REKLAMA

Assassin’s Creed Shadows – Gdzie się podział dawny blask Asasynów?

Agnieszka Michalska

Opublikowano: 18 marca 2025

Na zdjęciu Jest Yasuke samuraj i Naoe zabójca
Spis treści

Od pierwszego skoku wiary w Assassin’s Creed minęło sporo czasu. Pamiętam, jak przemierzałam ulice Damaszku z Altaïrem, walczyłam u boku Ezio, wspinałam się na paryskie katedry i odkrywałam nieznane lądy. Gdy Ubisoft ogłosił Assassin’s Creed Shadows, byłam jednocześnie podekscytowana i… nieco sceptyczna. Bo wiadomo – kontrowersji wokół tej części nie brakowało. Ale czy to powstrzymało mnie przed odpaleniem gry? Oczywiście, że nie. Pytanie tylko, czy było warto?

Fabuła Assassin’s Creed Shadows skupia się na dwóch postaciach: Naoe i Yasuke. Naoe, pełna gniewu, pragnie pomścić śmierć swojego ojca, który został brutalnie zabity na jej oczach. Z kolei Yasuke to tajemniczy wojownik o niejasnej przeszłości, który przez większość gry ukrywa swój motyw. Wkrótce obie historie się splatają, a losy bohaterów zaczynają się wzajemnie przenikać. Po drodze Naoe i Yasuke muszą mierzyć się nie tylko z potężnymi wrogami, ale również z własnymi demonami. To opowieść o zemście, lojalności, odnajdywaniu siebie i stawianiu czoła własnej przeszłości.

 

„Assassin's Creed Shadows” Screen z gry
„Assassin’s Creed Shadows” – recenzja gry. Gdzie się podział dawny blask Asasynów? | Screen z gry

W Assassin’s Creed: Shadows mamy okazję wcielić się w zwinną shinobi i potężnego samuraja. Gra oferuje swobodę wyboru między nimi, pozwalając dostosować styl rozgrywki do naszych preferencji – czy to skradanie się w cieniu jako Naoe, czy bezpośrednie starcia jako Yasuke. W niektórych momentach fabuły, gra sugeruje, którą postacią warto zagrać, informując nas, że dana postać chce porozmawiać z konkretnym bohaterem. Takie podejście dodaje głębi narracji i pozwala lepiej zrozumieć relacje między protagonistami, co sprawia, że historia staje się bardziej angażująca i spójna. Niemniej przez większość gry to gracz decyduje, którą postacią chce grać. Nie zabrakło też wątków romansowych – oboje mogą smalić cholewki do postaci pobocznych.

REKLAMA

Ostatecznie jednak ciężko powiedzieć coś więcej o fabule, nie zdradzając jej szczegółów. Nie ukrywam, że na początku byłam nią zainteresowana, ale masa różnych pobocznych aktywności sprawiła, że rozmywa się ona w całej zawartości. Nie zapadły mi w pamięć żadne postacie fabularne, a sama opowieść szybko staje się pretekstem do kolejnych likwidacji, akcji sabotażowych czy werbowaniu sojuszników.

Czasem robota po cichu, okazjonalnie wjeżdżam z buta

Ze względu na pojawiające się już od samego początku wszelkie rozpraszacze (szkicowanie przyrody, modlitwa przy kapliczkach etc.) i wymuszenie grindowania, Yasuke odblokowałam dopiero po 15 godzinach gry. Wówczas mogłam w pełni cieszyć się nowymi możliwościami. Szczególnie jeżeli chodzi o wybór podejścia do rozgrywki, gdyż bohaterów można dopasować do własnych preferencji – jeśli wolisz subtelność, możesz skupić się na skradaniu jako Naoe, a jeśli wolisz agresywne podejście, Yasuke będzie idealnym wyborem, by „wjechać z buta”. Także wybór broni w grze jest na tyle szeroki, że znajdziemy własny styl walki – od szybkich i precyzyjnych ataków kataną, po potężniejsze, ale wolniejsze uderzenia naginatą. Osobiście polubiłam się z kusarigamą, która pozwala na wyjątkową elastyczność i efektowne manewry.

