REKLAMA

Gdy balet staje się bronią – recenzja filmu Ballerina 

Michał Perlik

Opublikowano: 9 lipca 2025

Gdy balet staje się bronią – recenzja filmu Ballerina
Spis treści

W świecie kina akcji rzadko kiedy udaje się stworzyć uniwersum, które nie tylko zachwyca choreografią walk, ale też rozwija własną mitologię z każdym kolejnym filmem. Ballerina, osadzona w brutalnej, a zarazem hipnotyzująco eleganckiej rzeczywistości znanej z serii John Wick, to nie tylko spin-off – to pełnoprawna opowieść o zemście, stracie i sile kobiecej determinacji, która na nowo definiuje, czym może być balet w świecie pełnym krwi, honoru i ciszy przed wystrzałem. Film od pierwszych minut uderza nie tylko widowiskowością, ale też emocjonalną głębią w postaci historii Eve, tytułowej baleriny. Przedstawia portret bohaterki rozdartej między żałobą a gniewem, przeszłością a potrzebą przetrwania. W tym mrocznym, stylizowanym świecie, gdzie każde spojrzenie może być groźbą, a każdy krok preludium do śmiercionośnego tańca, reżyser umiejętnie balansuje między poetyką a przemocą, tworząc kino, które zostaje z widzem na długo po seansie. 

Tańcząc własnym krokiem 

Osierocona przez nieznanych napastników, którzy w brutalnym ataku zamordowali jej rodzinę, 7-letnia Rooney trafia pod opiekę tajemniczej kobiety znanej jako Matka Rosja. Zraniona, dzika i przepełniona gniewem dziewczynka szybko przyciąga uwagę starszyzny Ruska Roma – tajemnej organizacji wyszkolonych zabójców działających pod przykrywką baletowej szkoły w sercu Nowego Jorku.

REKLAMA
Gdy balet staje się bronią – recenzja filmu Ballerina
Gdy balet staje się bronią – recenzja filmu Ballerina

Od najmłodszych lat tytułowa Ballerina uczy się, że ciało może być zarówno narzędziem sztuki, jak i bronią. Pod okiem bezlitosnych nauczycieli doskonali się w sztuce tańca i śmierci, zamieniając ból w precyzję, a strach w chłodną determinację. Z czasem staje się jedną z najskuteczniejszych zabójczyń w strukturach organizacji – elegancka, szybka i śmiertelna. Jednak gdy odkrywa, że śmierć jej rodziny nie była przypadkiem, lecz częścią większej gry, Rooney łamie żelazne zasady lojalności wobec Ruska Roma i rusza na własną krucjatę. Trop prowadzi ją z nowojorskich ulic do zapomnianych przez świat miasteczek, przez ciemne korytarze Continentalu, aż po pokryte śniegiem zbocza małego alpejskiego miasteczka, gdzie prawda o jej przeszłości zaczyna się wyłaniać z mroku. W brutalnym finale główna bohaterka zmuszona będzie wybrać między własnym człowieczeństwem a rolą bezdusznej maszyny do zabijania, jaką chciano z niej uczynić. Aby przeżyć, musi zatańczyć swój ostatni taniec – w rytmie krwi, ognia i milczenia. 

Zemsta w rytmie Jeziora łabędziego 

Ballerina to film, który od samego początku próbuje tańczyć na cienkiej linie między kontynuacją brutalnej estetyki znanej z Johna Wicka a próbą stworzenia czegoś bardziej emocjonalnego, osobistego – z kobiecą twarzą zemsty. I choć nie wszystko w tym tańcu wypada idealnie, nie sposób odmówić filmowi ambicji, stylu i kilku zapadających w pamięć sekwencji.

Gdy balet staje się bronią – recenzja filmu Ballerina
Gdy balet staje się bronią – recenzja filmu Ballerina

Największym atutem produkcji jest jej główna bohaterka. Ana de Armas w roli Rooney to połączenie chłodnej determinacji i subtelnej wrażliwości. Jest zabójcza w ruchu, ale jednocześnie niesie w sobie ból, który nadaje całej historii osobisty ciężar. Aktorka udźwignęła zarówno wymagającą fizycznie choreografię walk, jak i momenty emocjonalnego wyciszenia – tworząc postać nie tylko wiarygodną, ale i na swój sposób poruszającą. Jej obecność sprawia, że film zyskuje głębię, której czasem brakowało w poprzednich częściach franczyzy. Kolejną mocną stroną tytułu jest strona wizualna i choreografia akcji, którą Len Wiseman prowadzi z chirurgiczną precyzją. Baletowa estetyka przeplata się tu z brutalnością walk wręcz, a każda scena starcia wygląda niemal jak spektakl – piękna i niepokojąca zarazem. Zwłaszcza jedna sekwencja, rozgrywająca się w opustoszałym teatrze. Dla mnie osobiście to wizualny majstersztyk, który z powodzeniem może stanąć obok najlepszych momentów z serii John Wick. Atmosfera filmu, choć utrzymana w mrocznym i eleganckim tonie, bywa nieco przytłaczająca – miejscami zbyt poważna, by utrzymać tempo. Fabuła, choć oparta na solidnym emocjonalnym fundamencie, w środkowej części filmu zaczyna grzęznąć w zbyt wielu wątkach pobocznych i ekspozycji. Tempo spada, a narracja chwilami traci klarowność, próbując równocześnie pogłębiać świat przedstawiony i rozwijać mitologię uniwersum Wicka.

