Wydane w 2017 NieR: Automata okazało się wielkim sukcesem, przysparzając rozgłosu tejże dotychczas niszowej marce. Nic dziwnego, że gracze zachwyceni dziełem PlatinumGames i pokręconym światem wykreowanym przez Yoko Taro nabrali ochotę na więcej. Prośby internautów zostały wysłuchane, gdyż właśnie otrzymaliśmy odświeżoną pierwszą część cyklu, ale w nieco odmiennej wersji. Oto recenzja „NieR Replicant ver.1.22474487139”.
Odmiennej, bo oryginał został wydany tylko w Japonii, a pozostała część świata otrzymała Nier:Gestalt, które zresztą nie przyjęło się zbyt ciepło, co można zauważyć, odkopując stare recenzje w sieci.
Różnice pomiędzy tymi wersjami tkwiły głównie w postaci protagonisty. W „Gestalt” kierowaliśmy poczynaniami dorosłego Niera, który z całych sił próbuje znaleźć sposób na wyleczenie swojej córki – Yonah. W Replicant jest to chłopiec o tym samym imieniu, ale jest on dla wcześniej wspomnianej dziewczyny bratem.
Czymże w ogóle jest NieR? To spin-off dla wydanego w 2003 roku na PS2 Drakengard, którego piąte zakończenie w pierwszej części okazuje się tym kanonicznym, gdyż obserwujemy tam upadek ludzkości, a akcja recenzowanej gry rozgrywa się właśnie nieco ponad 1000 lat od tego wydarzenia.
Skoro pierwotne wydanie nie cieszyło się zbyt wielką popularnością, to czy remaster w ogóle ma jakiś sens? W tym przypadku jak najbardziej, gdyż nie mamy do czynienia ze zwykłym podbiciem rozdziałki, choć też nie można mówić o pełnoprawnym remake’u. Zmian względem fabuły i ogólnie mechaniki jest niewiele, także nie ma mowy o „drugim” Final Fantasy VII.
Sam twórca stwierdził, że NieR Replicant ver.1.22474487139… nie jest ani jednym, ani drugim, a żebyśmy traktowali to bardziej, jako „aktualizację” i właśnie to słowo będzie najlepszym określeniem.
Pod względem fabularnym nie zostało zmienione nic, a wręcz nieco dodano, co ułatwia odbiór historii, która jest naprawdę mocno pokręcona, choć przez dłuższy czas pan Taro stara nam się wmówić, że jest inaczej, bo poza dziwacznym skokiem w czasie po prologu, to mniej więcej do połowy gry wszystko wydaje się w miarę „normalne”.
Jak już zostało wspomniane wcześniej – Mamy rok 3465, wcielamy się w rolę Niera, który stara się odnaleźć lekarstwo dla swojej ciężko chorej siostry – Yonah. Poza tym wspomaga on tamtejszą ludność, chociażby broniąc ich przed tajemniczymi stworzeniami zwanymi „shades”, które można przyrównać do heartless z Kingdom Hearts. Po drodze w naszej misji wspomogą nas dość barwne osobowości – magiczna i gadająca księga Grimoire Weiss, skąpo ubrana, ale iście mordercza Kaine, a także mocno nieśmiały młody Emil, któremu lepiej w oczy nie patrzeć!
Oczywiście nie brakuje też innych postaci, które napotkamy w trakcie podróży – czeka nas sporo dialogów z uroczą Popolą, uratujemy tyłek młodego księcia piaskowego królestwa, a także wspomożemy pewnych braci, którzy pasjonują się ulepszaniem broni.
Nie wydaje się zbyt skomplikowane, prawda? To właśnie w tej pozornie prostszej części rozgrywki mamy szansę, aby na spokojnie poznać bohaterów i nawiązać z nimi więź. Razem z nimi odkrywamy powoli wszystkie karty, jednocześnie zbliżając się do siebie, aby w jednej chwili być bombardowanym różnymi zwrotami akcji.
W pierwszej chwili może nam się wydawać, że otrzymaliśmy kolejny, generyczny jRPG, bo początkowo wszystko idzie po naszej myśli. Wszystkie znaki na niebie mówią wskazują, że jesteśmy na dobrej drodze, gdy nagle krok po kroku jesteśmy obdzierani z naszej nadziei.
To kawał pięknej i chwytającej za serce historii, ale także iście tragicznej, smutnej i melancholijnej. To nie jest typowa opowieść, w której wszystko kończy się happy endem. Śmierć i zniszczenie jest tu obecne na każdym kroku, a „prawda” okazuje się mocno depresyjna.
W odświeżonej wersji otrzymujemy nie tylko dodatkowe zakończenie, którego przez naglący czas nie udało się zaimplementować w oryginalnym wydaniu, ale gdy zdecydujemy się na kolejne kilka przejść gry, to dzięki nowym przerywnikom i kwestiom możemy sporo się dowiedzieć nie tylko o bohaterach, ale i o otaczającym nas świecie.
Niestety bez sięgnięcia po zewnętrzne źródła (głównie książka „Grimoire Noir”, przełożona przez fanów na angielski) nigdy nie poznamy całej historii, która została tu opowiedziana. Osobiście po skończeniu rozgrywki z wielką pasją zabrałem się za czytanie, więc takie „przedłużenie” zabawy jest dla mnie sporym plusem, tak niekoniecznie każdy może odebrać to w ten sposób, a nie ma co ukrywać – sporo wartościowych informacji zawartych jest właśnie w wyżej wymienionym dziele.
