MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Previous slide
Next slide

Morbius – recenzja filmu. Karykatura dobrego filmu.

Ta recenzja będzie nietypowa. Otóż po seansie Morbiusa targały mną bardzo silne emocje (ale nie aż takie jak po drugim sezonie Wiedźmina), które przelałem na wirtualny papier. A wiedząc, że Darek zaklepał wcześniej tę recenzję, odezwałem się do niego i po skonsultowaniu się z miłościwie nam panującym Naczelnym, mamy wam do zaprezentowania coś, czego jeszcze na łamach grapodpada.pl nie było. Prawdziwe „2 for you”. Dwie pełnoprawne recenzje w jednej.

Dodam jeszcze, że w mojej części nie mam zamiaru zwracać uwagi na spoilery, one i tak nie pogorszą wam odbioru tego filmu. Kacper Hofman

Mój kolega Kacper wytłumaczył to na tyle zwięźle, że nie pozostało mi nic innego, jak ostrzec Was przed spoilerami również z mojej strony. Darek Grzybowski

REKLAMA

Morbius – recenzja filmu. Karykatura dobrego filmu.

Od zera do bohatera w półtorej godziny

Film rozpoczyna się gdzieś w Amazońskiej dżungli, jak Dr Michael Morbius ma zamiar złapać sobie kilka nietoperków do badań. W momencie, gdy wylatują one z jaskini zwabione świeżą krwią, nasz doktorek wraca myślami do lat młodzieńczych. Tak oto przenosimy się wraz z nim do sielankowych lat spędzonych w Grecji. Przyjemnie, prawda? Otóż nie do końca, bo Michael cierpi na nieuleczalną chorobę, przez którą zmuszony jest do poruszania przy pomocy kul, jedynym sposobem na utrzymanie go przy życiu jest kosztowne leczenie polegające głównie na transfuzji krwi. To właśnie w tym ośrodku młody Morbius poznaje swojego przyjaciela Milo, który cierpi na podobne schorzenie. Jak nietrudno się domyślić na początku chłopcy podchodzą do siebie z dystansem, potem stopniowo zbliżają, aż do finału tego wspomnienia, gdy w Morbiusie budzi się MacGyver i przy użyciu długopisu i sprężynki naprawia horrendalnie drogą maszynę medyczną, ratując tym samym koledze życie. Tak dzięki temu geniusz Michaela zostaje dostrzeżony i dostaje on stypendium na uczelni w Nowym Jorku.

Z Amazonii przez Grecję przenosimy się do Szwecji, gdzie Morbius ma odebrać nagrodę Nobla za stworzenie syntetycznego zamiennika krwi, ale chyba ostatecznie do tego nie dochodzi, bo momentalnie przenosimy się do szpitala, w którym pracuje. Potem skaczemy jeszcze kilkukrotnie w czasie i przestrzeni, by ostatecznie ujrzeć moment, na który czekali wszyscy, czyli na stanie się Morbiusa tym MORBIUSEM. Eksperyment się udaje i Michael staje się wampirem, ale wskutek nieprzewidzianych okoliczności, na statku rozgrywa się istna rzeź. Gdy bestia zaspokaja łaknienie krwi, dociera do niej, co zrobiła i wzywa pomoc potencjalnym ocalałym, a sama ucieka. Na miejsce zjawia się dwójka detektywów, którzy sprawiają wrażenie, jakby kompletnie nie obchodziło ich  śledztwo, do którego zostali przydzieleni.

Ponownie następuje zlepek losowych scen i momentów. Ostatecznie doktorek zostaje złapany przez dwójkę wybitnych przedstawicieli prawa i trafia do więzienia. Gdzie przeprowadza krótką rozmowę z dawnym przyjacielem/sponsorem badań Milo. Przebiegły umysł Morbiusa odkrywa, że stało się to czemu w żaden sposób nie próbował zapobiec. Milo zażył wampiryczne serum. W ten sposób poznajemy głównego przeciwnika tytułowego bohatera, mimo że mogliśmy spodziewać się kto nim będzie gdzieś na początku. To, co dzieje się pomiędzy tą sceną a finałem nie ma większego znaczenia. Finałowa walka jest chaotyczna i charakteryzuje się nagromadzeniem wszystkich zdobytych umiejętności obu wampirów. Czyli ogólnie cyrk.

