Za sprawą dużego sukcesu Blasphemous, gry typu metroidvania przeżywają swoją drugą młodość. Osobiście bardzo mnie to cieszy, ponieważ format tego typu produkcji pozwala na wprowadzenie wielu innowacyjnych pomysłów. Czy przygoda Inayah w postapokaliptycznym świecie wyróżnia się dostatecznie, aby była warta naszej uwagi? Przekonajmy się.
Nie tracąc nadziei
Fabuła gry rozpoczyna się od przedstawienia historii głównej bohaterki. Inayah jako dziecko podróżowała ze swoim ludem, gdy na moście natknęli się na barbarzyńców w złotych zbrojach. Nie mogli się z nimi równać, przez co zostali zrzuceni na odległy grunt. Wszyscy oprócz niej zginęli – prawdopodobnie przeżyła dzięki swojemu ojcu, który mocno trzymał ją w ramionach podczas spadania. Odnalazł ją starzec imieniem Khonsu, który zdecydował się wychować dziecko. Gra rozpoczyna się w momencie, w którym bohaterka wraz ze swoim mentorem wyrusza w podróż w celu znalezienia reszty swoich pobratymców. Nie wszystko jednak idzie po ich myśli – zostają zaskoczeni przez bliżej nieokreśloną maszynę, starzec ginie, a młoda dziewczyna zmuszona zostaje do ucieczki. Od teraz cały ciężar zadania spada na jej barki.

Od strony scenariusza Inayah z początku wypada przeciętnie. Cały pierwszy akt jest dość nudny i powolny, w większości skupia się na wprowadzeniu nas w świat, w którym toczy się cała akcja. Dzieje się to poprzez dialogi, otoczenie i notatki, na które natkniemy się podczas eksploracji. W przypadku rozmów z innymi postaciami pojawia się jednak spory problem. Gra aktorska jest przerażająco sztywna, do tego stopnia, że momentami nie da się jej słuchać. Niektórzy gracze nie byli w stanie przez to skupić się na fabule, która przecież jest dość istotnym elementem produkcji. A szkoda, bo im dalej w las, tym zaczyna robić się coraz ciekawiej.

Nie no, ale tak jakby… naprawdę. Ktoś przesłuchał te kwestie dialogowe, po czym stwierdził, jak gdyby nigdy nic: „Nie no, Francis, jest Gucci, puszczaj to dalej i lecimy na Frappé do Starbusia”? To są normalne praktyki w branży, czy to ja jestem jakiś dziwny?
Tnij z finezją, miażdż z rozwagą
Warstwa fabularna za nami, pora na rozgrywkę. Inayah po zdobyciu rękawic swojego ojca otrzyma dostęp do trzech różnych broni: ostrzy, pięści oraz bicza (no tak nie do końca, w sumie to bardziej kula na łańcuchu o krótkim zasięgu). Początkowo możemy wybrać tylko jedną z nich, ale w trakcie podróży odblokujemy też dwie pozostałe. Różnią się one od siebie przede wszystkim prędkością, stylem ataku i zdolnościami. Osobiście odniosłem wrażenie, że to jednak miecze wiodą prym w starciach z przeciwnikami. Jako jedyne nie odbierają nam mobilności podczas wykonywania ciosów oraz zadają naprawdę spore obrażenia, przez co ani przez chwilę nie czułem potrzeby przełączenia się na inny oręż. Choć jest to nawet wskazane, ponieważ ataki można ze sobą fajnie łączyć. Starcia z przeciwnikami wypadają całkiem solidnie, całość jest płynna i przyjemna dla oka. Niejednokrotnie zdarzy się, że Inayah z potyczki wyjdzie poturbowana, albo nawet gorzej. Wtedy z pomocą spieszą nam strzykawki o bliżej nieokreślonej zawartości, dzięki którym możemy ponownie rzucić się w wir walki, niczym ostro naszprycowany Helldiver.