 

„Assassin's Creed Shadows” Screen z gry
„Assassin’s Creed Shadows” – recenzja gry. Gdzie się podział dawny blask Asasynów? | Screen z gry

 

Sama walka to głównie sztuka bloków, uników oraz wypatrywanie okazji do zadania ciosów. Niektórzy przeciwnicy są okryci pancerzami, więc zanim zlikwidujemy ich paski życia, musimy pozbyć się ich „warstwy ochronnej”. Irytujące jest jednak to, że głównym czynnikiem determinującym siłę naszych ataków są statystyki przedmiotów oraz poziom przeciwników. Zwłaszcza gdy toczymy starcia z wieloma przeciwnikami – jest to nie tylko uciążliwe, ale często kończy się zgonem. Czasami hitboxy także robią psikusy, zwłaszcza wyczucie parowania – raz działa, a raz nie. Bywa to o tyle bolesne, że brak kontry wystawiało mnie na cały ciąg ciosów ze strony przeciwnika. Na szczęście drobnym ułatwieniem jest możliwość wezwania sojuszników, aby nas wsparli, co przydaje się, gdy wróg ma zdecydowaną przewagę liczebną. Mimo tych wad pojedynki są płynne a ich animacje naprawdę dobrze zrobione, co daje sporą satysfakcję z wirtualnej przemocy. Wisienką na torcie są umiejętności specjalne, bo te są niezwykle efektowne oraz efektywne – zwłaszcza taniec Naoe kusarigamą, w trakcie którego może dosłownie wyciąć kilku oponentów równocześnie.

Pozostając w temacie animacji – największe wrażenie robi parkour Naoe, który daje poczucie niesamowitej swobody i dynamiki w poruszaniu się po świecie gry. Niestety, z racji specyfiki rozgrywki oraz obszaru, na którym toczy się historia, nie zawsze udaje się go w pełni wykorzystać. Natomiast linka z hakiem to prawdziwe udogodnienie podczas wspinania się na punkty widokowe. Z kolei kop Yasuke to pokaz brutalnej siły fizycznej – potrafi posłać przeciwnika kopnięciem na kilka metrów, co jest nie tylko zabawne, ale również skuteczne w walce. Może też szarżować na drewniane drzwi i je niszczyć niczym ludzki taran. Z drugiej strony nie potrafi on robić skoków wiary… znaczy, zrobi, ale wychodzi mu to strasznie nieudolnie i wówczas bohater skomentuje to w zabawny sposób słowami: „Dobrze, że tego nikt nie widział”.

Styl artystyczny chwyta za serce, a muzyka pieści zmysł słuchu

Wizualnie Assassin’s Creed: Shadows robi wrażenie. Gra przenosi nas do malowniczej feudalnej Japonii, gdzie możemy podziwiać zróżnicowane krajobrazy – od zamkowych miasteczek, przez tętniące życiem porty, po spokojne świątynie i pastoralne tereny. Zmieniające się pory roku, warunki pogodowe oraz efekty cząsteczkowe tylko wzbogacają te widoki (padający deszcz, czy spadające płatki wiśni wyglądają prześlicznie!).

Widać, że deweloperzy postawili na detale – od realistycznych odbić w wodzie po wspaniale odwzorowane otoczenie, które doskonale współgra z atmosferą gry. W trakcie eksploracji można poczuć się jak w Assassin’s Creed Origins czy Valhalli, co świadczy o niezłej jakości grafiki i dbałości o szczegóły. To naprawdę kawał świetnej roboty, który wciąga i pozwala poczuć się częścią tego pięknego, otwartego świata. Fani zwierzaków także mogą spać spokojnie – można głaskać japońskie pieski i kotki. Nie od dziś wiadomo, że taka mechanika podnosi wartość całej rozgrywki!