Sceny po napisach, bo są aż dwie. W obu pojawia się Vulture, którego nie było przez cały film, ale w trailerach już był. Świadczy to tylko o licznych roszadach, dodawaniu i odejmowaniu scen w trakcje montażu. Większym problemem jest tutaj druga scena, po której przeszedłem prawdziwe apogeum. Przez cały film Morbius jest nam sprzedawany jako dobry wampirek z sąsiedztwa, który zawsze mówi dzień dobry. Tak w jej trakcie staje się zły i bez krzty jakichkolwiek wyjaśnień postanawia dojechać razem z Vulturem, prawdopodobnie Spider-Mana.

Domyślam się, że całość może brzmieć chaotycznie, ale uwierzcie to nie moja wina a klejonej na ślinę fabuły, ja tylko chciałem wam jak najdokładniej przedstawić to, co działo się na ekranie przez plus minus półtora godziny. Kacper

Fotos z filmu Morbius

Fabuła tego filmu niestety nie przynosi nam nic oryginalnego. Jest przewidywalna do bólu i od razu budzi skojarzenia z produkcjami pokroju Hulka, Daredevila, czy Elektry. Innymi słowy – ciężkich początków kina superhero. Schematy w relacjach głównego bohatera i „złola”, są stare jak świat i wykorzystywano je już chociażby w Masce z Jimem Carrey’em. Protagonista ma jakąś moc, czy też umiejętność, a jego przeciwnik zaczyna robić to samo, ale tak, żeby być jak najbardziej bezwzględnym i złym.

Na domiar złego wydarzenia są przedstawiane w taki sposób, że nawet pięciolatek domyśli się, dokąd to wszystko zmierza. Odnoszę również wrażenie, że decyzje przy pisaniu scenariusza lub przy montażu były kompletnie nietrafione. Nie umiem inaczej wytłumaczyć sobie faktu, że do ostatnich fragmentów Morbiusa ogląda się całkiem znośnie. Ot co, kolejny superbohaterski film z prostą fabułą. Kino do włączenia sobie podczas piątkowego, kanapowego relaksu, który pozwala „odmóżdżyć” się po całym tygodniu pracy. Nagle następuje „uderzenie w stół” i zaczynamy latać od lokacji do lokacji, trzy postacie ważne dla głównego bohatera giną w odstępie kilku minut (chociaż jak wspomni potem Kacper, jedna ostatecznie wraca do żywych) i przechodzimy do scen po napisach.

To właśnie z nimi mam największy problem. Uważam, że są efektem bałaganu panującego przy produkcji. Nie zapominajmy, że premiera była przekładana kilka razy i cały proces wydawniczy trwał w nieskończoność. Wracając jednak do meritum, post-creditsy zupełnie nie zgrywają się z wydarzeniami z No Way Home. Oczywiście jestem świadomy, że ostatni Spider-Man to MCU, a Morbiusa wydaje Sony. Nie zmienia to faktu, że bohaterowie znani z innych uniwersów pojawili się w zwieńczeniu trylogii Wattsa. Dlaczego więc ktoś postanowił do tego wszystkiego nawiązać, jednocześnie pokazując jakikolwiek brak zrozumienia zdarzeń. Chyba że to miał to być pstryczek w nos Marvela, ale nie sądzę, żeby takie decyzje nie były konsultowane. Darek­

