W świecie gier coraz trudniej o tytuł, który nie tylko bawi, ale i koi. Atelier Yumia: The Alchemist of Memories & The Envisioned Land to podróż nie za wielką mocą, lecz za czymś znacznie bardziej ulotnym – wspomnieniami, które formują to, kim jesteśmy. Czy nowa bohaterka zdołała mnie oczarować? Czy świat wyobrażony ma coś więcej niż tylko ładne widoki? Czas otworzyć księgę wspomnień i sprawdzić, co naprawdę kryje się między wersami. Zapraszam do recenzji.
Seria jRPG z długą tradycją
Seria Atelier, wydawana przez studio Gust od 1997 roku, to jeden z najbardziej rozpoznawalnych i konsekwentnie rozwijanych cykli jRPG, który zdobył wierną rzeszę fanów dzięki unikalnemu połączeniu alchemii, urokliwej oprawy wizualnej i spokojniejszego tempa rozgrywki, wyróżniającego się na tle bardziej efekciarskich tytułów gatunku.

Atelier Yumia: The Alchemist of Memories & the Envisioned Land rozeszła się w ponad 300 000 egzemplarzy na całym świecie, obejmując zarówno wersje fizyczne, jak i cyfrowe. To najszybciej sprzedająca się gra w historii serii, osiągając ten wynik w zaledwie kilka dni od premiery.
Szansa dla nowicjuszy na zapoznanie się z kultową serią
Warto zauważyć, że Atelier Yumia to pierwszy tytuł w nowej linii fabularnej serii, co może przyciągać nowych graczy, szukających świeżego podejścia do klasycznego jRPG. Gracz nie mający do czynienia z poprzednimi odsłonami nie będzie miał poczucia, że coś go ominęło.
Wcielamy się w Yumię Liessfeldt, młodą alchemiczkę, która dołącza do ekspedycji badawczej mającej na celu zbadanie ruin Aladiss. Pomimo społecznego ostracyzmu wobec alchemii, jej umiejętności okazują się niezbędne do pokonywania przeszkód i odkrywania tajemnic przeszłości. W trakcie historii Yumia spotyka różne postacie, zarówno przyjaciół, jak i rywali, którzy wpływają na jej rozwój osobisty i magiczny. Z czasem zaczyna odkrywać tajemnice związane z przeszłością swojej rodziny oraz z dawną, zapomnianą alchemią. W tle przewija się subtelny wątek zagrożenia dla świata, z którym tylko doświadczona alchemiczka może sobie poradzić.

Początek gry delikatnie mnie rozczarował. Tak jak w przypadku Gran Blue Fantasy jesteśmy rzuceni w sam środek akcji. Nie znałam bohaterów, nie wiedziałam na co patrzę. Po szybkiej potyczce z bliżej nieznanym mi złoczyńcą mogłam eksplorować teren katakumb i przejść samouczek. Magia zaczęła się, gdy wynurzyłam się na powierzchnię. Zobaczyłam piękny, otwarty świat początkowo przypominający bardzo Tales of Arise. Twórcy nie zastosowali tu jednak techniki cel shadingu, postawili na realistyczny styl graficzny przypominający malarstwo ze stonowaną paletą barw. Poczułam się jak rzucona w sam środek pejzażu.
Iście wręcz medytacyjny cozy (przytulny) gameplay
Eksploracja Ziemi Wyobrażonej to czysta przyjemność. Świat ten zdaje się być połączeniem wspomnień, emocji i alchemicznej magii. Otoczenie, wydarzenia i postacie są często metaforycznym odzwierciedleniem wspomnień, traumy lub nieodkrytej przeszłości. To czyni świat nie tylko fizyczną przestrzenią, ale i emocjonalnym labiryntem. Gra odchodzi od słodkiej, pastoralnej estetyki niektórych poprzednich części Atelier. Zamiast tego, klimat jest bardziej introspektywny, spokojny i miejscami mroczny – świat bywa pusty, tajemniczy, a tło muzyczne podkreśla melancholię i refleksyjność.
Każdy element tutaj – od powolnego odkrywania zakamarków Ziemi Wyobrażonej po staranne dobieranie składników do alchemii – zaprasza gracza do zatrzymania się i zanurzenia w nastrojowym świecie. To rytm, który bardziej przypomina spacer po wspomnieniach niż wyścig po osiągnięcia.
Niespieszne tempo może być ogromnym atutem dla tych, którzy szukają relaksującego, emocjonalnego jRPG-a, ale jednocześnie może zniechęcić graczy oczekujących dynamicznych starć i dramatycznych zwrotów akcji.
Otwarty świat i niespieszne tempo mogą być wyzwaniem dla mniej zdyscyplinowanych graczy, można przepaść na długie godziny!
Może też być sporym wyzwaniem dla mniej zdyscyplinowanych graczy, czyli dla mnie. Wspominałam wam już kiedyś, że jestem znajdźkowym maniakiem, surowce można znaleźć co milimetr, więc poruszałam się żółwim tempem. Tak rozsmakowałam się w powolnym robieniu questów, zbieraniu zasobów i odkrywaniu mapy, że zanim zaczęłam realizować skrupulatniej fabułę, to miałam już prawie 40 level postaci. Gra stała się dla mnie drugim Animal Crossing.
W Atelier Yumia możemy craftować, dokonywać syntezy przedmiotów, budować nasze nowe atelier, czy to stawiając fundamenty od podstaw, czy wybierając gotowy projekt budynku. Różnorodnej zawartości jest co niemiara, przez co gracz spędzi z tytułem długie godziny.

