Previous slide
Next slide

Mała Syrenka — recenzja filmu. Disney szoruje po dnie.

Ta redaktorka jest fanatyczką Disneya. Jestem psychofanką oryginalnych animacji z lat 90-tych. Serio. W dzieciństwie katowałam kasety VHS z losami księżniczek przynajmniej raz w tygodniu. Małą Syrenkę w swoim życiu obejrzałam przynajmniej kilkadziesiąt razy. Całą historię znam na pamięć i jest ona drugą z trzech moich ulubionych. Z baśnią Hansa Christiana Andersena również jestem zaznajomiona. Adaptacji aktorskich i wariacji na jej temat było już wiele, jednak żadna, w mojej opinii nie dorównuje disney’owskiemu pierwowzorowi. Kiedy dowiedziałam się, że nareszcie mój nieśmiertelny klasyk dostanie aktorskie widowisko, nie mogłam się doczekać kolejnych nowinek i ogłoszenia obsady. I tutaj od samego początku w mediach wybuchały kontrowersje. Czy przewidywania sceptyków się sprawdziły? Zapraszam serdecznie na roast.

Mała Syrenka — recenzja filmu. Kiedy Disney szoruje po samym dnie.

Na początku ostrzegam, że w tekście mogą znaleźć się spoilery. Mała Syrenka miała swoją premierę w 1989 roku, więc chyba wybaczycie mi zdradzenie fabuły w przypadku 34-letniej produkcji, tym bardziej że historia Arielki była i jest obecna w popkulturze i wielu z Was mogło zapoznać się z nią w dzieciństwie. 

REKLAMA

Zacznijmy więc neutralnie od krótkiego streszczenia fabuły. Arielka (Halle Bailey) jest syrenką i najmłodszą córką króla mórz Trytona (Javier Bardem). Wolny czas spędza ze swoim rybim przyjacielem Florkiem (Jacob Tremblay) i pilnującym ją surowym krabem Sebastianem (Daveed Diggs). Dorastającej nastolatce nie w głowie przebywanie z ojcem i siostrami, w wolnych chwilach poświęca się swojemu hobby, jakim jest zbieranie przedmiotów należących do ludzi. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i wkrótce nasza bohaterka nie poprzestaje na interakcji z przedmiotami. Pomimo zakazu ojca wypływa na powierzchnię. Tam na pokładzie statku zauważa księcia Erica (Jonah Hauer-King) i z miejsca się w nim zakochuje. Noc poznania obfituje w tragiczne wydarzenia, na wskutek których płetwiasta piękność ratuje życie nowemu obiektowi westchnień. To spotkanie sprawi, że już nic nie będzie takie samo, a w szczególności powrót do podwodnego królestwa.

Mała Syrenka (2023)

Zmiana, zmiana i wszystko zmiana

Początek historii jest więc podobny do oryginalnej historii, ale już od samego wstępu jesteśmy raczeni zmianami. Pierwotnie siostry Ariel miały na imię: Aquata, Andrina, Arista, Attina, Adella i Alana. Co mamy w nowej wersji? Karina, Caspia, Tamika, Mala, Indira, Perla. Serio nie można było zostawić oryginalnych imion, które wszystkie zaczynały się na literę A? Każda siostra wyglądem, mimiką i sposobem poruszania ogona nie pasuje do poprzedniczek. Wycięto też scenę występu sióstr na początku, w  trakcie której, na oczach całego królestwa na jaw wyszła nieobecność najmłodszej. Ograno tę scenę jakimś losowym rodzinnym posiedzeniem na kamieniach. Już wtedy przeczuwałam, że będzie bardzo źle i z seansu wyjdę niezadowolona. 

W sumie wiedziałam to jeszcze wcześniej, po zbyt ciemnych kadrach. Początki live -action toną w mroku i są przeplatane jaskrawym, tandetnym CGI z dna oceanu, które aż bije po oczach i sprawia momentami wrażenie rozmazanego. Całość nie wygląda na wysokobudżetową, kinową produkcję, tylko obraz, który miał premierę na platformie streamingowej.