Miał być Wampir, a jest Niewidzialny Człowiek

Cała obsada jest zupełnie bezpłciowa. Choć jedyną jasną plamą na tej szybie przeciętności jest Matt Smith wcielający się w Milo, widać, że bawi się swoją rolą, starając się wyciągnąć z niej wszystko, co się da. Niestety reżyser, scenariusz i reszta obsady skutecznie to utrudniają. To by było na tyle pozytywów. Gra Jareda Leto jest strasznie drewniana, co doprowadza mnie do wniosków, że facet ma strasznego pecha do kina superbohaterskiego. Powiem coś kontrowersyjnego, ale jego interpretacja Jokera była o wiele lepsza od tego, co dostaliśmy w tym filmie, a i tak była jedną z gorszych. Więc mniej więcej jesteście sobie w stanie zwizualizować, co zaprezentował. Co do pozostałych da się odczuć, że mieli stanowić tylko tło dla Morbiusa. Jared Harris grający lekarza zajmującego się Milo od dzieciństwa, mimo swojej wielkiej ekranowej charyzmy dostaje do wypowiedzenia może jakieś pięć zdań, powtarzając głównie to samo. Pani doktor Martine w tej roli Adriana Arjona poza byciem ładną nie ma innego zadania, jej kwestie wypowiadane są w taki sposób, że brzmią jak czytane z kartki. Mimika prawie nie występuje, przyznam się, że nie zauważyłem czy aktorzy w ogóle mrugali. Kacper

Fotos z filmu Morbius

Jeżeli chodzi o obsadę, to ja w przeciwieństwie do Kacpra widzę dwa jasne punkty. Przede wszystkim rolę Matta Smitha. Myślę, że „wycisnął” z Milo tyle, na ile pozwolił fatalny scenariusz, a nawet trochę więcej! Uważam, że podobnie było z Jaredem Leto. Pomimo mojej niechęci do jego osoby, nie mogę odmówić mu tego, że potrafi tworzyć charakterystyczne kreacje aktorskie. Niestety, to koniec pozytywów. Reszta aktorów i aktorek jest tam wstawiona jakby „na siłę”, takie trochę „zapchajdziury”. Reżyser Daniel Espinosa nie podołał zadaniu, a jego współpraca ze studiem przysporzyła wiele pytań. Czujne oko fanów wypatrzyło Człowieka-Pająka Tobey’ego Maguire’a jako graffiti w zwiastunie tej produkcji, jednak w filmie próżno szukać tej sceny. Sam Espinosa powiedział, że on „tego tam nie wkładał” i nie wie, dlaczego Sony podjęło takie decyzje. Kurtyna. Darek

I nie wiruje świat

Jeżeli chodzi o całokształt zdjęć, to podobały mi się. Wszystko jest dobrze doświetlone, czasami nawet można dostrzec zabawę światłem i kolorami, ale przechodząc płynnie do efektów specjalnych i scen walki. Co tam się „odwaliło”, to ja nawet nie wiem. Spotkałem się z określeniem, że wyglądają one, jakby ktoś wsadził kamerę do worka i zaczął kręcić. Zgadzam się z tym porównaniem doskonale. Finałowy pojedynek może „przybić sobie piątkę” z  bitwą o Winterfell z Gry o tron, podobnie jak tam, jest za ciemno, panuje duży harmider, bo z jakiegoś powodu ktoś uznał, że doskonałym pomysłem będzie, jak to wszystko rozegra się w tornadzie nietoperzy. Większość recenzji, z jakimi się spotkałem, narzekała na slow motion, porównując je do tego z taśmowych produkcji opowiadających o superbohaterach z lat 2000. Przyznam szczerze, że gdyby nie ono nie wiedziałbym co dzieje się na ekranie w danym momencie, jak chociażby w zwieńczeniu Morbiusa. Kacper