Swoją drogą, macie jakieś stimy? Pytam dla kolegi.
Skok, cięcie, pocisk, sus
Jak na metroidvanię przystało, nie mogło zabraknąć elementów platformowych. A są one tu dość ważne, bo w końcu wykorzystują system przełączania się między bronią. Często podczas eksploracji natkniemy się na wysoko postawioną platformę, na pierwszy rzut oka wydającą się być poza naszym zasięgiem. Otóż żeby jej sięgnąć, często będziemy musieli wykonać sekwencję, która wprowadzona prawidłowo zaowocuje przedostaniem się dalej. W tym wypadku będzie to np. skok, zmiana broni na ostrza, cięcie w górę, ponownie przełączenie na pięści i użycie pocisku, który delikatnie nas odrzuca. Wykonując to pierwszy raz wydaje się to trudne, głównie za sprawą tego, że całość musimy zrobić szybko. Po czasie jednak zaczyna to być bardzo przyjemne i satysfakcjonujące. Ale mam też dla was mały plot twist. Otóż okazuje się, że podczas rozgrywki powinniśmy się natknąć na ulepszenie, które pozwoli nam wykonać double jump. No, to ja jakimś cudem je pominąłem. Dowiedziałem się o nim dopiero, gdy w żaden sposób nie mogłem wskoczyć na wysoko wiszący punkt. Dopiero wtedy stwierdziłem, że coś chyba jest nie tak i czegoś mi brakuje.

Tak, jestem mocno średni w logiczne myślenie.
Wolisz potwory, maszyny czy głodne rośliny?
Inayah: Life After Gods to gra o szerokiej gamie biomów do zwiedzenia – każdy z unikalnymi dla siebie przeciwnikami. Od dżungli z krwiożerczymi zwierzętami i roślinnością, pustynnych obszarów pełnych nomadów i olbrzymich insektów aż po przerażające, mięsiste korytarze, pełne… rzeczy, które musicie zobaczyć sami! **Nie nie**, nie ma tak łatwo. Definitywnie jest to element zachęcający nas do dalszej rozgrywki. Kiedy po raz pierwszy przekroczymy granice dżungli i wejdziemy na bardziej piaszczyste tereny, nagła zmiana napędza naszą ciekawość, co jeszcze skrywają pozostałe zakątki mapy. Komiksowa oprawa graficzna jest kolorowa i wyrazista, co jest dziś rzadkością – w większości metroidvanie biorą w tej chwili przykład z takich tytułów jak Blasphemous czy Hollow Knight. Muzyka i dźwięki (poza wcześniej wspomnianymi, nieszczęsnymi kwestiami dialogowymi) są na zadowalającym poziomie.

Nie zmyślam! Pod tym względem aż tak spartaczyli tę grę, że wspominam to przez cały tekst.
Dom jest tam, gdzie twoi przyjaciele
Inayah: Life After Gods to produkcja, przy której bawiłem się całkiem dobrze. Jak na debiut małego studia, zmagania bohaterki prezentują się całkiem dobrze. Zespół ExoGenesis wciąż aktualizuje grę, wprowadzając zmiany i poprawiając niedociągnięcia. Myślę, że moim największym przytykiem w stronę gry byłby stan broni, a konkretnie jednej – bicza.
Jest to powolna broń o bardzo dużym zasięgu i teoretycznie dużych obrażeniach, lecz te dwa pierwsze czynniki zupełnie zniechęcają do korzystania z niej. Jest to przy okazji druga broń zatrzymująca nas w miejscu podczas atakowania. Myślę, że na jej miejsce moglibyśmy dostać coś o wiele ciekawszego. Końcowo uważam jednak, że warto zapoznać się z tą metroidvanią. Jest to chociażby graficzny powiew świeżości, idący w zupełnie inną stronę niż reszta branży. Czy protagonistka odnajdzie swój lud, a przede wszystkim – znajdzie w nim miejsce dla siebie? Zachęcam, abyście przekonali się sami.