Obecność Florka jest marginalna, chociaż w wersji z 89 roku nie było go zbyt dużo, tak w adaptacji, część jego dialogów zostaje oddanych krabowi, który jest jednym z jaśniejszych punktów widowiska. Ratuje wielokrotnie sytuację swoimi żartami. Niestety, co do jego wyglądu też mam zastrzeżenia. Nie przypomina ekspresyjnego i miejscami niedorzecznego kreskówkowego skorupiaka, jest bardzo realistyczny. Szkoda tylko, że animatorzy, co zabawne, oparli jego wygląd na gatunku kraba, który nie żyje pod wodą. Pominięto również scenę pojedynku z francuskim kucharzem, który chciał, by nasz czerwony bohater został jego kulinarnym specjałem. Liczyłam, że usłyszę ulubioną, ikoniczną, francusko brzmiącą piosenkę i zobaczę komiczne szarady rodem z Toma i Jerr’ego. Musiałam obejść się smakiem.

Link do wspomnianej piosenki:

Kiedy historia zaczyna przypominać kiepską telenowelę

Dalej jest tylko lepiej. Z klasyka, który trwał 87 minut, otrzymujemy nowy, 135-minutowy koszmarek. Skoro pozbyto się niektórych scen, to czemu show jest dłuższe?

Wszystko przez wymyślone i spisane najprawdopodobniej na kolanie scenariuszowe DLC. Zła wiedźma Urszula (Melissa McCarthy) stała się nagle siostrą Trytona i ciotką księżniczki. Eryk nie jest prawowitym księciem. W bajce nie znaliśmy losów jego rodziców. Tutaj dostajemy mądrzącą się królową Seline (Noma Dumezweni), a książę okazuje się, że nie jest prawdziwym księciem, tylko znalezionym przez nią chłopcem uratowanym z tonącego okrętu (xD).

Ta relacja nie wnosi do filmu kompletnie NIC. Jest bliźniacza do tej, którą Arielka ma ze swoim ojcem. Po co nam żeński Tryton, który mnoży zakazy i wydłuża niepotrzebnie fabułę swoimi irytującymi kwestiami, a pod koniec psuje happy end czyniąc z tej opowieści Trudne Sprawy? Swoją drogą Javier Bardem również się nie popisał, nie kupiłam go w roli zatroskanego rodziciela, jego ekspresja była pusta i wcielił się tutaj w aktora jednej, karykaturalnie srogiej miny.

Nie mogłam patrzeć też na księcia, który w rozchełstanej koszuli snuje się depresyjnie po plaży i przypomina w swych rozterkach Cierpienia Młodego Wertera. Przygotujcie się na to, że Jonah Hayer-King będzie patrzył na was oczami smutnego spaniela i niczym głodny, farbowany Ryan Gosling nie da wam zapomnieć, jak mu jest ciężko. Uraczy was też specjalną, nową, miałką piosenką. Próbowano zbudować jego postać, pokazać duszę podróżnika i odkrywcy, wyszło nijako, książę powinien odciąć pępowinę. Komu przeszkadzał poprzedni Eryk?

Mała Syrenka (2023)

Muzyka łagodzi obyczaje

Prawdziwym hitem jest też to, że po utracie głosu, Ariel zaśpiewa wam premierowe utwory. Niemowa. No nie mam pytań. Chociaż za nowymi kompozycjami również stoi genialny Alan Menken to nie dorównują one poprzednim. Starsze utwory muzycznie brzmią świetnie w nowych aranżacjach. Z racji tego, że oglądałam wersję z dubbingiem, mogę ocenić jedynie polskie wykonania. Sara James oczarowała mnie swoją interpretacją Naprawdę chcę, jej wrażliwość sprawia, że może to być przebój na miarę Kolorowego Wiatru Edyty Górniak. Najbardziej przeze mnie wyczekiwane Na morza dnie śpiewane przez Przemysła Glapińskiego brzmiało zbyt egzaltowanie, niestety nie czułam energii z oryginału, a chórki z Ariel były zbędne. Wszystko przebił i tak najbardziej kuriozalny pseudo rap mewy. Tuż przed traumatycznymi dla naszej postaci wydarzeniami wlatuje ptak, melorecytując wersy, których nie byłam w stanie zrozumieć. Nie mam pojęcia, co autor miał na myśli, byłam zażenowana.

Dążąc do bylejakości...

