która broni się aspektami fabularnymi oraz mechanikami. Niestety nie wybija się jakoś znacząco na tle bardziej uznanej konkurencji i jest w moim odczuciu przystankiem przed kolejnymi projektami. Bloober Team postawił na sprawdzone schematy i wyprodukował grę, która swoje zarobiła oraz gdzieś tam mogła zapisać się w pamięci graczy. To dobry survival horror, który zmusza gracza do ciągłego ruchu, przeczesywania ruin w celu pozyskiwania zasobów oraz liczenia każdej sztuki amunicji. 

 

Przy tym oferuje nietuzinkową fabułę oraz oryginalny świat przedstawiony, co powoduje, że chcemy poznać tę opowieść od początku do końca. Liczę jednak, że polscy deweloperzy będą nieco odważniejsi w kolejnych projektach i postarają się dodać dużo więcej od siebie, aby bardziej zaznaczyć swoją obecność na globalnym rynku. I jeśli ponownie umieszczą akcję w Polsce, to tym razem nie zapomną, że w naszym kraju mówimy w języku polskim, a nie angielskim. 

 

ZALETY +

WADY -

Dwie niecnoty

Jesteśmy duetem, który pod jednym pseudonimem łączy miłość do gier, książek, komiksów i wszystkiego, co wciąga w inne światy. Recenzujemy, analizujemy, polecamy i odradzamy – wszystko w naszym własnym, niecnotliwym stylu.

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

Karma: The Dark World – recenzja gry. Duszny świat, który wciąga i męczy jednocześnie

Karma: The Dark World – recenzja gry. Duszny świat, który wciąga i męczy jednocześnie

Wiedźmin. Oficjalna księga kucharska – Recenzja Książki. Kiedy Geralt ubiera fartuszek i idzie do kuchni

Wiedźmin. Oficjalna księga kucharska – Recenzja Książki. Kiedy Geralt ubiera fartuszek i idzie do kuchni

Zawsze marzyłem o takiej karierze – Felieton pod pada – FC 26

Zawsze marzyłem o takiej karierze – Felieton pod pada – FC 26

Ninja Gaiden Ragebound – recenzja gry – retro w najczystszej postaci! 

Ninja Gaiden Ragebound – recenzja gry – retro w najczystszej postaci! 

Pingwin. Wszystko, co złe. Tom 2 – recenzja komiksu – Powrót na szczyt

Pingwin. Wszystko, co złe. Tom 2 – recenzja komiksu – Powrót na szczyt

Jaśmina i ziemniakożercy, tom 1 — recenzja komiksu — Pyszna przygoda!

Jaśmina i ziemniakożercy, tom 1 — recenzja komiksu — Pyszna przygoda!