Fotos z filmu Morbius

Efekty specjalne w tym filmie to prawdziwa porażka. Nie jestem w stanie pojąć, jak wysokobudżetowe produkcje potrafią tak zepsuć CGI. Momentami miałem wrażenie, że pierwsza część X-Men robiła to lepiej. Wielka szkoda, ponieważ pomysły zaproponowane przez twórców mi się podobały np. rozmywanie kolorów podczas poruszania się wampirów, czy scena na statku, kiedy to Morbius „pełza” po rurach. Lepsze wykonanie nie uratowałoby tego projektu, ale na pewno znacząco skróciłoby listę wad. ­Darek

Edward - to nawet nie jest on

Teraz opowiem wam o momentach, w których mój mózg zaczął pakować walizki i szukać biletów na Malediwy. Tak, teraz zapraszam was do kącika poświęconego błędom logicznym, a jest ich tutaj naprawdę sporo.

Zacznijmy od sceny, w której, doktor Nikols w czasie kłótni z Milo zostaje śmiertelnie raniony w brzuch i prawdopodobnie w tętnicę szyjną, mimo tego postanawia jakimś cudem zadzwonić do głównego bohater i na niego poczekać. Na łożu śmierci przekazuje mu tylko jedno krótkie zdanie. Ja rozumiem, że to film superbohaterski, ale kurde jakąś odrobinę realizmu można byłoby zachować.

Morbius, jak i jego eks-przyjaciel w całym filmie gryzą całkiem dużo osób, ale dopiero w kulminacyjnym momencie, Michael postanawia zostać Edwardem ze Zmierzchu i gryząc swoją ukochaną zamienić ją w wampira. Wszyscy raczej wiemy, że ta scena została specjalnie dodana pod kontynuację.

Warto wspomnieć również, że w filmie o krwiopijcach jest bardzo mało krwi. W czasie walki i rozrywania przeciwników pazurami, nie upadnie nawet kropelka posoki. Morbius czy Milo pożywiając się, piją chyba przez słomkę, bo zęby mają śnieżnobiałe.

Zbierając całe to bagno do wiaderka. Twórczy chcieli nam sprzedać tę produkcję jako gotycki horror, a wyszła karykatura filmów superbohaterskich z lat 2000. Naprawdę ciężko znaleźć mi jakiekolwiek pozytywy. Najlepszym elementem z seansu były trailery Doktora Strange’a i Wikinga. Z całkowitą powagą mówiąc, nie jestem w stanie te filmu nikomu polecić. Jest to po prostu zły film. Kacper

Fotos z filmu Morbius

Tak jak już wcześniej wspominaliśmy, logika nie jest mocną stroną tego filmu. Idąc na Morbiusa, nie oczekiwałem, że scenarzyści mnie czymś zaskoczą, ale nie sądziłem, że będzie to tak słabe. Gdyby nie Leto i Smith, to chyba nie miałbym czego docenić w tej produkcji. Mimo wszystko nie mogę powiedzieć, że w ogólnym rozrachunku bawiłem się aż tak tragicznie, jak zakładałem przed seansem.

Fala hejtu i negatywne recenzje nie dziwią mnie w żadnym stopniu, mało kto lubi, kiedy twórcy traktują nas jak idiotów. Gdy jednak przemyślałem sobie to „na chłodno”, to doszedłem do wniosku, że gdyby nie końcówka, to uznałbym, to za kolejne superhero z koszyka.

W przeciwieństwie do Kacpra zachęcam do zapoznania się z najnowszą historią w tym uniwersum. Jestem niesamowicie ciekawy, jak poukładany zostanie bajzel, który stworzyły sceny po napisach. Siedząc na sali kinowej, próbowałem sobie uzmysłowić, jakim cudem to wszystko się stało i nadal nie potrafię znaleźć argumentów. Mam tylko nadzieję, że nie skończy się jak z The Amazing Spider-Man 2, bo wtedy ogromne multiwersum trzech pająków, tak dobrze połączone w No Way Home, ponownie stanie się jednym wielkim nieładem. Darek

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

NAJNOWSZE WPISY

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