 

„Assassin's Creed Shadows” Screen z gry
„Assassin’s Creed Shadows” – recenzja gry. Gdzie się podział dawny blask Asasynów? | Screen z gry

 

Trzeba również przyznać, że nieodłącznym elementem serii Assassin’s Creed od zawsze była świetna ścieżka dźwiękowa, z której do dziś wybija się kultowe „Ezio’s Family”. Jeżeli chodzi o Shadows to tutaj również zasługuje ona na szczególne wyróżnienie. Kompozytorzy Joe Henson i Alexis Smith, znani jako The Flight, stworzyli unikalną atmosferę, łącząc tradycyjne japońskie instrumenty z nowoczesnymi brzmieniami. Dzięki temu muzyka w grze doskonale wpasowuje się w klimat feudalnej Japonii, a jednocześnie wnosi świeży, współczesny element.

Opcjonalna budowa asasyńskiej kryjówki

Co do motywu rozbudowy kryjówki to pierwsze skojarzenie było jedne – Fallout 76. Podobnie jak w tytule od Bethesdy, jest to wyłącznie opcjonalny moduł zabawy i nie ma żadnego wpływu na główny trzon rozgrywki, chociaż daje parę bonusów w zależności od poziomu rozbudowania. Ten wbijamy, dodając kolejne specjalistyczne budynki.

 

„Assassin's Creed Shadows” Screen z gry
„Assassin’s Creed Shadows” – recenzja gry. Gdzie się podział dawny blask Asasynów? | Screen z gry

 

Fani budowania znajdą masę nowych elementów w świecie gry – od budynków, ozdób drzew po nawet zwierzęta domowe pokroju kotów czy psów. To typowa kosmetyka, gdzie kreujemy swoje asasyńskie sanktuarium, ale robimy to wyłącznie z własnej woli, a nie z potrzeby wynikającej z rozgrywki. Osobiście szybko mnie to zmęczyło. Dlatego cieszy mnie, że deweloperzy nie wymusili na graczu zajmowanie się swoją wioską. W natłoku znajdźiek oraz masy zadań pobocznych byłoby to już naprawdę uciążliwe.

Technicznie rzecz asasyna ujmując

Assassin’s Creed Shadows robi wrażenie pod względem oprawy wizualnej, choć nie we wszystkich aspektach. Jeśli chodzi o cieniowanie oraz światło, Japonia w wykonaniu Ubisoftu prezentuje się wyjątkowo dobrze. Mamy sporo detali, lokacje są zaprojektowane z dużą dozą estymy, a efekty graficzne potrafią sprawić, że zatrzymywałam się na chwilę, aby podziwiać widoki. Zwłaszcza że uroku dodają pory roku oraz zjawiska pogodowe, których możemy być świadkami w trakcie gry. Animacje walki czy poruszania się głównych bohaterów także wyglądają nieźle i utrzymują całkiem wysoki poziom.

 

„Assassin's Creed Shadows” Screen z gry
„Assassin’s Creed Shadows” – recenzja gry. Gdzie się podział dawny blask Asasynów? | Screen z gry

Inna sprawa ma się z bardziej przyziemnymi elementami – twarze niektórych NPC wyglądają nienaturalnie i szybko zauważymy spory „recykling”, bo po kilku godzinach zabawy ich widok staje się powtarzalny. Także postacie drugoplanowe potrafią odstawać od dwójki protagonistów pod kątem wizualnym oraz projektowym. Przy tak sporej grze z otwartym światem wcale mnie to nie dziwi, ale jednak można było się przyłożyć nieco bardziej – zwłaszcza że mówimy o tytule TripleA. Animacje również potrafią być nieco dziwaczne m.in. ruch łodzi. Zamiast płynnie i majestatycznie sunąć po wodach renesansowej Japonii, poruszały się jakby po sznurku, hamując nagle w niektórych punktach swojej trasy.