Zerknij na to : Kalkulacje bez sumienia – recenzja filmu Księgowy 2 

Minusem może być również brak wyraźnego antagonisty. O ile John Wick zawsze miał jasno zarysowaną linię konfliktu, tutaj przeciwnicy Eve są bardziej rozproszeni, bez jednej konkretnej postaci, która skupiałaby emocje widza.

Gdy balet staje się bronią – recenzja filmu Ballerina
Gdy balet staje się bronią – recenzja filmu Ballerina

Poezja przemocy 

Ballerina to stylowy, emocjonalny i wyraźnie bardziej introspektywny rozdział w uniwersum Johna Wicka, który zamiast kopiować sprawdzony schemat, odważnie skręca w stronę bardziej osobistej, kobiecej opowieści o bólu, zemście i tożsamości. Reżyser Len Wiseman kreśli świat znajomy fanom serii, lecz jednocześnie nadaje mu nowe barwy – bardziej melancholijne, momentami poetyckie, ale wciąż brutalne i bezkompromisowe. W centrum tej historii stoi Rooney, grana z wyczuciem i charyzmą przez Anę de Armas, postać zraniona, ale silna, śmiertelnie niebezpieczna, a zarazem przejmująco ludzka. Jej podróż to coś więcej niż walka z systemem czy poszukiwanie sprawiedliwości. W mojej ocenie to próba uwolnienia się od przeznaczenia narzuconego przez innych. Film imponuje choreografią walk, dopracowaną wizualnie formą i klimatem, który łączy chłód elegancji z podskórnym napięciem. Nie jest jednak pozbawiony słabszych momentów – miejscami fabuła gubi rytm, a brak wyraźnie zarysowanego antagonisty osłabia dramaturgiczną siłę opowieści. Mimo to produkcja nadrabia te niedociągnięcia stylem, atmosferą i emocjonalną głębią, które sprawiają, że nie sposób przejść obok tego tytułu obojętnie. Dla jasności, nie jest to kolejna część Johna Wicka w żeńskim wydaniu, lecz samodzielna, świadomie skonstruowana historia o kobiecie, która staje się kimś więcej niż tylko narzędziem zemsty. Film, który nie krzyczy, ale mówi szeptem, zostawiając po sobie ślad, momentami mroczny, piękny i wyjątkowo ludzki. 

 

Michał Perlik

Jestem Michał, pochodzę z Opola, natomiast z wykształcenia jestem dziennikarzem oraz PR-owcem. Do mojego wachlarza zainteresowań można śmiało wpisać m.in. muzykę, sport, filmy, a także gry wideo. Z tematyką gier mam do czynienia od wczesnych lat dzieciństwa. Początkowo na popularnym PC, natomiast w późniejszym okresie za sprawą konsol stacjonarnych, w których gustuje zresztą po dziś dzień. Jako moją ulubioną grę zdecydowanie wskazuje ,,Assassin's Creed II'' do którego pałam wielkim sentymentem oraz nostalgią. Miło tak raz na jakiś czas ponownie załączyć ten tytuł, zagłębić się we włoskie klimaty i poskakać po paru dachach słonecznej, XV-wiecznej Florencji. Nie zagłębiając się w szczegóły, zapraszam do zapoznania się z moimi artykułami.

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

Topografia samotności – recenzja Death Stranding 2

Topografia samotności – recenzja Death Stranding 2 

Topografia samotności – recenzja Death Stranding 2 
Pustka w pięknych kadrach – recenzja filmu Frendo

Pustka w pięknych kadrach – recenzja filmu Frendo 

Pustka w pięknych kadrach – recenzja filmu Frendo 
Kalkulacje bez sumienia – recenzja filmu Księgowy 2

Kalkulacje bez sumienia – recenzja filmu Księgowy 2 

Kalkulacje bez sumienia – recenzja filmu Księgowy 2 

Elden Ring: Nightreign – recenzja gry. Nowa noc, stare koszmary

Elden Ring: Nightreign – recenzja gry. Nowa noc, stare koszmary

Pillow Man. Mężczyzna naszych marzeń – recenzja komiksu – Problemy ze snem? Pomoże Pillow Man

Pillow Man. Mężczyzna naszych marzeń – recenzja komiksu – Problemy ze snem? Pomoże Pillow Man
Steel Seed key art

Steel Seed – recenzja gry. Futurystyczna opowieść, która nie wciąga

Steel Seed – recenzja gry. Futurystyczna opowieść, która nie wciąga