GRAPODPADA

MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

O niee to spermiage! „Leisure Suit Larry: Wet Dreams Dry Twice” - recenzja gry

Seria o fajtłapowatym podrywaczu zzawsze miała mocno pod górkę, co rusz zaliczała wzloty i upadki. Dlatego fani klasycznych przygodówek point & click na pewno ucieszyli się na wieść, że Larry wraca na stare tory, porzucając przy tym 3D. Nie ma co się oszukiwać, Magna Cum Laude, a w szczególności Box Office Burst  były strasznymi gniotami o których lepiej zapomnieć. Jak w takim razie wypada najnowsza część, kontynuacja ciepło przyjętego Wet Dream Don’t Dry? Sprawdźmy.

Screen z gry Leisure Suit Larry: Wet Dreams Dry Twice

Faith no more?

Zaczynamy grę iii… W sumie nie wiemy nic, no chyba, że graliśmy w część poprzednią. Wet Dream Dry Twice ciągnie wątki rozpoczęte w produkcji z 2018 roku. Bez znajomości fabuły poprzednika wszystko będzie wydawało się strasznie zagmatwane. Co prawda, możemy posłuchać od jednego z bohaterów o minionych wydarzeniach (mniej lub bardziej szczegółowo), jednak w ogólnym rozrachunku na niewiele się to zda – pewne żarty czy odniesienia i tak pozostaną dla nas niezrozumiałe. Nie mniej, naszą przygodę zaczynamy na wyspie Cancum, gdzie Larry ma się ochajtać z córką burmistrza i tym samym spełnić jakąś pradawną przepowiednię, gdy nagle dostaje wiadomość od swojej zaginionej ukochanej – Faith. Nie wiele myśląc, postanawia ją odszukać i uratować. Tak w dużym skrócie prezentuje się fabuła, a właściwie jej część. Tą jednak warto poznać samemu – nie jest to może jakiś ósmy cud świata, ale jest na tyle zgrabnie i ciekawie poprowadzona, że potrafi przyciągnąć do siebie na dłużej. Pod tym względem nie mam zastrzeżeń, sam autentycznie byłem ciekaw co wydarzy się dalej. Jednak im dalej w las, tym robi się… Nieco gorzej. Momentami.

Screen z gry Leisure Suit Larry: Wet Dreams Dry Twice

Ciemność widzę, ciemność!

Mam duży problem z grafiką.. Nie powiem, jest ładna, kolorowa, szczegółowa, widać, że ręcznie rysowana, w nieco kreskówkowym stylu. Z drugiej strony jednak patrzę i czuję taką… No, biedę. Winę za ten stan rzeczy ponosi animacja bohaterów, a właściwie jej brak, czy bardziej minimalizm. Pamiętacie może takie flashowe gierki lub filmiki? Postać jak stała to nie wykonywała żadnych ruchów, co najwyżej lekko bujała się w przód i w tył. Niestety, podobnie jest tutaj. Jak zostawicie grę na parę minut na jednym ekranie to postaci poboczne nie zrobią absolutnie nic. Będą stały jak te kołki i bujały się jakby miały chorobę sierocą. Nie spojrzą na zegarek, nie podrapią się po tyłku – nic, null, absolutne zero. Jedynie Larry od czasu do czasu sobie psiknie w gardło czy coś tam zrobi. Biorąc pod uwagę taki stan rzeczy, nie jestem w stanie zrozumieć innej kwestii – ciągłych ekranów ładowania. Matko bosko częstochowsko, jakie to jest irytujące. Pojawia się on tak często, że wyrył mi się skutecznie w mózgu – czarny ekran z fioletowym kółeczkiem. Uwierzcie mi, w pewnych momentach będziecie musieli się uzbroić wręcz w anielską cierpliwość, ponieważ pojawia się on nad wyraz często. Nowa lokacja? Ładowanko. Zagadka do rozwiązania? Ładowanko. Durne sprawdzenie notatki w ekwipunku? No pewnie, że ładowanko!

REKLAMA

Wyobraźcie sobie następującą sytuację: stoicie przed wrotami, które musicie otworzyć. Nazwijmy to punktem A. Teraz, musicie spojrzeć przez dziurę aby zobaczyć szyfr, który musicie ułożyć na kamiennym kręgu w innej lokacji. Więc idziecie, odpalacie kolejną zagadkę w miejscu B, układacie wzór, który daje Wam kolejne symbole, do ułożenia w miejscu A. Teraz, biorąc pod uwagę programistyczne „okoliczności przyrody”, powtórzcie całość trzy razy. Żeby było jeszcze zabawniej, po wejściu do środka, i tak musicie się potem cofnąć kolejne trzy razy do punktu B, aby zabrać ze sobą odpowiednich ludzi. Przyznam się bez bicia – ja wtedy odpadłem, krew we mnie zawrzała, irytacja osiągnęła stan krytyczny i musiałem zrobić dłuższą przerwę, bo mi już mózg krwawił. Nie mam pojęcia jakim cudem można było tak schrzanić optymalizację w grze point & click, gdzie loadingów nie powinno w ogóle być, ale twórcom ta sztuka się udała. Brawo, Order z Ziemniaka za kijowe programowanie.