Jak się ta „aktualizacja” ma od strony technicznej? Graficznie na pewno nie jest to np. drugie „Ghost of Tsushima”, czy właśnie wyżej wspomniane FF7, ale oprawa została odpowiednio podbita, aby być przyjemną dla oka i momentami mieć na czym zawiesić oko. Całość jest dużo bardziej szczegółowa i wyrazista, a także gra świateł i cieni jest na zupełnie innym poziomie.
Lokacje i obiekty natomiast nie wypadają zbyt szczegółowo, ale ten minimalizm dodaje klimatu, który zresztą jest najmocniejszą cechą tej gry. Już sama baśniowa oprawa potrafi oczarować, a gdy do tego dołożymy iście intrygującą fabułę, a także przepiękne chórki w tle, to otrzymujemy naprawdę magiczny tytuł, od którego bardzo ciężko się oderwać.
Spory lifting zaliczył system walki, zbliżony bardziej do tego, który obecny był w NieR: Automata, a to spory plus, gdyż oryginał był dość toporny i na pewno odrzucił niejednego gracza. Całość opiera się głównie na lekkim i mocnym uderzeniu, magicznym atakom, bloku i uniku – nic skomplikowanego, same starcia też nie powinny stanowić większego wyzwania, ale wszystko wypada na tyle przyjemnie, że do samego końca ciężko się tym znużyć.
Spora w tym zasługa animacji i płynności rozgrywki. Już na bazowym PS4 gra chodzi bez żadnych spadków klatek, bohater porusza się zwinnie, a sterowanie nim jest lekkie i naturalne. Wielkim plusem jest również to, że na zmianę ekwipunku lub czarów nie musimy czekać, aż wybijemy wszystkie shades, tylko możemy zrobić to w trakcie bitew. Dodaje to sporo dynamizmu.
Jak już o samych potyczkach mowa, to na spore wyróżnienie zasługują bossowie. Z racji, że jest to japońska produkcja, to oczywiście należy się spodziewać monstrualnych kreatur, z którymi musimy sobie jakość poradzić. Niektóre z nich po prostu musimy zasiekać na śmierć, przy innych musimy nieco wytężyć mózgownicę. Walki są bardzo widowiskowe, a ataki wykańczające, które są niczym fatality, stanowią ich wisienkę na torcie!
Niestety nie wszystko jest takie kolorowe. Gra ma trzy większe wady, dwie bardziej istotne, jedną już mniej. Pierwszą z nich jest konieczność backtrackingu, czyli ciągłego powracania do odwiedzonych wcześniej lokacji. Wprawdzie później będzie możliwość szybkiej podróży, ale w żaden sposób nie jest ona pomocna, bo ostatecznie dalej będziemy musieli się sporo nabiegać. Jest to najżmudniejsza część rozgrywki, która faktycznie może nieco odepchnąć.
Kiepsko wypadają też zadania poboczne, czyli klasyczne „przyjdź, przynieś, pozamiataj”. Nie dość, iż nie są one zbyt interesujące, to też przy ich przyjmowaniu trzeba nieco się skupić, gdyż potem możemy mieć problem z odnalezieniem konkretnych składników.
Trzecią rzeczą, która kuje w oczy jest…interfejs! Wypada on bardzo archaicznie, zmian w stosunku do oryginału jest niewiele. Menu jest dość nieczytelne i niewygodne w użytkowaniu, choć z czasem zapewne i tak korzysta się głównie z mapy oraz „edytora słów”.
Jeżeli dotarliście do tego etapu recenzji, to raczej już wiecie, jaki będzie werdykt. NieR Replicant ver.1.22474487139 to kawal przepięknej gry, której historia jest iście intrygująca, a eksterminacja kolejnych shades sprawia wielką frajdę. Całość może wydawać się nieco przytłaczająca dla „szarego” gracza, jednakże jeżeli macie ochotę na nieco „growej sztuki”, to dzieło Yoko Taro jest dla Was pozycją obowiązkową.
Fani „Automaty” zapewne nie będą nawet się zastanawiali przy zakupie, pozostałym radzę zerknąć na screeny/gameplaye i samemu osądzić, czy chcecie zaryzykować. Osobiście bardzo się cieszę, że „nasza” część świata mocno otworzyła się na produkcje wychodzące z kraju kwitnącej wiśni, bo często są to przepiękne i bardzo wciągające gry, zupełnie jak w tym przypadku.
Za kod recenzencki dziękujemy oficjalnemu dystrybutorowi gry w Polsce, czyli CENEGA.
GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.
Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl
Cookie | Duration | Description |
---|---|---|
cookielawinfo-checkbox-analytics | 11 months | This cookie is set by GDPR Cookie Consent plugin. The cookie is used to store the user consent for the cookies in the category "Analytics". |
cookielawinfo-checkbox-functional | 11 months | The cookie is set by GDPR cookie consent to record the user consent for the cookies in the category "Functional". |
cookielawinfo-checkbox-necessary | 11 months | This cookie is set by GDPR Cookie Consent plugin. The cookies is used to store the user consent for the cookies in the category "Necessary". |
cookielawinfo-checkbox-others | 11 months | This cookie is set by GDPR Cookie Consent plugin. The cookie is used to store the user consent for the cookies in the category "Other. |
cookielawinfo-checkbox-performance | 11 months | This cookie is set by GDPR Cookie Consent plugin. The cookie is used to store the user consent for the cookies in the category "Performance". |
viewed_cookie_policy | 11 months | The cookie is set by the GDPR Cookie Consent plugin and is used to store whether or not user has consented to the use of cookies. It does not store any personal data. |