Niedawno świętowaliśmy premierę Stellar Blade na PC. Cudowne dziecko południowokoreańskiego studia Shift Up zagościło zatem także na moim laptopie. Z racji tego, że nigdy wcześniej nie miałam styczności z tym tytułem, z entuzjazmem podeszłam do rozgrywki. Nie czytałam o tej produkcji, nie poszukiwałam informacji na jej temat, by przeżyć wszystko na własnej skórze…o czym opowiem wam w poniższej recenzji.
Witaj, EVE…alias Mary Sue

Gra rozpoczyna się trzęsieniem ziemi, niczym u Hitchcocka…a później jest tylko coraz bardziej interesująco. Pierwsze minuty rozgrywki wywołały we mnie niekontrolowane wybuchy śmiechu. A to za sprawą skrajnej seksualizacji głównej bohaterki – jak i innych kobiet pojawiających się w tym dziele. Później już się do tego przyzwyczaiłam – nie zbawię świata i sposobu przedstawiania płci pięknej w produkcjach z Dalekiego Wschodu. Skoro spędzamy w wirtualnym świecie kilkadziesiąt godzin, to może warto stworzyć graczom pewnego rodzaju…walory estetyczne. Bawi to ogromnie, skąpe stroje z pewnością zapewniają wystarczającą ochronę przed wszelkimi atakami przeciwników, a nagie części ciała Eve oślepiają wrogów swym pięknem. Eve również wabi wrogów krzykiem – podczas rozgrywki zastanawiałam się głęboko nad tym, jaki sens mają te znane nam z meczów tenisowych westchnienia.Ukłon w stronę twórców za postać Adama – my, dziewczyny też możemy zawiesić na kimś oko. Wobec powyższego, przyznaję otwarcie – wszyscy lubimy popatrzeć na piękne osoby, choćby na szklanym ekranie. W przypadku Stellar Blade jest to jednak komicznie przerysowane.
Poza oczywistą warstwą estetyczną uderzyło mnie, jak idealistyczną postacią jest EVE. Niebieskie opcje w Mass Effect bledną przy działaniach naszej bohaterki, która uprawia taniec z szablami, jednocześnie poszukując zaginionych braci i mężów. Załatwia także wszelkie drobnostki w Xion, zaznaczając za każdym razem, że absolutnie niczego nie oczekuje w zamian. Szczerze mówiąc, protagonistka, której wewnętrzny konflikt moralny realnie wpływa na fabułę gry, byłaby dla mnie zdecydowanie bardziej interesująca niż nawet najbardziej spektakularne sekwencje walk.

Stary motyw odkrywany na nowo
Opowieść zawarta w Stellar Blade to dość klasyczny motyw ratowania świata przed rychłą zagładą. Jako Eve przybywamy na Ziemię, by ocalić ludzkość od zniszczenia przez potworne istoty zwane Naytibami. Proste? Z pozoru tak. Wiemy doskonale, kto jest dobry, kto zły. Z kim walczymy, kogo chronimy. Jednakże wraz z rozwojem historii staje się to coraz mniej oczywiste, a my zaczynamy zadawać sobie pytania egzystencjalne.

Kto tak naprawdę jest “tym złym”? Czym jest wyświechtane przez tak wielu człowieczeństwo? Pod tym względem Stellar Blade to majstersztyk, ponieważ zmusza nas do myślenia. A takie gry bardzo lubię…Wspomniany wcześniej idealizm Eve jeszcze bardziej uwydatnia tę problematykę.
Nasi towarzysze niedoli, Adam oraz Lily, także skrywają pewne tajemnice. Choć niezwykle entuzjastyczna Lily działała czasem dość negatywnie na mój układ nerwowy, to należy przyznać, że w grze jest kimś w rodzaju przyjaciółki idealnej. Natomiast Adam, to całkiem inna historia. Jego postać towarzyszy nam niemal od samego początku gry, nieustannie ewoluując. Ostatecznie stawia nas to przed niezwykle poważnym dylematem u kresu podróży.

Świat, który pięknie płonie…
Lokacje, które mamy okazję odwiedzić są najczęściej postapokaliptyczne i surowe, lecz twórcy wykonali niesamowitą robotę, by uczynić je najpiękniejszymi z możliwych. Niemal wszystkie mnie zachwyciły, a ich eksploracja to była prawdziwa przyjemność. Mamy ludzką osadę Xion, przypominającą zniszczone miasto przemysłowe, pustynię, opuszczone metro i wiele innych. Odwiedzenie obozów, w których dokonujemy zapisu gry oraz zajmujemy się rozwojem postaci, to idealne miejsca, by się zatrzymać i popatrzeć na piękno przedstawionego świata. Jest cudnie!