„Assassin's Creed Shadows” Screen z gry
„Assassin’s Creed Shadows” – recenzja gry. Gdzie się podział dawny blask Asasynów? | Screen z gry

 

Optymalizacja z kolei pozytywnie zaskoczyła. Co prawda nowy Assassin’s Creed w domyśle wykorzystuje wszelkie technologie skalowania obrazu (Intela, AMD oraz NVIDII), ale nie miałam żadnych problemów z płynnością rozgrywki. Do tego dochodzą spore możliwości wyboru różnych opcji graficznych, co przekłada się na to, że gra może płynnie działać nawet na słabszym sprzęcie. Sporym jednak minusem jest fakt, że wszelkie zmiany graficzne wymagają ponownego uruchomienia, co z kolei jest niezbyt przyjemną niespodzianką. Wiele obecnych tytułów bezproblemowo potrafi zmieniać ustawienia graficzne w „locie”. W przypadku spadków fps-ów warto zwrócić uwagę na ray tracing – to on potrafi być największym zabójcą płynnej rozgrywki.

 

„Assassin's Creed Shadows” Screen z gry
„Assassin’s Creed Shadows” – recenzja gry. Gdzie się podział dawny blask Asasynów? | Screen z gry

 

Zaskakuje także, że pomimo dobrej optymalizacji, przerywniki filmowe są zamknięte w 30 kl./s. Zauważyłam także, że wszelkie zarośla potrafią sprawić, iż gwałtownie traciłam stabilność fps-ów – o ile na stacjonarnym sprzęcie nie było to tak odczuwalne, tak w przypadku laptopa, z 60 kl./s, nagle spadało mi do 43-45. Poza tym nie zauważyłam większych problemów – raz czy dwa zdarzyło mi się, że przeciwnicy lewitowali w powietrzu, a koń potrafił się zablokować na pierwszym lepszym drzewie.

Wśród opcji jest także spora sekcja w temacie dostępności. Gracz może włączyć różne ułatwienia (np. łatwiejsze skrytobójstwo) oraz dopasować poziom trudności pod swoje umiejętności. To uważam za ogromny plus, bo gra w tej materii potrafi być mocno niesprawiedliwa i tak jak wspomniałam, wymusza na nas ciągły grind ekwipunku oraz stałe podnoszenie poziomu.

Grosza daj assasynkowi, sakiewką potrząśnij…

Nie potrafię i szczerze nie chcę zrozumieć tego, dlaczego Ubisoft nie uczy się na własnych błędach. Przez ostatnie lata francuska korporacja jest regularnie atakowana za bardzo chamski sposób monetyzacji swoich tytułów – od wycinania z niej zawartości na premierę, po sklepiki wewnątrz samych gier. I w momencie, gdy Assassin’s Creed Shadows powinno być wyjściem naprzeciwko oczekiwań graczy, wydawca nie tylko robi to samo, ale jeszcze mocniej brnie w niesprawdzoną politykę monetyzacyjną.

W najnowszym Assassin’s Creed mamy nie tylko sklepik ze skórkami oraz elementami kosmetycznymi do kryjówki, ale do tego dodano do rozgrywki… codzienne zadania. Pozwalają one na uzyskiwanie specjalnej waluty, za którą kupimy specjalny ekwipunek czy ozdoby. Wszystko to w ramach czegoś, co przypomina przepustkę sezonową, gdzie zdobywamy punkty, aby podnosić jej poziom.

 

„Assassin's Creed Shadows” Screen z gry
„Assassin’s Creed Shadows” – recenzja gry. Gdzie się podział dawny blask Asasynów? | Screen z gry

 

Na tę chwilę jest ona darmowa, ale to dosyć słaba linia obrony. Czuję, że elementów mikrotransakcji nie powinno tutaj być – o ile takie rozwiązania mają czasem sens w tytułach sieciowych, tak w grze dla pojedynczego gracza kłują oczy. Na razie są one wyłącznie opcjonalne i mocno liczę na to, że tak pozostanie. Dziwi jednak, że Ubisoft w obecnym czasie wpada na nietrafione pomysły tego typu.

