MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Precyzja strzału. „Wirtuoz. Pojedynek Zabójców” – recenzja filmu

Filmy gatunkowe mają to do siebie, że decydując się na przynależność do konkretnej konwencji, muszą siłować się z jej ograniczeniami. Można wkoło cytować nieodżałowany Rejs i „lubienie tylko piosenek, które już się słyszało”, ale prawdę mówiąc, rozpoznanie przez widza oklepanego schematu to od razu punkt minusowy. Jako twórca można być ironistą i ośmieszaniem przywar przekłuwać ich nadęcie razem z ucieszoną widownią, choć takie postmodernistyczne uniki stają się pomału schematem samym w sobie.

W Wirtuozie nikt nie ucieka od asasyńskiej konwencji. Ba, historia odbywa się w mikrokosmosie zasiedlonym niemal wyłącznie przez polujących i przez tych, na których się poluje. Ogniskowanie fabuły spoczywa na barkach wyrafinowanego specjalisty w swoim fachu, który między zleceniami od swojego szefa (w tej roli sam Anthony Hopkins) zaczyna powątpiewać w sens swojej pracy. Kolejne zadanie, którym trzeba zająć się bez przygotowania, narusza sakralny charakter wykonywania zleceń, stawiając Bohatera w jeszcze trudniejszej sytuacji. Wyjazd do małego miasteczka powoli okazuje się czymś więcej niż tylko celem.

Narracja poprowadzona jest za pomocą boskiego głosu głównej postaci wypowiadającej się w drugiej osobie liczby pojedynczej. Stanowi to dość zaskakującą odmianę od narracji klasycznej, wykorzystującej  voice-over raczej rzadko i pierwszoosobowo. W Wirtuozie jest to wręcz nagminne, z rzadka pojawiają się momenty, w których samotny bohater nie zwraca się do widza za pomocą takiej sztuczki. W obiegowej opinii prowadzenie fabuły w taki sposób to raczej ryzyko opłacające się wyłącznie w nielicznych przypadkach (na przykład filmy Martina Scorsese). Tu niestety reguła się potwierdza – voice-over brzmi raczej nachalnie i wybija z rytmu opowieści.

Fotos z filmu Wirtuoz. Pojedynek Zabójców

Współczesne noir

W zamierzaniu miał być to kolejny dodatek to wachlarza inspiracji kinem noir i powieściami hard-boiled, które stanowiły o sukcesie produkcji z ducha i ciała bogartowskich. Od światła przebijającego się przez żaluzje, gustowne rewolwery, taki, a nie inny typ narracji, a po kodeks moralny w czasie pracy – tych znaków ikonicznych nie da się pomylić. Bohater skupiony wyłącznie na zadaniu nie rozprasza się przypadkowo spotkanymi ludźmi, nie nalega, żeby im pomagać niczym Marlowe czy Sam Spade. W wyraźnym uwspółcześnieniu historii rodem z początku zeszłego wieku nie pogubiono się jednak stylizacja nie przejmuje kontroli nad intrygą. Tu też pozostaje niewiele z zaskoczenia. Wirtuozowi daleko do rasowego kina akcji, a bliżej do powolnego thrillera. Napięcie jest odczuwalne, punkty kulminacyjne umiejętnie wykorzystywane są jako okazja do wprowadzenia odrobiny suspensu. Ciasna natura pomieszczeń, w których rozgrywają się wydarzenia, wzmaga tylko poczucie napięcia sytuacji.

Fotos z filmu Wirtuoz. Pojedynek Zabójców

Pokerowa twarz mordercy

Niedoprecyzowany cel zabójstwa wzmaga w Bohaterze dodatkowe środki ostrożności. Małe miasteczko z wyłącznie jednym hotelem i jadalnią to wymarzona arena do wykonania zabójstwa. Spokojne tempo odkrywania tożsamości każdego z napotkanych bohaterów przypomina film o dziennikarzach śledczych, tropiących elementy swojej układanki. Zastanowiłbym się, czy rozwój akcji nie jest aż nadto powolny, momentami wręcz nużący. Stoicka mina Ansona Mounta, grającego głównego bohatera, staje się wobec tego apatyczna, bo raczej dopasowuje się do tła, niż się z niego wybijać. Mimo że obsada składa się z twarzy raczej rozpoznawalnych, z ich charakterystyki nie skorzystano. Epizodyczność ról Eddiego Marsana, Davida Morse’a czy Richarda Brake’a najzwyczajniej smuci, zwłaszcza w kontekście takiej, a nie innej formuły filmu.

Fotos z filmu Wirtuoz. Pojedynek Zabójców

Gatunkowość Wirtuoza wcale nie musi świadczyć o jego słabości. Wbrew wcześniejszym zarzutom, wywodzącym się raczej ze wspomnianej wcześniej słabości schematu, film plasuje się w przyzwoitej średniej. Spełniona jest potrzeba zaskoczenia, akcji i suspensu w lekko odrealnionej scenerii. Nie zmienia też ambiwalentnych uczuć sprzed oglądania, być może z powodu jedynie niewielkiej roli Hopkinsa. Trudno wyobrazić sobie, że to film wyczekiwany przez widzów z wypiekami na twarzy, co wcale nie oznacza bezemocjonalnego seansu.  Rejsowi można tu poskąpić, bo konwencjonalizm to nie droga do mistrzostwa w fachu. Mimo usilnych przekonań Wirtuozowi do perfekcji także brakuje niemało.

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