Showrunnerka serialu The Witcher, Lauren Schmidt‑Hissrich, odniosła się do krytyki fanów dotyczączej kierunku adaptacji. Podkreślając, że tworzona wersja to tylko jej wersja uniwersum i że pierwotne materiały pozostają nienaruszone. Według niej, baza – czyli literackie opowieści i gry – nadal należą do czytelników i graczy.
Co to w ogóle znaczy?
W rozmowie z mediami Schmidt-Hissrich zwróciła uwagę, że serial nie jest zastępcą książek ani gier, lecz kolejną interpretacją. „Nikt nie odbiera książek. Nikt nie odbiera gier…”. Taki wpis ma na celu uspokojenie fanów, że źródła wciąż zachowują swoją odrębność i iż serial nie próbuje ich zastąpić ani wymazać.
Jednocześnie showrunnerka przyznała, że zmiany względem literackiego pierwowzoru są częścią autorskiego wyboru produkcji: serialowa wersja to inna perspektywa na znane obszary. Według niej, każdy może mieć własne doświadczenie w świecie Wiedźmina – niezależnie, czy przez książki, gry czy serial. To podejście ma – zdaniem kreatorki – uwzględniać różnorodność odbiorców i form wyrazu.
Warto zauważyć, że takie stanowisko pojawia się w kontekście coraz częstszych głosów niezadowolenia ze strony fanów. Zarzucających serialowi odchodzenie od klimatu oryginałów. Schmidt-Hissrich, przyjmując te zarzuty, jednocześnie stara się podkreślić, że serial i tak pozostaje częścią większego, wielomedialnego uniwersum. W którym literacki cykl autorstwa Andrzej Sapkowski oraz gry The Witcher 3: Wild Hunt mają swoje niekwestionowane miejsce. Serialowe wybory są więc raczej wariacją niż przewartościowaniem.
W świetle tych wypowiedzi, temat adaptacji literatury i gier na potrzeby telewizji znów nabiera wymiaru szerszej dyskusji. O prawa autorów, o oczekiwania fanów i o granice twórczej interpretacji. Showrunnerka serialu wskazuje, że zamiast postrzegać serial jako konkurencję dla książek i gier, warto widzieć go jako kolejny wariant świata Wiedźmina.
Źródło: IGN