Kolejną, i chyba ostatnią rzeczą, do której mogę się przyczepić to cut scenki, których w zasadzie nie ma. Tzn. są, ale podane jako pokaz slajdów, czy bardziej post na growym odpowiedniku Instagrama. To jeszcze jednak pół biedy. Bywają momenty, gdzie człowiek myśli sobie, że zobaczy coś ciekawego lub zabawnego a tu nic, czarna plansza i napisy. No ale znów, wychodzi na wierzch tylko i wyłącznie brak budżetu.

Screen z gry Leisure Suit Larry: Wet Dreams Dry Twice

Ciociu! Wujek Andrzej znowu się nawalił i opowiada sprośne żarty!

No dobra, ale to też nie jest tak, że chciałem sobie tylko pomarudzić. To co wyszło, to na pewno zagadki. Tych jest całe multum, niektóre mniej, niektóre bardziej skomplikowane, często wymagające od nas dość abstrakcyjnego myślenia czy rozwiązań. Sprawiają jednak one frajdę oraz dają satysfakcję z ich rozwiązania. Ciekawą mechaniką jest również tworzenie przedmiotów przy pomocy planów, szkoda jedynie, że jest ich tak mało. Dobra, bo ja tu się trochę rozgadałem o technikaliach i rozgrywce, a zapewne części z Was po głowie krąży pytanie „dobra panie Hopek, a cycki są?”. Nie, nie ma – można się rozejść.

Za to wszędzie gdzie się dało autorzy poumieszczali kształty męskich oraz żeńskich narządów rozrodczych. Tak moi mili, siusiorów jest pełno, nawiązań do, hehe, seksiku jeszcze więcej, dialogi ociekają wręcz tandetnym, przejaskrawionym erotyzmem oraz sucharnym, czasem też kloacznym humorem. No ale to w końcu Larry, niczego innego nie można było się spodziewać. Wszystko na szczęście jest bardzo zręcznie wyważone, więc spokojnie, sytuacji jak z memów, typu „haha, BENIZ” nie ma. Pokuszono się również o małe nawiązania do innych produkcji, zarówno gier jak i filmów. Mnie osobiście najbardziej rozbroiła parafraza słów z Blade Runnera – to było tak durne, że aż piękne.

Skoro o dialogach mowa, pod tym względem zdecydowanie bryluje duet Larry i Pi – jego wirtualna asystentka. Ich rozmowy potrafią niejednokrotnie wywołać uśmiech na twarzy, szczególnie gdy Pi zaczyna być zgryźliwa i uszczypliwa. Co jak co, ale pod względem humoru, starzy fani poczują się jak w domu (chociaż, jak tak teraz myślę, to nieco niefortunne porównanie). Zaś obrońcy moralności wszelakiej nie mają tutaj czego szukać, bo wulgarnego humoru jest tutaj co niemiara, a przy okazji obrywa się tutaj wszystkim za wszystko, ale co ważne, sprawiedliwie – czyli po równo.

Screen z gry Leisure Suit Larry: Wet Dreams Dry Twice

„So come on then! Take my libido!”

Reasumując, najnowsza odsłona przygód niesfornego seksoholika, to bardzo udana produkcja z nieco już zapomnianego gatunku point  & click. Pewnie, czuć tutaj niewielki budżet, kwestie techniczne potrafią doprowadzić momentami do szewskiej pasji, ale gdy przymkniemy na to oko, to okazuje się, że nie jest tak źle, jakby mogło początkowo się wydawać. Otrzymujemy bowiem grę wypchaną po brzegi specyficznym humorem, dobrze napisanymi i zagranymi postaciami, ciekawymi zagadkami i bohaterem, którego nie sposób nie lubić. Ja, mimo mojego początkowego narzekania, bawiłem się przednio, i nawet nieco żałuję, że nie ograłem poprzedniej części. Ujmę to tak: fani Larrego – będziecie zadowoleni. Amatorzy gatunku – również. A jeśli uważacie się za jednych i drugich to zastanawiam się nad jednym – dlaczego jeszcze nie macie swojego egzemplarza?

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