MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Previous slide
Next slide

Nowy wymiar sieczki. „Doom VFR” - recenzja gry

Nowa generacja konsol powoli zadomawia się u nowych użytkowników. Ja zaś od niedawna nadrabiam zaległości na PlayStation VR. Na pierwszy ogień postanowiłem wybrać coś dynamicznego, aby sprawdzić czy moje kichy w ogóle przetrwają zderzenie z wirtualną rzeczywistością. Wybór był prosty – Doom.

Screen z gry Doom VFR

Mickiewicz to to nie jest

Pierwsze co mnie zaskoczyło, to fakt, że nie wcielamy się w skórę Doom Guy’a, a w naukowca placówki UAC. Ten ginie w ekspresowym tempie po bliskim spotkaniu z demonem. OCZYWIŚCIE, dzieją się cuda na kiju i umysł mózgowca ląduje w robotycznym ciele, stając się przy tym istną machiną wojenną. Naszym zadaniem jest uratować Hugolinę i dzieci… A, nie, sorry. Musimy wyrżnąć całe to piekielne plugastwo w pień i przywrócić w placówkę na Marsie do funkcjonalności. Proste? Wiadomo, aczkolwiek totalnie zbyteczne. Fabuła w Doomie jest jak fabuła w filmie porno – to tylko pretekst do nadciągającej dobrej zabawy.

Screen z gry Doom VFR

„Idzie wojna, idzie krwawa rzeź”

Sama rozgrywka nie uległa większym zmianom. Jest szybko, dynamicznie i krwawo, podobnie jak to miało miejsce w reboocie z 2016 roku. Sposoby eksterminacji się nie zmieniły – startujemy z pistoletem, jednak bardzo szybko dostajemy dostęp do strzelby, kultowej dwururki, karabinu plazmowego, czy innych narzędzi masowej eksterminacji. Jedyne czego zabrakło to zabójstw chwały. Zamiast tego, mamy możliwość teleportowania się w miejsce w którym stoi oszołomiony przeciwnik – wtedy rozbryzguje się w malowniczej fontannie krwi. W ogóle z tą teleportacją to ciekawa sprawa. Możemy dzięki niej poruszać się szybciej lub, jeśli ktoś woli, tylko przy jej pomocy. Dzięki niej również dostaniemy się w ciężko dostępne miejsca i odkryjemy porozsiewane po mapie sekrety. Ciekawie też rozwiązano kwestię granatów – te początkowo bohater rzuca „manualnie”, później zyskuje granatnik, aby na końcu ciskać dzięki niemu małymi pociskami BFG, siejąc przy tym śmierć i pożogę.

Screen z gry Doom VFR

Synek, będę zigoł!

Sterowanie przygotowano całkiem przyjemnie. Możemy bowiem grać przy pomocy pada – wtedy poruszamy się przy pomocy lewego analoga, prawym ruszamy kamerą, zaś celowanie odbywa się przy pomocy ruchów głowy. Nie powiem, początkowo przyprawiało mnie to o niemałe zawroty głowy, jednak dość szybko się przyzwyczaiłem i śmigałem później jak oszalały, kosząc przy tym kolejne hordy niemilców. Istnieje również możliwość ruchu przy pomocy „różdżek”, jak i kontrolera Aim. Tego ostatniego jestem wyjątkowo ciekaw, ale niestety, #bieda, więc nieprędko przyjdzie mi sprawdzić ten cud techniki nowoczesnej. Istnieją również udogodnienia dla bardziej wrażliwych brzuszków, więc spokojnie, prawdopodobnie nie zwrócicie obiadu. W każdym razie nie od razu. Chyba.

Screen z gry Doom VFR

Ale, że co, to już koniec?

Doom VFR nie należy do najdłuższych produkcji. 8 map kampanii obskoczymy w jakieś 2-3 godziny, wykonując przy tym opcjonalne wyzwania oraz znajdując sekrety. Jasne, możemy przejść grę jeszcze raz czy dwa, zwiększając sobie poziom trudności, lecz nie uświadczymy przy tym żadnych nowości. Same lokacje też do największych nie należą – są krótkie, liniowe, niezbyt skomplikowane – i to do tego stopnia, że kolejne podejścia zaliczymy w kilka minut. Jest jednak pewien świetny bonus, a mianowicie bonusowe plansze znane z dwóch pierwszych, kultowych już części. Nie są to co prawda całe kampanie przeniesione w VR, aczkolwiek miło było się cofnąć do startowej lokacji E1M1 z jedynki i spojrzeć na nią z nieco innej perspektywy.

Screen z gry Doom VFR

Rip and Tear

Muszę przyznać, że nie zawiodłem się na tej produkcji. Pewnie, mogłaby być dłuższa, bardziej rozbudowana, jednak koniec końców otrzymałem to czego oczekiwałem – satysfakcjonującą rozwałkę, krwawą łaźnię, a nawet i sentymentalną podróż do szczenięcych czasów w nieco innym wydaniu. A skoro już o dzieciństwie mowa – jako podsumowanie pozwolę sobie sparafrazować słowa, które napisałem w pamiętniku będąc w drugiej klasie, a tyczyły się wizyty w kinie na filmie Babe – świnka w mieście. „Polecam tą grę bo jest fajna”.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