Japoński spokój zakłócony

Co mnie rozczarowało na początek? Sterowanie wierzchowcem, który jest niezwykle „kulawy” i mało dynamiczny. Zwłaszcza gdy trafimy w jakieś krzaki, gdzie potrafi się w nich totalnie zablokować. Czasami lepiej biegać na własnych nogach niż korzystać z transportu konnego – zwłaszcza w wioskach, gdzie w domyślnie nie można użyć galopu, więc o wiele sprawniej jest przebiec do wyznaczonego punktu na mapie. Paradoksalnie najlepiej koń sprawdza się… w wodzie. Tam porusza się niczym kelpie, zaskakując swoją chyżością.

Mechanika skradania się (w wykonaniu Naoe) działa naprawdę dobrze i daje mnóstwo satysfakcji. Niestety, potrafią ją skutecznie popsuć przeciwnicy z orlim wzrokiem, którzy dostrzegają nas w zupełnie nieoczekiwanych momentach. Dodatkowo, po wykryciu, strażnicy włączają się w poszukiwania z uporem godnym psów gończych, potrafiąc odnaleźć nas w najbardziej absurdalnych kryjówkach. Na szczęście w ogólnym rozrachunku czuć tu pierwotnego ducha serii i możliwość czołgania się znacząco poszerza możliwości skrytobójcze.

 

„Assassin's Creed Shadows” Screen z gry
„Assassin’s Creed Shadows” – recenzja gry. Gdzie się podział dawny blask Asasynów? | Screen z gry

 

Wśród mechanik zdecydowanie najbardziej irytującą jest ta związana ze znacznikami na mapie. Polega to na tym, że musimy je wyszukiwać za pomocą zwiadowców, a tych mamy ograniczoną liczbę. Nawet jeśli odnajdą obszar, na którym mamy zadanie, to i tak trzeba na jego terenie poszukać celu podświetlonego na niebiesko. Jeśli nasz zwiad się nie uda, to albo musimy zwerbować nowych zwiadowców (np. ratując kogoś z opresji w trakcie losowego wydarzenia), bądź ich wykupić. Niestety jest to proces żmudny oraz mocno powtarzalny. I niepotrzebnie wydłuża rozgrywkę.

Największą tak naprawdę wadą Assassin’s Creed Shadows jest przede wszystkim brak szerszych zmian – to ten sam gamingowy posiłek, który dostaliśmy w Valhalii czy Odyssey. Tyle że w japońskim sosie z niepotrzebnym (i niesmacznym) dodatkiem mikrotransakcji. Kolejny raz dostajemy ogromną mapę wypełnioną powtarzalnymi zadaniami, mechanikami oraz grindem. To zdecydowanie nie jest kierunek, który chcą widzieć fani serii.

Jak to jest z tą historią?

Jeśli chodzi o świat przedstawiony w grze, to z mojej perspektywy jest on spójny – wioski czy zamki mają swój unikatowy klimat. Nie chcę się jednak rozwodzić nad kwestią zgodności historycznej, bo sam Ubisoft wycofał się z początkowych marketingowych haseł, że będzie to „najbardziej historyczny Assassin’s Creed”, m.in. za sprawą postaci Yasuke. Ta wciąż wzbudza kontrowersje i pewnie tak zostanie.

 

„Assassin's Creed Shadows” Screen z gry
„Assassin’s Creed Shadows” – recenzja gry. Gdzie się podział dawny blask Asasynów? | Screen z gry

 

Jeśli chodzi o uzbrojenie i walkę, to, jak w każdym Assassin’s Creed, twórcy poszli na spore ustępstwa. Przykładowo, broń czarnoprochowa w rękach Yasuke przeładowuje się w kilka sekund, co w rzeczywistości byłoby niemożliwe przy tego typu konstrukcjach. Mit katany jako broni doskonałej jest tutaj żywy, ale trudno się temu dziwić, biorąc pod uwagę, że jest to najbardziej charakterystyczna broń pochodzenia japońskiego.

