MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Previous slide
Next slide

Jak zostałam kurierem w postapokaliptycznym świecie. „Death Stranding: Director's Cut” – recenzja gry

Hideo Kojima dał mi pracę. Tak, dobrze czytacie. Dzięki niemu zostałam kurierem dostarczającym paczki nawet w weekendy. Wszystko po to, aby innym żyło się lepiej. A przynajmniej w wirtualnym świecie. Nie ukrywam, że od dnia zapowiedzi z uwagą śledziłam wszelkie nowinki związane z „tajemniczym projektem Kojimy”, ale gdy już pokazano jego pierwszy gameplay, jakoś nie byłam przekonana do złożenia preorderu. Musiał minąć rok od premiery i pojawić się wersja Director’s Cut, abym w końcu to zrobiła. O Death Stranding wielu z Was zapewne wie tyle, że to „ta dziwna gra z PS4”, nazywana także pogardliwie „symulatorem kuriera” czy „symulatorem noszenia bagażu”. Możecie uwierzyć mi na słowo – to coś znacznie więcej!

Screen z gry Death Stranding: Director's Cut

Ambitny projekt

O fabule Death Stranding mogłabym się rozpisać, ale nie ma to najmniejszego sensu. Jak wspomniałam wyżej, od premiery tej produkcji minął już ponad rok (po raz pierwszy zadebiutowała ona 8 listopada 2019 roku), więc zapewne wiele osób orientuje się, o co w niej chodzi. Głównym projektantem i scenarzystą jest Hideo Kojima (notabene ojciec cyklu Metal Gear), a sam projekt wyszedł spod rąk pracowników studia Kojima Productions i został wydany przez Sony Interactive Entertainment. To doprawdy zadziwiający tytuł. Co prawda z początku faktycznie wydawać się może „symulatorem kuriera” przez to, że trzeba zanosić paczki (a czasami gorącą pizzę) z punktu A do punktu B. Ale im bardziej poznaje się tę grę, tym odkrywa ona przed nami złożony świat i tragizm postaci żyjącym w tej groteskowej wizji przyszłości. Oczywiście wszystko odpowiednio doprawione zawiłą wyobraźnią Hideo Kojimy.

Screen z gry Death Stranding: Director's Cut

Ach, Darylu… Znaczy Samie!

Zanim jednak zagłębimy się w dziwny świat wykreowany przez wspomnianego twórcę, należy najpierw przedstawić protagonistę. Jest nim Daryl Dixon… Znaczy się Sam Porter Bridges, w którego wciela się Nolan Reedus odtwórca wspomnianego bohatera z The Walking Dead. Dobrze, przyznaję – to między innymi dla niego chciałam zagrać w tę grę. Możliwość sterowania ulubioną postacią z serialu to okazja, obok której nie mogłam przejść obojętnie! Ale dosyć o tym, skupmy się na Samie. Jako kurier zajmuje się (oczywiście!) przenoszeniem paczek i dostawą potrzebnych surowców. To cichy, wycofany facet, który stroni od ludzi, a dodatkowo cierpi na hafefobię – lęk przed dotykiem. Jego zadaniem jest umożliwić odbudowę Ameryki. Dlatego też musimy przejść ze wschodniego wybrzeża na zachodnie, po drodze przyłączając kolejne miasta do sieci, która pozwoli raz jeszcze zespolić rozbite społeczeństwo. Jednakże brak dróg czy autostrad sprawia, że podróż zamienia się w prawdziwy koszmar, gdzie nawet zwykły deszcz jest naszym śmiertelnym wrogiem (opad temporalny niszczy przedmioty, a także postarza wszystko, z czym wejdzie w kontakt). Oprócz Nolana, w grze spotykamy m.in. Madsa Mikkelsena, aktora znanego z takich produkcji jak Hannibal, Na rauszu, a także nowego Gellerta Grindelwalda z Fantastycznych zwierząt. Ale o jego złożonej postaci najlepiej dowiedzieć się już z samej rozgrywki.