Kolejną rzeczą, która mnie nie kupiła była scenografia i kostiumy na powierzchni. Nasza Ariel, zamiast być księżniczką, wygląda niechlujnie. Jej stylizacje są proste i przypominają te, które noszą służki na dworze królowej. Piękną kokardę w płomiennych czerwonych włosach z animacji, zastąpiła gruba szmaciana opaska zasłaniająca pół dredy. Mieszczański krajobraz zastąpił targ, przypominający ten z Aladyna. Hans Christian Andersen był Duńczykiem i pierwotne krajobrazy nawiązywały do tych europejskich, znanych chociażby z Pięknej i Bestii, nowa sceneria jest bardziej kolorowa i przypomina karaibski pejzaż. Ten obraz nie ma swojej tożsamości, ciężko stwierdzić po kadrach czy to wspomniany wyżej Aladyn, czy Piraci z Karaibów. Zbiorową scenę tańca na targu też jakbym już gdzieś widziała w innych produkcjach Disneya, szkoda, że zabrakło tej znanej z oryginału, która pokazywała rodzącą się między młodymi chemię. Tutaj jej brak. Zabrakło też sceny kolacji, która obnażyła brak znajomości posługiwania się przedmiotami codziennego użytku np. widelcem, potocznie nazywanym przez Ariel wihajstrem.

Mała Syrenka (2023)

Last but not least

A na koniec przejdźmy do rzeczy które mi się w filmie podobały. Największe wrażenie zrobiła na mnie Halley Bailey w roli głównej. Ona jest Małą Syrenką. Porusza się po ekranie z wdziękiem i uroczą naiwnością. Wygląda naprawdę pięknie, szczególnie gdy posiada jeszcze płetwę. Odejście od klasycznego kompletu z muszelek i zielonego ogona na rzecz opalizującej łuski było strzałem w dziesiątkę. Nie mogłam oderwać wzroku. Bardzo wiernie odwzorowano scenę gdy śpiewa w swojej grocie pełnej skarbów. Świetnie zagrana postać, w odróżnieniu od królewicza z drewna, Ariel prezentowała całą gamę emocji. Zadanie było o tyle utrudnione, że przez pół filmu nie mogła się posługiwać głosem, próbując przekonać do siebie ukochanego nieporadną i rozbrajającą pantomimą. Po zwiastunie nie spodziewałam się, że będzie tak dobrze dopasowana. 

Kolejnym mocnym punktem castingu było obsadzenie McCarthy jako Ursuli. Bardzo zabawna, trochę demoniczna, nadawała wigoru tej częściowej stypie. Poza rozbudową drzewa genealogicznego jej postać została bardzo starannie odwzorowana, chyba jako jedyna ze wszystkich bohaterów. 

Cieszyłam się, że mogłam usłyszeć swoje ulubione piosenki i wspaniałą filmową muzykę Alana Menkena. I to niestety byłoby na tyle.

Mała Syrenka (2023)

Podsumowanie

Nie rozumiem, co się tutaj wydarzyło. Czemu wytwórnia nie mogła dać nam prawdziwego Live Action na miarę Pięknej i Bestii? Czemu wydłużono i spłycono historię, która była zwięzła i kompletna? Czemu zrezygnowano z ikonicznej sceny ślubu na statku i wielu innych? Uważam, że jeżeli Disney będzie szedł tą drogą, to stworzy mnóstwo słabych filmów, zamiast wiernie odtworzyć klasyki a kreatywność wykorzystać do kręcenia nowych, autorskich projektów. To przykre oglądać popłuczyny po swojej ulubionej bajce. Mam nadzieję, że publiczność zagłosuje swoimi portfelami i wyniki finansowe uświadomią Disneyowi, że nie tędy droga. Jedno wiem na pewno, po nową Małą Syrenkę już nigdy nie sięgnę. Po powrocie z pokazu prasowego odpaliłam Disney+ i na świeżo porównywałam pierwowzór z najnowszym tworem i tylko przekonałam się, że ta adaptacja nie była potrzebna, nie w tym kształcie.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

NAJNOWSZE WPISY

O NAS:

Chcesz być na bieżąco, a nawet wiedzieć więcej o grach, komiksach, serialach lub filmach? GraPodPada.pl jest miejscem, gdzie znajdziesz informacje tworzone przez pasjonatów dla… graczy, czytaczy i oglądaczy ! Reprezentujemy różne opinie, patrząc na popkulturę z wielu perspektyw! Dlatego codziennie spodziewaj się treści wysokiej jakości i odnajduj interesujące Cię recenzje i informacje. Grasz w to? GraPodPada.pl to miejsce dla Ciebie… to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl