GRAPODPADA

MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Klacz w żałobie. "Cormoran Strike – Zabójcza biel" – recenzja 4 sezonu serialu

Obudziło go pukanie do drzwi. Mocne, nieustępliwe. Ktoś był bardzo zdeterminowany, by dostać się do środka, a to nigdy nie wróżyło niczego dobrego. Spojrzał na zegarek – była 14:26. Seria nieprzespanych nocy dała o sobie znać i zegar biologiczny nie był w stanie dogonić trybu życia, jaki prowadził jego posiadacz. Pukanie przybrało na sile i przeszło w groźne łomotanie. Chciał krzyknąć, nawet przeklnąć, że przecież już idzie, że się nie pali, ale zaschło mu w gardle i usta opuścił tylko marny i niewyraźny charkot. Mocno już podirytowany doczłapał do drzwi, po czym zabrał się do odbezpieczania wszystkich zasuw, łańcuchów i zamków, które chroniły  lokum przed nieproszonymi gośćmi. A ktokolwiek obecnie dobijał się do drzwi, jak najbardziej kwalifikował się do tej kategorii ludzi. Gdy po kilku dłuższych chwilach udało mu się wydostać na obskórną klatkę schodową, nie spotkał tam nikogo. Nikt nie odważył się przyjąć na siebie skutków frustracji, która narastała w nim odkąd otworzył oczy po przymusowej pobudce. Zmełł w ustach przekleństwo i już miał wracać do siebie, gdy stopą zaczepił o coś na wycieraczce. Paczka. Dawno już żadnej nie dostał. A ta była nietypowa – nieoklejona, zawinięta w szary papier, obwiązana najzwyklejszym sznurkiem. Bez nadawcy, bez adresata. Ktoś wysoko postawiony był na tyle zdesperowany, by odnaleźć jego adres. A to oznaczało tylko jedno – kolejne zlecenie. A biorąc pod uwagę, że stać ich na usługi gościa, którego w branży zwą Weryfikatorem, oznacza, że sprawa jest poważna. I sporo warta. A takie lubił najbardziej.

Kadr z serialu ormoran Strike – Zabójcza biel

Podłogę zasypały wszystkie przedmioty, które szybkim ruchem zrzucił ze stołu, robiąc miejsce na zawartość przesyłki. Sznurek potraktował zębami, papier rozdarł i oto jego oczom ukazało się kartonowe pudełko, na którego pokrywie ktoś pospiesznie czarnym markerem nabazgrał „Zabójcza biel”. W sumie nic mu ten zwrot nie mówił, ale w pewnych kręgach na pewno zyskiwał na znaczeniu. Obrócił pudełko do góry dnem i na blat wypadło kilka teczek z dokumentami i jedna płyta. Rzut oka na stos papierów wystarczył, by dojrzeć wśród nich kolejne nic nie mówiące mu zwroty: „Wołanie kukułki”, „Jedwabnik”, „Żniwa zła”… gdy spojrzenie zatrzymało się na dwóch słowach, które kojarzył już z pokrywy pudełka, uznał, że musi chodzić o kryptonimy misji, których analiza została mu zlecona. Przekartkował więc „Zabójczą biel” i od razu natrafił na to, czego szukał. Imię i nazwisko celu. Cormoran Strike. Nie miał czasu na wertowanie kilku tysięcy stron. Jego zleceniodawcy najwidoczniej zależało na czasie. Musiał znaleźć jakąś drogę na skróty. Coś, co da mu szczątkowy obraz sytuacji, ale przy odrobinie szczęścia wystarczy, by wydać werdykt. Sięgnął po płytę, włożył do napędu nadającego się już na żyletki starego laptopa i czekał, aż ten przetrawi zawartość. Ekran pociemniał, by po chwili wyświetlić twarze dwóch postaci, a obok nich napis „Cormoran Strike – Zabójcza biel”. A więc jednak miał nosa! Zamiast dziesiątek godzin lektury, czeka go seans materiałów dowodowych. Po cichu liczył, że kontekst poprzednich śledztw Cormorana nie będzie niezbędny do zrozumienia całości zjawiska, które przyszło mu zbadać. W końcu musi być jakiś powód dla którego zleceniodawca dostaczył tylko jeden nośnik, mimo, że wszystko wskazywało, że jest to już czwarta sprawa tego Strike’a. Przynajmniej tak wynikało z pobieżnej analizy dostępnych maszynopisów. Zbieżność tytułów akt i płyty wystarczył, by uśpić jego zawodowe sumienie. Zasunął zasłony w oknach, które skutecznie wyciemniły salon i zaczął oglądać. Notes i ołówek trzymał w pogotowiu, choć coś mu podpowiadało, że akurat z tej sprawy notatki nie będą potrzebne.

Kadr z serialu ormoran Strike – Zabójcza biel

Kilka godzin minęło nie wiadomo kiedy. Okazało się, że materiał był podzielony na cztery części, każda zakończona jakimś przełomem w prowadzonym przez parę detektywów śledztwie. A, właśnie. To akurat warte jest odnotowania. Strike’owi w pracy pomaga niejaka Robin Ellacott, wspólniczka, zawodowa patnerka, a może ktoś więcej? Szlag, może jednak warto było sięgnąć do wcześniejszych chronologicznie materiałów… Nie jest to jednak istotne dla prowadzonych przez tę dwójkę sprawy. A ta zaczyna się w sposób zaiste osobliwy, bo na weselu panny Ellacott, na które przybywa poobijany Strike, prosząc, by wróciła do jego detektywistycznej agencji. Coś więc było na rzeczy w przeszłości, coś poszło bardzo nie tak, skoro ich drogi musiały się rozejść. Cormoran prosi, Robin się zgadza. Będą znów ramię w ramię walczyć z londyńskimi szumowinami.

A kolejna sprawa już czai się na horyzoncie. Do ich biura przybywa bowiem Billy, nie przedstawiając się z nazwiska, ale nieukrywający swoich zamiarów, na co wskazuje nóż w zakrwawionej dłoni. Wyrył na ścianie gabinetu Strike’a symbol przedstawiający konia, który będzie jeszcze kilkakrotnie powracał w tej konkretnej sprawie. Wygląda na naćpanego, bądź mocno przepitego, ale nie można też u Billy’ego wykluczyć choroby psychicznej. Zeznaje, że był świadkiem morderstwa małej dziewczynki. Morderstwa o charakterze rytualnym, a wszystko to odbyło się nieopodal konia, którego nieudolnie naszkicował. Problem w tym, że do zbrodni doszło wiele lat temu, a Billy musiał żyć z tym ciężarem iść przez życie. Zapytany o bardziej szczegółowe dane, jak nazwisko, czy chociażby adres, ucieka z agencji, nie pozostawiając żadnych poszlak. A przynajmniej tak mu się wydawało. Cormoran Strike zna się jednak  na rzeczy i nawet strzępy informacji wystarczą mu, by podjąć trop. Swoją użyteczność w śledzwie dość szybko zaprezentowała Robin, która wobec uzbrojonego napastnika zachowała resztki zimnej krwi, które pozwoliły jej nagrać całe zdarzenie i uwiecznić je w pamięci smartfonu. Wszystko wskazuje na to, że to ona ogarnia nowe technologie, a Strike jest tu jedynie od główkowania i interpretowania zdarzeń. Idealnie się dobrali, nie ma co. Jak, nie przymierzając, Sherlock i Watson.

Kadr z serialu ormoran Strike – Zabójcza biel

On – kawał chłopa, raczej z tych przysadzistych. Wiecznie chodzi w płaszczu, pod spodem rozpięty pod szyją sweter. Raczej nie zależy mu na pierwszym wrażeniu – wiecznie nieogolony, raczej nieskłonny do żartów. Szortki, ale znający się na swojej robocie. Po pewnym czasie na jaw wychodzi, że służył w wojsku. Tam stracił nogę, co znacznie utrudnia detektywistyczną robotę, ale sprawia też, że Strike wyróżnia się na tle innych zawodników w tej branży. Jego umysł musi być wysoce efektywny, skoro udaje mu się nadrabiać niedostatki fizyczne. W końcu już kilka sukcesów zawodowych na swoim koncie posiada. To zresztą jest głównym powodem, dla którego to właśnie do niego zgłasza się brytyjski minister kultury, Jasper Chiswell. Zleca mu on zadanie wyniuchania haków na osobę, która go szantażuje. Żadnych konkretów, żadnych nazwisk. Potrzebnea są jedynie materiały, które przeważą szalę negocjacji na stronę wysoko postawionego polityka. A, że sprawa przetoczy się przez korytarze parlamentu, niezbędna jest absolutna dyskrecja. Strike przyjmuje robotę i już wie, że do prowadzenia dwóch śledztw jednocześnie przyda mu się wiecej, niż jedna para oczu.

