MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Previous slide
Next slide

Top Gun: Maverick – recenzja filmu. Czy leci z nami pilot?

Od premiery oryginalnego Top Gun’a w reżyserii Tonyego Scotta minęło 36 lat. Mimo to Kapitan Pete „Maverick” Mitchell (Tom Cruise) zakłada swoją znoszoną już bomberkę, aviatory, wsiada na swoje leciwe już Kawasaki, by po chwili przerzucić się nF/A-18F i udowodnić, że w przestworzach nie ma sobie równych. Innymi słowy – Top Gun: Maverick to wyśmienity powrót po latach. 

Maverick (po bagatela – trzech dekadach czynnej służby) jest na samym szczycie – z czym wiążą się nowe obowiązki i wyzwania. Pete ma za zadanie przeszkolić najlepszych pilotów na świecie – absolwentów Top Gun’a, tym samym kontynuując wątek elitarnej szkoły z pierwszej części, do wzięcia udziału w (na pozór) samobójczej misji, jakiej dotąd, nie było. 

Top Gun: Maverick działa na dwóch płaszczyznach – na „ziemi” i w „przestworzach”.

REKLAMA

Top Gun: Maverick – recenzja filmu. Czy leci z nami pilot? 

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Na Ziemi

Top Gun: Maverick ma banalną, niemniej jednak znakomicie napisaną fabułę, która ma pełną świadomość, czym jest, czym może być, a czym nie – dlatego działa. 

Produkcja nie próbuje być czymś, czym nie jest (i nie będzie). Paradoksalnie z tej przyczyny, masa filmów, czy też seriali będących zwyczajnie prostą opowieścią – z czystej chęci do bycia ,,czymś więcej”, kończą się na ambicjonalnych porażkach twórców. 

Historia sequela, to 3 razy więcej tego, co mieliśmy okazję zobaczyć w oryginale z 86’. Niektórym wątkom daje więcej czasu ekranowego, inne zaś zmniejsza do minimum, nadając im inne, dojrzalsze znaczenie w kontekście całości. Oczywiście, umowności, a co za tym idzie – luk scenariuszowych tu nie brakuje, a Pete lawiruje pomiędzy „postaciami” – zagranymi nie najgorzej – chociażby „Rooster” (Miles Teller), czy „Phoenix” (Monica Barbaro) wypadają przyzwoicie, niemniej jedyne co na ich temat wiemy (z wyjątkiem bohaterów z poprzedniej odsłony), to jak mają na imię. 

Jednakowoż w ramach tej „ejtisowej”, prostej konwencji, z zadziornym i uśmiechniętym od ucha, do ucha Tomem Cruise’em – nie miałem z tym absolutnie żadnego zgrzytu.

Reżyser Joseph Kosinski z niepohamowaną dziarskością i błyskiem w oku w zadowalający sposób wprowadza równowagę pomiędzy słodko-gorzką przeszłością, zmyślnie podlaną sporą dawką dobrej, żywej nostalgii, a Maverickiem, który „na moment”, musi zaadaptować się do nowej roli, której nigdy nie pełnił. Mitchell już na pierwszej lekcji dosłownie i w przenośni wyrzuca teorię do kosza, po to, aby w następnej kolejności umieścić (w jego mniemaniu) żółtodziobów w prawdziwych kokpitach myśliwców, ażeby ci pokazali, na co ich stać. 

Top Gun: Maverick teoretycznie jest „amerykańską bają” – czyli typową produkcją, gdzie teksty w stylu „ku chwale ojczyzny, panie prezydencie”, czy – „ojczyzna mnie potrzebuje” są na porządku dziennym. Jednak Maverick ma tyle samoświadomości scenariuszowej, że unika takich haseł, pomimo tego, że filmowo niezmiennie jest „amerykańską bają”. Mimo że film nie mówi nam, kim jest nasz enigmatyczny antagonista, to oczywistym faktem jest to, że dobrzy (w domyśle Amerykanie), biją tych złych (w domyśle Rusków) – tyle w zupełności wystarczy, by cieszyć się tym, co dzieje się na ekranie. 

W Przestworzach

Sekwencję podniebnych pojedynków nie mają i długo nie będą miały sobie równych. Spektakl, gdzie hałaśliwe odrzutowce grają główną rolę, to fenomenalnie wyreżyserowany, sfilmowany i (przede wszystkim) zmontowany film, który rozsadza bębenki i wciska w fotel. Kosińskiemu (reżyserowi), Claudio Mirandzie (operatorowi) i Eddiemu Hamiltonowi (montażyście) udało się ująć powietrzną batalię w sposób perfekcyjny. Przeskakujące ujęcia z kokpitu, na dalekie, górskie plenery nie wprowadzają dezorientacji i bałaganu, a najprawdziwszą przyjemność i satysfakcję z oglądania tej monumentalnej walki. 

Kiedy Maverick przebija barierę dźwięku, z ekranu aż bije przyśpieszenie, a kiedy postacie znajdują się w sytuacji zagrożenia życia, czujemy przerażenie, które pojawia się na ich twarzach.

Ponadto należałoby nadmienić, iż Kevin LaRosa, koordynator filmowych sekwencji lotniczych i pilot kaskaderski z ogromnym doświadczeniem, był kluczową osobą w procesie produkcyjnym i to dzięki m.in. jego pracy, zawdzięczamy efekt końcowy. 

Nie ulega wątpliwości, że amerykańscy piloci kochają pierwowzór z 86 r. Produkcja ta stała się symbolem dla przemysłu wojskowo-lotniczego, a Tom Cruise był wówczas wzorem godnym naśladowania dla młodych adeptów sztuki lotniczej. Niemniej, w kwestii sequela, pojawią się już pierwsze pochlebne opinie od zawodowych pilotów myśliwców (chociażby „Hoover”, polski pilot F-16), którzy są zachwyceni jakością realizacji.

Nie licząc muzyki z oryginału, soundtrack skomponowany pod nową część zginął w tle warkotów silników i przecinających przestworza myśliwców.  

Top Gun: Maverick z bezczelnością i bezwstydnością już na samym stracie informuje nas, że „tak, jestem esencją krystalicznie czystego blockbustera”, po czym dodaje – „tyle że najlepszego od 36 lat” – z werwą udowadniając, że „pusta rozrywka” też może zaskakiwać… i to jak! Tak, leci z nami pilot!

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