Alchemia nie jest tu jedynie systemem rzemieślniczym, to serce całej rozgrywki i zarazem metafora podróży głównej bohaterki przez świat wspomnień. Twórcy zachowali fundamenty znane fanom serii, ale ujęli je w bardziej refleksyjnym, niemal poetyckim tonie.
Alchemia i synteza
Proces tworzenia przedmiotów oparty jest na doborze składników o określonych właściwościach i ich odpowiednim połączeniu. Choć system syntezy został uproszczony względem poprzednich odsłon, nadal potrafi dać satysfakcję – zwłaszcza osobom, które lubią eksperymentować. Tutaj każda receptura to nie tylko kombinacja liczb, ale także sposób na wyrażenie osobowości Yumii i jej więzi z otaczającym światem. Do dyspozycji mamy wszystkie zasoby pieczołowicie zbierane z mapy.
Crafting jako narracja
Tworzone przedmioty nie są wyłącznie użyteczne – to także nośniki opowieści. Mikstury, artefakty czy narzędzia alchemiczne często wiążą się z postępami fabularnymi i rozwojem relacji. Gracz ma realne poczucie, że wpływa na bieg wydarzeń nie tyle poprzez walkę, ile przez kreację i właśnie to odróżnia Atelier Yumia od większości jRPG-ów.

Odbudowa świata
Unikalnym elementem tej odsłony jest możliwość rekonstruowania fragmentów przestrzeni w enigmatycznej Ziemi Wyobrażonej. Dzięki zdobywanym składnikom i odblokowywanym wspomnieniom gracz może stopniowo przywracać utracone miejsca, nadając im nowe znaczenie. To intymne, spokojne doświadczenie, które wzmacnia przekaz gry: uzdrawianie świata i siebie poprzez twórczość i pamięć.

W tej grze alchemia staje się nie tylko mechaniką, ale też filozofią i być może właśnie dlatego zostaje z graczem na dłużej.
System walki
Bardzo przypadł mi do gustu system walki. Jest to mój ulubiony tryb w czasie rzeczywistym, w którym możemy przełączać się w trakcie potyczki między postaciami. Mechaniki przypominają te znane mi z najnowszych odsłon serii Ys oraz Tales. Naszych milusińskich możemy uzbroić w skille, z których zrobimy efektywne combosy szybko powalające przeciwników na łopatki. Jedynym minusem jest momentami dość chaotyczna praca kamery, przez którą prawie dostawałam oczopląsu. Na szczęście można to zmienić w ustawieniach kamery. Potyczki traktowane są bardziej jako przerywnik niż trzon rozgrywki. Starcia są raczej umiarkowane pod względem trudności, co mnie ucieszyło, ponieważ pozwoliło mi się skupić na spokojnej eksploracji. Fanów strategii i wymagających bitew, może to natomiast odrzucić, ale doskonale wpisuje się to w ton całości, w której nie ma miejsca na frustrację, jest za to przestrzeń na narrację.
Houston mamy problem
Przed najnowszą aktualizacją gry na PS5 zdarzało się Yumii ugrzęznąć na skale albo zacząć się trząść niczym przy ataku epilepsji. Podobnie było z potworkami latającymi po mapie. Na szczęście najnowsza łatka zaradziła temu problemowi.
Podsumowanie
Atelier Yumia: The Alchemist of Memories & The Envisioned Land to niecodzienne jRPG, które zamiast epickich bitew oferuje melancholijną, refleksyjną podróż przez wspomnienia, emocje i alchemię. Tytuł zachwyca pięknym, malarskim stylem graficznym i medytacyjnym tempem rozgrywki, w której eksploracja i crafting mają niemal terapeutyczny wymiar. Choć fabuła rozwija się powoli, a system walki jest mało wymagający, całość rekompensuje bogata zawartość i unikalny klimat. To gra idealna dla tych, którzy zamiast adrenaliny szukają w grach ciepła, spokoju i głębszego sensu. Bawiłam i nadal bawię się świetnie, zresztą wyniki sprzedaży mówią same za siebie. Nie mogę się doczekać kolejnych odsłon.