Ona – drobna, obdarzona urokiem typowej dziewczyny z sąsiedztwa. Promienistorude włosy dodają jej charakteru, który raz po raz musi udowadniać, działając w typowo samczej branży. Nie ma lekko, bo musi tkwić w toksycznym małżeństwie, z którego nie widzi drogi ucieczki. Los tak chciał, że utknęła w życiu z przemocowcem, a wszystko wskazuje na to, że wskutek wykonywanego zawodu doznała jakiejś traumy, przez którą musi zmagać się z niekontrolowanymi atakami paniki. Z całą pewnością nie jest psychicznie gotowa do podjęcia się tego śledztwa, ale Strike na nią liczy, a ona wyraźnie coś do niego czuje. Taki mariaż życia zawodowego z uczuciowym nigdy nie wychodzi nikomu na dobre, ale dopóki romans tylko wisi w powietrzu, a nie jest sygnalizowany przez żadną ze stron, wszystko wydaje się pod kontrolą. Przynajmniej do czasu.

Kadr z serialu ormoran Strike – Zabójcza biel

Ostatnie zdanie, „Przynajmniej do czasu.” wykreślił ze swojego raportu. Nie było to do końca zgodne ze stanem faktycznym. Owszem, Strike i Ellacott mają się ku sobie, ba, może nawet byłoby coś z tego, gdyby nie fakt, że oboje trwają we własnych zwiazkach, a sprawy zawodowe stawiają ponad tymi osobistymi. Przez cztery godziny dostarczonego mu materiału między tą dwójką do niczego nie doszło, realizator zaledwie zasygnalizował wiszące w powietrzu niewypowiedziane uczucie i tyle. Przyjął to z ulgą, bo niczego bardziej nie trawił, niż przelotnych romansów zaburzających przebieg śledztwa. A od tego właśnie jest – ma prześledzić całą sprawę pod kątem zawodowych zaniedbań, działań niezgodnych z literą prawa i zweryfikować, czy prywatni śledczy aby nie pozwolili sobie na więcej, niż wynikać by to mogło z niepisanego porozumienia między władzami państwowymi, a sektorem prywatnym. Niejeden samozwańczy Holmes poszedł siedzieć właśnie przez to, że działając w sprawie teoretycznie słusznej, zbyt swobodnie interpretował kodeks karny. A takim na ręce patrzą tacy, jak on. A pseudonim został mu przyklejony nie bez powodu – takich statystyk, jak on, nie ma w półświadku nikt inny. Jeśli jakiś samozwańczy bojownik zachaczy o wysokie progi, może być pewny, że ktoś się upomni o werdykt Weryfikatora. A wtedy to już nie ma zmiłuj. Wóz, albo przewóz. Działasz, chłopie, dalej, albo dołączasz do grona tych, których jeszcze niedawno rozliczaleś ze znajomości dziesięciu przekań. Nalał sobie kolejną szklankę świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego, którego resztka nieśmiało przysłaniała dno  stojącego obok laptopa dzbanka i powrócił do spisywania raportu. W końcu za to mu płacili.

Kadr z serialu ormoran Strike – Zabójcza biel

Wątki obyczajowe stanowiły znaczną część materiału. Momentami przypominało to materiał dowodowy nie ze sprawy kryminalnej, a z pozwu o rozwód. Być może akta dotyczące śledztw rzuciłyby na te fragmenty trochę światła, ale dla wątku rodziny Chiswellów i morderstwa sprzed lat, którego świadkiem był Billy Knight, nie wnosiły niczego. A, właśnie. Rodzina Knightów okazała się być kluczowa dla całego śledztwa. Otóż, szantażystą ministra kultury jest Jimmy Knight, działacz społeczny – prywatnie brat Billy’ego, który szukał pomocy w biurze Cormorana. W ten oto sposób dwa śledztwa nierozerwalnie połączyły się w jedno, a postępy w jednym stanowiły tropy w tym drugim. Droga do rozwiązania zagadki prowadziła m.in. przez korytarze brytyjskiego parlamentu, gdzie Robin musiała udawać stażystkę w biurze pana Chiswella. Jej celem było natomiast podłożenie podsłuchu w biurach ministerialnych, którego stanowiska zostały obsadzone członkami rodziny, na znaną powszechnie nepotyczną modę.  W myśl zasady „nie ufając nikomu, podejrzewasz wszystkich”, wiele familijnych brudów musiało zostać wywleczony na wierzch, by dotrzeć do sprawcy zamieszania.