Największe wrażenie wywarły na mnie opuszczone zakątki, w których wciąż znajdują się pamiątki ich mieszkańców oraz przedmioty codziennego użytku. Poznawaniu poszczególnych obiektów najczęściej towarzyszy szeroki komentarz Adama, co tworzy wzruszającą mieszankę.
System walki – cyrkowe aerodynamiczne sztuczki
Warto wspomnieć w kilku słowach o systemie walki w grze. Nasza protagonistka dysponuje imponującą bronią białą – mieczem, który, niczym w serialu MacGyver, mieści się w formie kompaktowej spinki do włosów. I tutaj wchodzimy w typowy slasher…sieczemy, ile dusza pragnie. Poza wieloma innymi zaletami, Eve jest mistrzynią w akrobatyce powietrznej, wobec czego mamy do dyspozycji mnogość imponujących kombinacji ataków. To kolejny element rozgrywki, który jest nieco przesadzony i zabawny, ale można go potraktować z przymrużeniem oka. Należy jednak przyznać, że te umiejętności przydają się podczas przemierzania kolejnych lokacji, gdzie nieco bawimy się w akrobatę i skaczemy, podciągamy się, używamy liny. Zdecydowanie nie jest to gra dla osób z lękiem wysokości…tego mamy aż nadto, co jest imponujące i wywołuje dreszczyk emocji.

Wraz z rozwojem fabuły oraz drzewka postaci, mamy możliwość włączania do naszego arsenału nowe rodzaje technik fechtunku. Wszystko to w szczytnym celu – by uratować świat atakiem w locie (w lekkim półobrocie). Poza bronią białą mamy do dyspozycji dron, który towarzyszy nam we wszystkich misjach. Zdalnie sterowany przez Adama lub naszą późniejszą towarzyszkę, Lily, stanowi rodzaj przewodnika po nieznanym świecie. Dzięki pewnym przeróbkom i udoskonaleniom staje się również bronią palną, którą możemy wykorzystać w walce. W każdym punkcie zapisu znajduje się kiosk – możemy tam nabyć amunicję, granaty,czy przedmioty odnawiające pasek życia. Jest to szczególnie istotne w starciach z bossami, którym należy się osobny akapit.
Bossowie, czyli dlaczego klęłam jak szewc
Nadszedł czas na creme de la creme tego dzieła…przeciwników. Należy przyznać twórcom medal za ich różnorodność. Sama idea Naytiba jako tworów o cechach ludzkich (organicznych) oraz syntetycznych jest niezwykle interesująca. Pokonanie standardowych przeciwników nie powinno sprawiać nam trudności, zwłaszcza w fabularnym trybie gry. Przyznam szczerze, że choć bawiłam się właśnie na tym poziomie, to walki z bossami wywoływały salwy niezbyt przystojnych słów padających z moich ust. I za to serdecznie dziękuję twórcom Stellar Blade. Trudności hartują charakter, a z niektórymi przeciwnikami męczyłam się przez dzień, dwa. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że powinnam przerzucić się na gry typu Dark Souls – dla treningu mentalnego.

Każdy z bossów ma swoje indywidualne zdolności, do których trzeba dostosować sposób walki oraz wyposażenie Eve. Jest ich kilkunastu, a pokonanie każdego z nich sprawia sporo satysfakcji. Czasem walkę prowadzi się poprzez nieustanne wciskanie E oraz Shift – moja klawiatura cierpiała z pewnością piekielne męki. W potyczkach pomaga tryb Tachy, odblokowany w dalszej części rozgrywki oraz cierpliwość i zmysł obserwacji. Znając zachowania bossów, możemy się do nich dostosować. Przybierają postać począwszy od szkaradnych stworów aż do znanych nam z gry postaci, ale o tym powinniście przekonać się sami.

Podczas mojej przygody popełniłam jeden poważny błąd – nie wykonywałam zbyt wielu misji pobocznych (przyznaję się bez bicia!) i dość lekką ręką wydawałam pieniądze, przez co cierpiałam na ich permanentny niedobór podczas walk z bossami. A uwierzcie, czasem jeden nabój więcej decydował o wygranej.
PC-towcy…do boju!
Warto wspomnieć o zawartości dodatkowej – Goddess of Victory Nikke. Jest to kilkudziesięciominutowe DLC, które wprowadza nową postać, bossa oraz stroje. Fabularnie polega na wykonaniu zadań zleconych nam przez Scarlet, co sprowadza się głównie do poszukiwania kilku robotów oraz przejściu uruchamianych po ich odnalezieniu minigierek w klimacie first person shooter. Jest to miła odmiana od standardowej mechaniki, z którą mamy do czynienia w podstawce.

Pomimo dość ambiwalentnych uczuć na początku moich zmagań, muszę przyznać, że urzekła mnie przedstawiona w Stellar Blade historia. Zźyłam się z postaciami, z chęcią rzucałam się w wir walki, by po raz kolejny ocalić świat. Zakończenie oglądałam ze łzami w oczach, zatem jestem w pełni ukontentowana – istnieje kilka jego wariantów, co daje nam możliwość ukończenia gry na różne sposoby. A zatem z całego serca polecam dać temu tytułowi szansę, może również was oczaruje.