Internauci już na zwiastunach znaleźli nieścisłości historyczne, ale w samej grze pojawia się sekcja w dzienniku z ciekawostkami o historii Kraju Kwitnącej Wiśni. Osobiście doceniam ten dodatek i chętnie zagłębiam się w takie treści, choć niestety nie mam wystarczającej wiedzy, by ocenić ich autentyczność.

Assassin’s Creed Shadows – do perfekcji trochę zabrakło

Na pewno znajdą się gracze, którzy porównają Shadows do Ghost of Tsushima czy Rise of the Ronin – i wcale im się nie dziwię. Te gry wysoko postawiły poprzeczkę, jeśli chodzi o przedstawienie feudalnej Japonii, a Shadows niestety nie zawsze potrafi im dorównać. Widać, że gra Ubisoftu stara się czerpać inspiracje z tych tytułów, ale momentami brakuje mu tej lekkości i satysfakcji z rozgrywki, którą oferują konkurenci.

 

„Assassin's Creed Shadows” Screen z gry
„Assassin’s Creed Shadows” – recenzja gry. Gdzie się podział dawny blask Asasynów? | Screen z gry

 

Mógłby to być najlepszy Asasyn z otwartym światem, gdyby nie miałka fabuła i uciążliwy grind, który skutecznie odbiera przyjemność z gry. Assassin’s Creed Shadows nie jest złą grą, ale nie jest też produkcją wybitną. Miejscami widać przebłyski świetnych pomysłów – eksploracja feudalnej Japonii robi wrażenie, a parkour i świat gry potrafi oczarować dbałością o szczegóły. Niestety, uczucie ekscytacji szybko tonie w morzu powtarzalnych zadań i mechanik, które bardziej przypominają odhaczanie listy obowiązków niż prawdziwą przygodę. Shadows miało ogromny potencjał, ale ostatecznie balansuje pomiędzy solidnym growym rzemiosłem a zmarnowaną szansą.

 

ZALETY +

WADY -

Za przekazanie kodu do recenzji dziękujemy Ubisoft Polska

Agnieszka Michalska

Jestem Agnieszka Pierwsza Tego Imienia, Władczyni Konsoli, Mistrzyni Padów, Najwyższa Bibliotekarka oraz Baronessa Kolekcji Figurek Funko POP! Obok gier na konsole od Sony i Nintendo Switch, uwielbiam także dobre książki fantasy, które pochłaniam z zawrotną prędkością. Prywatnie jestem pasjonatką czarnej kawy i białej czekolady.

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

Arcane: Ambessa.

„Arcane: Ambessa. Wybrana przez Wilka” – recenzja książki. Opowieść o władzy, ambicji i trudnej miłości

„Arcane: Ambessa. Wybrana przez Wilka” – recenzja książki. Opowieść o władzy, ambicji i trudnej miłości

Against the Storm – recenzja gry – Gdy rogue-like spotyka budowanie osady

Against the Storm – recenzja gry – Gdy rogue-like spotyka budowanie osady
Devil May Cry key art

Białowłosy znowu w akcji. Devil May Cry – recenzja serialu

Białowłosy znowu w akcji. Devil May Cry – recenzja serialu
recenzja gry Dolina Żywiołów

Dolina Żywiołów – recenzja gry planszowej – Ujarzmij nieujarzmione

Dolina Żywiołów – recenzja gry planszowej – Ujarzmij nieujarzmione
Folklands

Relaks w pikselowej odsłonie – Recenzja gry Folklands 

Relaks w pikselowej odsłonie – Recenzja gry Folklands 
thunderbolts key art

Thunderbolts – recenzja filmu. MCU powoli wstaje z kolan!

Thunderbolts – recenzja filmu. MCU powoli wstaje z kolan!