Wyniki śledztwa nie zmrożą potencjalnego obserwatora swoją brutalnością, ani nie wprowadzą w zachwyt nad przebiegłością poczynań sprawcy. Koniec końców, sprawa okazuje się być prostsza, niż sugerowały to poszlaki, a jej finał niejednego śledczego pozostawiłby z poczuciem niedosytu. Dość powiedzieć, że oprócz politycznej elity, sprawa dotyka też najniżej usytuowanych mieszkańców Londynu, a dysproporcje społeczne miały niemały wpływ na cały jej przebieg. Idealnym tego przykładem niech będzie fakt, że jednym z kluczowych dla śledztwa przedmiotów będzie tworzona na zamówienie szubienica, a drugim wart kilka milionów funtów obraz George’a Stubbsa, miłośnika koni. Zwierzęta te nierozerwalnie wiążą się z konfliktem pomiędzy rodzinami Chiswellów i Knightów, a prymitywny symbol, który Billy w przypływie szczerości wyrył na samym początku tej historii na ścianie detektywistycznego biura, nie tylko powracał kilkukrotnie w całym materiale, ale nade wszystko był kluczowy do rozwiązania całej tajemnicy.

Gdyby się nad tym dłużej zastanowić, to Strike i  Ellacott nie mieli zbyt wiele przestrzeni do popełnienia kardynalnych dla sztuki detektywistycznej błędów, bowiem tropy dość jasno wynikały z siebie, a przestępcy też nie pokusili się o wyprowadzenie ich w ślepą uliczkę. W całym zamieszaniu chodziło bardziej o nieuregulowane długi sprzed lat i chęć wzbogacenia się jednej strony kosztem drugiej, niż o realne zagrożenie natury kryminalnej. Jeśli pościgi, to tylko noszone siłą nóg. Jeśli walki, to tylko typowe bójki na poziomie krawężnika. Nie sposób znaleźć tu metodologii typowej dla amerykańskich stróżówych prawa, dla których styl, w jakim dopadają przestępców, liczy się nierzadko bardziej od skuteczności działań. W pracy duetu z Londynu próżno tego szukać – podejmują trop z rozmysłem, krocząc ku kłębkowi z rozwiązaniem zagadki, powoli zwijając ukrytą tu i ówdzie nić. O ile dla samego śledztwa takie podejście jest adekwatne, a wykorzystane metody jak najbardziej słuszne, tak analiza udostępnionych materiałów nie należy do  ekscytujących. Solidna detektywistyczna robota bez fajerwerków.

Kadr z serialu ormoran Strike – Zabójcza biel

Uzupełniając swój spisany lekką ręką raport o niezbędne dla całości fakty, musiał przyznać, że ten cały Cormoran Strike zasłużył na uwagę, którą obdarzyli go wysoko postawieni ludzie pod mocno ściśniętym krawatem. Śledztwo rozliczające z grzechów ludzi z otoczenia brytyjskiego ministra z pewnością zwróciło uwagę wielu par oczu, wśród których jego zleceniodawcy na pewno nie należeli do ścisłej elity. Uznał, że warto było wyłożyć niemałą sumę na jego usługi, bo balansując na politycznej krawędzi, łatwo o popełnienie błędu. Strike’owi udała się ta sztuka – przeprowadził swoje działania niemal wzorcowo. Gdyby tylko realizator materiału nie skupiał się tak często na osobistych zawirowaniach pary detektywów, może nawet poświęciłby swój czas na lekturę dostarczonych mu akt z poprzednimi śledztwami, które pozwoliły Cormoranowi zabłysnąć na detektywistycznym firmamencie na tyle jasno, że jego poczynania trafiły na biurko samego Weryfikatora. Tak się jednak nie stało. Jak na jego gust, za mało mięsa w tym daniu, by zaspokoiło głód i zbyt wiele pożywnych składników, by zignorować je w zróżnicowanej diecie. Co kto lubi. Z wysłaniem raportu wstrzyma się jeszcze kilka dni. W końcu centrala oczekuje, że zapozna się rzetelnie z całym materiałem dowodowym. A na to potrzeba czasu.

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