Screen z gry Death Stranding: Director's Cut

Dziwne kreatury i… dziecko

Zapytacie najpewniej: ale o co chodzi z niemowlakiem? Jest to ciekawy, a zarazem kontrowersyjny element całej gry. Sławetne dziecko w słoiku to Bridge Baby, co w polskiej wersji językowej zostało przetłumaczone jako ŁD – Łącznik Dziecko, które ludzkość wykorzystuje jako swoiste detektory śmierci ostrzegające przed zbliżającym się niewidzialnym wrogiem. Dodatkowo Sam jest repatriantem, czyli człowiekiem potrafiącym zmartwychwstać (tak, Hideo Kojima w formie). Dzięki tym dwóm aspektom jako nieliczni mamy szansę przebyć Amerykę wzdłuż i wszerz, po drodze stawiając czoła wynurzonym i bandytom. Przejście przez teren, gdzie wylęgły się potwory, staje się dużo prostsze dopiero wtedy, gdy odblokowują się nam różnego rodzaju granaty. Natomiast tych drugich możemy eliminować otwarcie lub po cichu (gdy już dostaniemy broń, stajemy się praktycznie nieśmiertelni). Ciężko się jednak skradać, gdy jesteśmy obładowani towarem, ale… Jak tutaj nie zabrać kolejnej paczki, gdy mamy jeszcze sporo miejsca? To był z początku mój najczęstszy błąd (ociężały Sam potrafił potknąć się o najmniejszy kamyk, przez co niekiedy uszkadzał się ładunek, a ocena leciała w dół), ale później na pomoc przyszły pojazdy i aerobagażniki, dzięki którym gra stała się dużo prostsza. A drabina? Na co mi ona? Okazuje się, że nie tylko ułatwia ona przechodzenie przez koryta rzeki, czy wspięcie się na wzgórze, ale także można na niej wybić przeciwników co do nogi! Polecam!

Screen z gry Death Stranding: Director's Cut

Cały świat w moich rękach

Wersję Director’s Cut ogrywałam na PlayStation 5, dzięki czemu mogłam niemal „poczuć” cały ten świat pod palcami. Sam potrafi unieść naprawdę wiele, ale momentami ciężar dostawy może go przeważyć w lewo lub w prawo. Za pomocą triggerów możemy pomóc naszemu bohaterowi się wyprostować, aby nie wylądował on na ziemi. Czujemy wówczas przyjemny opór klawiszy. Możliwości pada przydają się również przy uspokajaniu ełdeka, gdy ten zaczyna płakać. Zamiast wciskać poszczególne klawisze po prostu kołysamy komorę malucha całym kontrolerem. Zmyślnie także wykorzystano tutaj głośniczek zamontowany w padzie. Wydobywają się z niego odgłosy otaczającego nas świata, a także podłoża – m.in. podróżując przez kamieniste podłoże, słyszymy chrzęszczenia wydobywające się spod butów protagonisty.

Screen z gry Death Stranding: Director's Cut

Przyszłość, w której nie chciałabym żyć

O Death Stranding mogłabym się jeszcze dużo rozpisać. Dzieło Hideo Kojimy jest dziwne, a zarazem wzruszające i piękne. Nie tylko dzięki skomplikowanej fabule, która potrafi nieraz zaskoczyć, ale także dzięki kreacji świata – chociaż to postapokaliptyczna wizja, to jednak niektóre tereny potrafią zapierać dech w piersiach, jak np. krajobraz zimowy, gdzie mogłabym spędzić godziny w trybie fotograficznym. Bez wątpienia nie jest to produkcja dla każdego – powtarzalne czynności, elementy skradanki, czy niemiłosiernie długie przerywniki filmowe, przy których nawet ja traciłam cierpliwość. Jednakże ten przepastny i smutny świat Death Stranding ma w sobie niewątpliwie coś, co przyciąga przed ekran i nie daje o sobie zapomnieć. Szczególnie gdy siedzi się w pracy i myśli tylko o tym, jak dostarczyć bezpiecznie kolejną paczkę. A podczas podróży towarzyszy nam cudowna ścieżka dźwiękowa, przy której można się zatracić. Sami musicie zdecydować, czy to jest gra właśnie dla was.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

NAJNOWSZE WPISY

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